sobota, 15 lutego 2014

Rozdział 5

- Ughh, mam dość!
Jesy ze zmarnowaną miną wkroczyła do kuchni, głośno tupiąc swoimi wysokimi obcasami. Wkurzona cisnęła nimi o niedaleką komodę, wyjmując z lodówki puszkę piwa i zakładając nogi na blat wysepki kuchennej.
- Wow, chwilunia! – skrzywił się Louis, odwracając wzrok od ekranu laptopa. – Zabieraj się na swoje przymiarki, nie chcę nic słyszeć o sukienkach, bucikach i…
- Jesteśmy po tej samej stronie, Tomuś. Przynajmniej pod tym względem – jęknęła z udręką, nalewając swoje piwo do szklanki. Louis zmierzył ją dziwnym spojrzeniem. – No co? – wzruszyła ramionami. – W końcu damy piją ze szklanek.
- Co masz na sobie? – zauważył Tomlinson, uważniej przyglądając się czarnej sukience, z jednej strony lekko naderwanej, a z drugiej potraktowanej ogromną szpilką, która podnosiła ją do połowy uda.
- Little black dress – zanuciła Nelson, nabijając się z piosenki One Direction. – Mam w tym iść jako świadkowa. I tak cud, że zgodzili się na czarną kieckę!
- Niczym upiór w operze – zachichotał Louis, a Jesy wtórowała mu, biorąc łyk piwa i podając resztę puszki Tomlinsonowi.
- Nie, Harry się wkurzy.
- W tej chwili Harry ma cię w dupie i niczym mała dziewczynka lata dookoła sukni ślubnej Perrie – prychnęła Jesy, po czym syknęła cicho, gdy szpilka wbiła jej się w skórę. – Co za gówno, kurwa! – krzyknęła wyrywając je ze stroju i rzucają na podłogę.
- Mały z ciebie terminator – ironizował Tomlinson.
- Nazwałabym to raczej zajebistą taktyką wojenną w życiu.
- Ale nie zapominaj, kto załatwił Justina! – Louis uniósł się dumnie, chichocząc pod nosem.
- Czekaj, chyba nie pamiętam… - Jesy udawała roztargnienie. – Ah! – teatralnie puknęła się w czoło. – Już pamiętam.
- Ja kurwa! Ja, Louis Tomlinson we własnej kurwa osobie! – prychnął. – Uważaj sobie, Nelson.
- Po nazwisku Tomuś?!
- Tak się bawimy?! – wrzasnął Louis. – Nieładnie, Nelson! – podkreślił nazwisko Jesy. – Bardzo nieładnie!
- Fuck you very much, Tomuś – puściła w jego stronę buziaka, śmiejąc się z urażonej miny chłopaka.
- Oh, jakaś ty miła, Nelson – pokazał jej język.
-A ty sarkastyczny, idioto.
- To cały ja, nie wiedziałaś?!
- Póki co, udało mi się tylko stwierdzić, że jesteś totalnie głupi. No i gustujesz w facetach. Ot cała filozofia, Tomuś – westchnęła Jesy, dopijając swoje piwo.
- Ah tak?! Za to ty jesteś wredna i masz wszystkich facetów za debili i dupków! – rzucił. – Ot cała filozofia – dodał z przekąsem, uśmiechając się złośliwie.
- Bo faceci to w rzeczy samej same debile i dupki! A ty jesteś tego idealnym przykładem – stwierdziła Jesy, triumfując.
- Ja ci zaraz pokażę dupka! Wcale nie jesteś lepsza! – skwitował Tommo. – No co tak patrzysz? – prychnął na widok uniesionych brwi Nelson. – Znajdź sobie lepiej faceta czy coś. Może wtedy będzie lepiej.  Jeśli wiesz, o czym mówię – zachichotał.
- Nie podskakuj, Tomuś, bo zaraz sobie znajdę jakiegoś przystojniaka z burzą loków i zielonymi oczami, o! – wywróciła oczami.
-  O nie! Tak to my rozmawiać nie będziemy! – tupnął nogą. – Zresztą, ufam Harry’emu i wiem, że nie tknąłby cię kijkiem.
- Jesteś taki pewien? Wiesz – oparła się o blat. – W grę wchodzą cycki!
- Nie, skarbie. Nie ta liga. Harry nie lubi cycków – Louis wzruszył ramionami, po kryjomu pokładając się ze śmiechu.
- Nie ma mowy, wszyscy kochają cycki!
- Oj, Jesy, Jesy… - ironizował. – Myślałem, że jesteś bardziej kumata.
- Nie obrażaj mnie, niedorozwoju! – zrobiła słodką minkę, uśmiechając się szyderczo. – Pacan – rzuciła pod nosem.
-Sama jesteś niedorozwojem! – burknął. – W ogóle to myślałem, że się polubimy. Tak bardzo się pomylić – pokręcił głową.
- Z tobą się ktokolwiek dogaduje? – zachichotała. – Bang, Bang, dziwko!
- Akurat tak się składa, że w porównaniu do ciebie mam przyjaciół!
- Śpisz dziś na wycieraczce – Jesy podniosła się z miejsca, w triumfie zbierając swoje buty z podłogi.
-  Przecież tylko się z tobą droczę, kretynie – Tomlinson nie wytrzymał i wybuchnął śmiechem. – Wiem, że gdyby nie ty, nie załatwilibyśmy Jussa.
- O proszę! Więc Tomuś jednak mi coś zawdzięcza, tak? – uniosła się z przekąsem.
- Daj spokój, Jesy! Pomimo wszystkich naszych kłótni i dogryzania sobie, jesteśmy taką – zamyślił się, zamykając laptopa. – Taką mała rodziną, wiesz?
- Weź, bo się wzruszę, a to nie w moim stylu – uśmiechnęła się szczerze.
- I wszyscy się kochamy! I wiem, że w głębi serca ty nas też! – zachichotał Tommo, szczerząc się na widok lekkich rumieńców Jesy.
- Dobra, niech ci będzie – uniosła ręce w geście kapitulacji. – Ja was też, ale nie mów Zenowi, bo wykorzysta to przeciwko mnie. Burak.
- Będę milczał jak grób! – zasalutował. – Nie chcę w końcu obudzić się w niebie z aniołkami – rzucił nieco ciszej, wiedząc, że Nelson i tak go usłyszy.
Jesy zaśmiała się, mierzwiąc grzywkę Tommo, ku jego niezadowolonej minie.
- Jesy?! Jesy, gdzie ty się podziewasz! – krzyknął Harry. – Utopiłaś się w tej toalecie? Jesy?!
Nelson przeklęła pod nosem.
- Muszę iść na przymiarkę – jęknęła.
- Musisz iść na przymiarkę albo mój chłopak rozpłacze się jak na prawdziwego mężczyznę przystało.
Oboje zachichotali, po czym Jesy opuściła kuchnię w o wiele lepszym nastroju.
Louis westchnął cicho, rozprostowując kości i biorąc łyk piwa, które zostawiła Jesy.
- Głupi Harry-druhna – zaśmiał się, wracając do swoich obowiązków.
*
- Ała! – syknęła Perrie.
- Przepraszam – Jade lekko spuściła wzrok, delikatniej upinając  sukienkę Edwards. – Warte zachodu, bo wyglądasz cudownie! – zachwyciła się, cofając się o kilka kroków i podziwiając swój efekt.
- Jeszcze trochę z tej strony – zauważyła Leigh-Anne, pokazując na zwisający skrawek białego materiału. – Bo inaczej będzie za długa.
- Podważasz moją pracę?! – wkurzyła się Jade. – Przecież…
- Oh, jest cudownie! – przytaknął Harry, próbując załagodzić sytuację. Buzujące hormony Thrilwall działały wszystkim na nerwy, jednak nie dali tego po sobie pokazać. – Po prostu jeśli dodasz jeszcze jedną szpilkę, o tutaj – wskazał na odpowiednie miejsce. – Wtedy będzie jeszcze lepiej!
- Myślałam, że pracowałeś w piekarni, a nie modelingu – Nelson wywróciła oczami, wracając do pokoju.
- Jesy, coś ty zrobiła z moją robotą! – Jade załamała ręce. – Tak ładnie okroiłam twoją małą czarną!
- Wybacz, ale nie podobało mi się to. Nie może zostać tak jak jest?
- Nie! – Jade zaczęła płakać, sprawiając, że Perrie o mało co nie spadła ze stołka, na którym wciąż pozowała w swojej białej sukni ślubnej.
- Oh, skarbie, Jesy wcale nie miała tego na myśli! – Harry ponownie ruszył z pomocą. – Ja zajmę się jej sukienką, a ty w tym czasie wystroisz Leigh-Anne, co?
- A nie jesteś zmęczona? – wtrąciła się Pinnock. – Może ty usiądziesz w swojej sukience, a ja sprawdzę, czy mogę ją jakoś poprawić.
- Nie mam sukienki.
- Co?! – wszyscy w pokoju zwrócili wzrok na Jade.
- To ty na nas krzyczysz, a sama… Ał – syknęła Jesy, którą Perrie lekko pacnęła po głowie, dając jej do zrozumienia, że lepiej, by nie zaczynała.
- I tak po tygodniu w żadną się nie zmieszczę.
- Oh, Jade, nie przesadzaj! – Perrie pokrzepiająco pogłaskała ją po włosach. Tylko dotąd sięgała, stojąc jak idiotka na krześle na środku salonu. Czego się nie robi dla ślubu…
- Nie przesadzam! Wiesz, jak ja będę wyglądać na twoim ślubie?! Jak beczka! – znowu wybuchnęła płaczem.
- Jade, nie sądzisz, że z tej strony, to ramiączko mogłoby trochę opadać? – wtrąciła Jesy. Nie miała najmniejszej ochoty na przymiarki, jednak próbowała odciągnąć uwagę Thrilwall od jej problemów z wahaniami nastroju.
- Oh, rzeczywiście – zauważyła cicho, podchodząc i skupiając się na sukience Nelson.
Perrie westchnęła, w podzięce kiwając do Jesy, która tylko wzruszyła ramionami, poddając się zabiegom Jade.
- Wróciliśmy! – krzyknął Liam, który razem z Zaynem i Niallem wybrał się dzisiaj na zakupy, by nie przeszkadzać dziewczynom. No i Harry’emu, który jest prawie jak dziewczyna.
- Nie! – krzyknęła Leigh-Anne, wypychając Zayna z pokoju.
- Hej! – zdziwił się Malik, zdziwiony, wpadając na Liama.
- Nie może zobaczyć Perrie w sukience, to przynosi pecha – krzyknął Harry, wynurzając się z salonu z miarką dookoła szyi.
- Ale jesteś stylowy, panie Styles – zażartował Horan, zdejmując buty.
- Spadaj – Harry pokazał mu język, lustrując wzrokiem Zayna. – Swoją drogą, dobrze, że wróciłeś. Zaraz kończymy z Perrie i musimy skrócić rękawy twojego garnituru.
- Zrobić co? – Malik jęknął niezadowolony.
- Harry ma rację – Jade wychyliła się zza framugi. – Za 10 minut przebrany i gotowy do pracy.
- Ale ja…
- Żadnego ale kurwa!
Malik w osłupieniu spojrzał na Thrilwall.
- Hormony – bezgłośnie powiedział Harry. Gestami rąk pokazywał mu, by w żadnym razie nie zaprzeczał.
- Jestem troszkę zmęczony Jade i… Boże,nie, Jade, nie!
Thriwall otarła łzę z oka.
- Zayn, masz natychmiast iść po garnitur – rozkazał Liam, popychając Zayna na górę.
- Stary, co ty…
- Bez dyskusji! Jade chce, Jade dostanie! – pociągnął Zayna na górę, choć ten kurczowo trzymał się barierki.
- Mordują mnie – jęknął niezadowolony.
- Ty też! – Jade z rządzą mordu w oczach spojrzała na Nialla, który w pośpiechu pobiegł pomóc Liamowi, a następnie razem udali się na górę.
- No – zadowolona Thrilwall wróciła do Jesy i jej sukienki.
- Moja krew – uśmiechnęła się Nelson.
- Dom wariatów – skwitowała Leigh-Anne, pomagając Perrie zejść ze stołka. – Trzeba było się nie hajtać.
- Trzeba było mnie nie zmuszać, bym go w sobie rozkochała. Może wtedy nie wynikłaby z tego taka historia – Edwards wykręciła młynka oczami.
- Ale wtedy nie poznałabym Liama, więc odszczekaj to – warknęła Jade.
- Odszczekuję – Perrie ze skonsternowanym uśmiechem, zdjęła z siebie sukienkę. – A teraz idę wziąć prysznic. Uciekam od ciebie. Wcale nie uciekam. To znaczy…
- Pomogę ci! – rzuciła Leigh-Anne, razem z Perrie wybiegając z pokoju.
- No i mnie zostawiły – jęknęła Jesy. – W dodatku z nimi – westchnęła, kiedy w pokoju zjawił się Louis.
- Szorować po garniaki panowie! – zakomenderowała Jade, a oboje bez mrugnięcia okiem zniknęli na górze.
- Chyba zaczyna mi się to podobać.
- Ale co? – zdziwiła się Nelson.
- Wszyscy się mnie słuchają jak jestem w ciąży i wcale nie musze niczego wymuszać. To dziwne, prawda?
- Oh, bardzo dziwne – powiedziała Jesy, choć tak naprawdę pomyślała, jak cholernie nie może doczekać się, aż jej to minie. – Bardzo.
~~~~*~~~~
- Gdzie mój garnitur? – zapytał Harry, gdy weszli do swojej sypialni. Louis wyminął go tylko i podszedł do szafy, po czym wyjął swój strój. Zaraz po tym wszedł do łazienki, zatrzaskując za sobą drzwi. Zdezorientowany Styles stał w miejscu kilka sekund. Następnie zaczął szukać swojego garnituru. Gdy miał go już w rękach, Tomlinson wyszedł z łazienki.
- Co się gapisz? Jade czeka, przebieraj się szybko – warknął, siadając na łóżku.
- O co Ci chodzi? – zapytał nadal zdziwiony zachowaniem swojego chłopaka.
- O nic – mruknął – Szybciej, nie będę na Ciebie wiecznie czekał.
- Ej! Tak się bawić nie będziemy! Co ja znowu zrobiłem?
- Zapytaj lepiej czego kurwa nie zrobiłeś! – warknął.
- Dobra! Zaczynasz przeginać.
- Ja? No chyba kurwa jednak ty!
- O co Ci chodzi?! – warknął Styles.
- Nie ważne, nie będę tracił czasu na rozmowę z Toba, ale następnym razem jak się z kimś umówisz to o tym pamiętaj – powiedział, otwierając drzwi. Harry od razu zrozumiał o co mu chodzi. Pobiegł do niego i pociągnął go za rękę, a następnie zamknął drzwi – Chce wyjść, nie widzisz?!
- Widzę, ale nigdzie nie idziesz – powiedział, zagradzając mu drogę.
- Nie mam czasu na Twoje głupoty, przesuń się – burknął.
- Przepraszam okej? Zapomniałem, po prostu wyleciało mi z głowy. Przepraszam – szepnął.
- Wiesz co to może ja zapomnę o tym, że w ogóle istniejesz? Jak myślisz, będzie fajnie? – warknął.
- Ej to nie było miłe!
- A Twoja zachowanie to niby jest?!
- Przepraszam, zapomniałem, nawaliłem, wiem o tym – powiedział cicho, patrząc na swoje buty. Louis uśmiechnął się lekko. Taki niewinny Harry był naprawdę słodki, ale nie chciał tak szybko się poddawać.
- I co mi z twojego przepraszam? – odparł, siadając na łóżku. Harry nic nie odpowiedział. Podszedł do Louisa, popchnął go i usiadł na jego biodrach – Co Ty robisz! Pognie… - nie dokończył, ponieważ Styles zamknął mu usta pocałunkiem.
- Takie przepraszam może być? – zapytał, gdy się od siebie oderwali. Tomlinson nic nie mówiąc znowu pocałował swojego chłopaka. Jego ręce wylądowały na pośladkach Stylesa – Ten garnitur Ci nie pasuje, chyba się go pozbędziemy – szepnął Harry, wpijając się w jego usta zachłannie. Całowali się przez kilka minut, po czym Harry zaczął rozpinać guziki koszuli Louisa.
- Louis! Harry! Gzie Wy do cholery jesteście?! – krzyknął Jade z dołu.
- Kurwa – warknął Harry, odsuwając się od Louisa.
- Nie! Chce jeszcze jednego – odparł, przyciągając go do kolejnego pocałunku.
~~~~*~~~~
Jesy cały czas zastanawiała się dlaczego Johnny nie odzywa się do nich od tygodnia. To było dziwnie podejrzane. Przez cały czas miała dziwne wrażenie, że niedługo wydarzy się coś złego. Wkurzało ją to, że Zayn i Perrie akurat teraz zapragnęli wziąć ślub. Jakby nie mogli poczekać do skończenia tej całej sprawy. Miałą tylko nadzieję, że w ich dni nie będzie żadnych niespodzianek. Nie chciała żadnych problemów przy rodzinach i przyjaciółkach chłopaków.
- Jestem, mam nadzieję, że nie czekałaś długo – z jej rozmyślań wyrwał ją głos Cher.
- Nie, nie! Dopiero przed chwilą przyszłam. Ciężko było tu trafić, ale się udało – zaśmiała się.
- Wybacz, musiałam być pewna, że będę w swojej okolicy, gdzie Johnny na pewno nie przyjedzie.
- Co masz na myśli?
- Jesteśmy na terenie jego największego wroga, więc tu na pewno nas nie będzie śledził.
- Sprytnie – pochwaliła ją.
- Nie mogłam się spotkać z Tobą wcześniej, ponieważ musiałam zabezpieczyć wszystko przed tym chujem.
- Spokojnie, nic się nie stało. Na razie Johnny się nie odzywa i trochę mnie to martwi, ponieważ boję się, że może wymyślić coś na ślub…
- Ślub kogo? – przerwała jej szybko.
- Perrie i Zayna – odparła, wyciągając z torby kopertę – Tutaj masz zaproszenie, mam też dla Ariany i Seleny, mam nadzieję, że rozumiesz dlaczego Demi i Danielle nie są zaproszone.
- Tak, wiem i muszę jeszcze raz za nie przeprosić! Nie wiem co im odwala – jęknęła.
- Mnie nie musisz przepraszać. Niech tylko dadzą spokój chłopakom, w szczególności Liamowi – zaśmiała się Nelson.
- Dlaczego? – zdziwiła się.
- Lepiej niech nie wchodzi Jade w drogę, naprawdę! Lepiej dla niej.
- A ona w ciąży czy jak? – zaśmiała się, ale widząc minę Jesy szybko się uspokoiła – Serio? Jest w ciąży? O Cholera, kurwa, szlag by to trafił, przecież teraz wszystko się skomplikuje – burknęła – Ona nosi w sobie dziecko! Kurwa!
- Nie jest dobrze Cher, nie mogę ryzykować, że coś się jej stanie – powiedziała smutno. Nie wybaczyłaby sobie, gdyby Jade straciła swoje dziecko z powodu tego jebanego Johnny’ego.
- Okej, bez paniki, coś na to poradzimy. Będziemy musiały ją jakoś chronić. Ona nie może stracić dziecka.
- Wie o tym, nie pozwolę na to. Na razie będę trzymać ją z dala od tej sprawy, przynajmniej aż minie tej chujowy okres, w którym może poronić.

- To jest jakieś wyjście. Damy radę, musimy dać – szepnęła Cher, nie będąc pewna swoich słów. Obie wiedziały, że pokonanie Johnny’ego graniczy z cudem. Wszystko było nie tak, nic nie szło po ich myśli. Musiały szybko wymyślić jakiś skuteczny plan. Będzie im trudno, ponieważ teraz nie znają żadnych planów swojego szefa. Bardzo długo rozmawiały o tym. Na początku nie wymyśliły niczego sensownego, ale potem zaczęły pojawiać się nowe pomysły. Jesy wróciła do domu dopiero o dwudziestej trzeciej. Weszła do mieszkania po cichu, aby nikogo nie obudzić. Gdy chciała wejść po schodach, usłyszała ciche głosy w salonie. Lekko przestraszona skierowała się do pokoju. Stanęła w progu, gdy zobaczyła Louisa i Harry’ego, wtulonych w siebie. Oglądali jakiś film i co chwilę się całowali. Jesy uśmiechnęła się tylko i szybko weszła na górę, nie chcąc im przeszkadzać.
___________________________________________
Uhuhu! Agnes pisze pierwsza haha! 
Co tam u Was? Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodoba ^.^
Dużo się teraz będzie dziać, więc się przygotujcie na to haha ;p
No to chyba tyle ode mnie
Kocham Was wszystkich! Komentarze pod ostatnim rozdziałem są aww! <3
Dziękujemy! 
Agnes! <3


Zen nie dał mi follow. Dał follow 10 ludziom, którzy nie są mną, więc idę w depresję :( 
I pozdrawiam inne Zayn's girl, tak bardzo tak!
A wracając, dziękujemy za ostatnie komentarze, bo były przemiłe. I jako darmozjady prosimy o więcej ^.^
Do następnego <3
Kuku


sobota, 1 lutego 2014

Rozdział 4

- O kurwa – szepnęła, zatykając twarz dłonią. W pudełku były zdjęcia. Na jednym Jade z Liamem i Danielle, na drugim Leigh, Niall i Cher, a na kolejnym Leigh, Jade i Cher. Na kilku innych byli wszyscy razem. Na samym dole byłą karteczka.

Nie lubię, gdy ktoś ze mną pogrywa.
Przekaż  Cher i jej przyjaciółeczkom, że długo nie pożyją.  J

Jesy nie myśląc długo, wzięła swój telefon i wybrała numer Cher.
- Słucham?
- To ja, Jesy. Mamy problem.
- Mów – nakazała.
- Właśnie dostałam wiadomość od Johnny’ego. Już wie, że razem pracujemy – jęknęła, patrząc jeszcze raz na zdjęcia.
- Kurwa, nie spodziewałam się, że tak szybko się dowie – warknęła Lloyd – Teraz nie będziemy wiedziały co planuje. Kurwa mać, wszystko poszło się jebać.
- Liam i Niall są w One Direction, paparazzi robili Wam zdjęcia, dlatego on wie. Gdyby nie to, nikt by nie wiedział.
- Cholera, o tym nie pomyślałam. Dzisiaj ani jutro nie mamy czasu, żeby do Was wpaść, więc do zobaczenia pojutrze – powiedziała, po czym rozłączyła się. Nelson nie wiedziała co ze sobą zrobić. Ich były szef znał każdy najmniejszy ruch. Do tego prawdopodobnie obserwował ich przez cały czas. Niestety minusem dla nich było to, ze kiedyś dla niego pracowały. Wiedział jaką taktykę przyjmą. Teraz będzie trzeba obmyśleć inny plan. Nie mając siły na nic, Jesy położyła się spać.

- Niall? – w pokoju pojawiła się mulatka.
- Tak?
- Możemy porozmawiać? – zapytała cicho.
- O czym? – zapytał blondyn.
- Chciałam Cię przeprosić za moje zachowanie i wiem, że to nie było sprawiedliwe, bo praktycznie nic nie zrobiłeś, a ja zachowywałam się jak skończona kretynka, przepraszam – powiedziała, patrząc na swoje buty.
- A to podobno my jesteśmy bardziej zazdrośni – zaśmiał się Horan.
- Nie byłam zazdrosna! – burknęła Leigh-Anne.
- Ja wiem swoje, a ty swoje. Teraz chodź tu do mnie – odparł, rozkładając ręce. Pinnock wtuliła się w niego.
- Lubię taką stronę Ciebie.
- Niby jaką?
- Taką inną, bardziej kruchą, kochaną i nawet nie wiesz jak słodko wyglądałaś taka zawstydzona, z rumieńcami na policzkach.
- Dobrze Ci radze Horan, zamknij się, albo zaraz poznasz stronę, której nie widział jeszcze nikt – warknęła czarnowłosa, wtulając się mocniej w swojego chłopaka – To Ty tu jesteś od tych romantycznych bzdetów – dodała po chwili.
- Ty też potrafisz być miła jak Ci się chce. Po za tym widać różnice między twoim zachowanie w czasie pierwszej akcji, potem przez rok bez walki i zabijania i teraz. Przede mną nie ukryjesz tej prawdziwej siebie. Znam Cię zbyt dobrze – powiedział, po czym pocałował ją w czoło.

Louis wrócił dopiero po dwudziestej drugiej ze spotkania z Eleanor. Jeszcze nigdy nie był tak wściekły. Nie mógł zrozumieć postępowania dziewczyny. Naprawdę ją lubił, ale teraz po tym co zrobiła, miał ochotę zabić ją jak Justina rok temu.
- Co się stało? – zapytał Harry, gdy jego chłopak pojawił się w pokoju. Od razu zauważył, że coś jest nie tak. Louis był wściekły i nie ukrywał tego.
- Nienawidzę jej, po prostu kurwa nienawidzę – warknął, siadając na brzegu łóżka.
- Ale kogo?
- Eleanor.
- Dlaczego? – zdziwił się młodszy. Myślał, że Louis ją lubił.
- Przedłużyła kontrakt, rozumiesz to? Za moimi plecami, poszła do jebanego Modest i go po prostu przedłużyła – krzyknął.
- Co? Ale przecież ty chyba też masz coś tu do powiedzenia, prawda?
- Przecież wiesz, że nie. To samo dotyczyłoby Ciebie, Liama, Zayna czy Nialla.
- Lou, co teraz będzie? – szepnął Harry, a w jego głowie zaczęły pojawiać się najgorsze scenariusze.
- Nie Harry. Wiem o czym myślisz i wiem też, że mieliśmy spędzić dzisiejszy dzień razem. Przepraszam za to, wiesz, że nie miałem innego wyjścia.
- Zobaczysz, że w końcu im się uda. Uda im się nas rozdzielić. Zakochasz się w niej i…
- Ja? W niej? Ty chyba oszalałeś – powiedział Louis, przysuwając się do Harry’ego – Nie wiem czy wiesz, ale jestem zakochany. Powiem Ci w kim, ale nie możesz pisnąć nawet słówka – zaśmiał się cicho, po czym wczołgał się na Harry’ego – Ma kręcone włosy i piękne zielone oczy. Gra razem ze mną w zespole i wiesz co kocham go, ale on jest tak głupi, że w to wątpi.
- Jesteś idiotą – burknął Styles.
- Ja tu staram się być romantyczny, a ty… - nie dokończył, ponieważ Harry przyciągnął go za koszulkę, a następnie pocałował.
- Kocham Cię, Boo.
- Ja Ciebie też – uśmiechnął się.

- Wszystko w porządku? – zapytał Liam, gdy Jade wyszła z łazienki. Nie wyglądała za dobrze.
- Tak, jest okej – uśmiechnęła się lekko, po czym podeszła do łózka.
- Na pewno? Nie wyglądasz za dobrze – powiedział zmartwiony.
- Po prostu nie czuje się najlepiej, boli mnie brzuch i jest mi niedobrze – burknęła, wchodząc pod kołdrę. Już po chwili poczuła ręce Liama na swoich biodrach.
- Zrobić Ci herbatę lub przynieść jakieś leki?
- Nie. Brałam już jakiś proszek. Może rano mi przejdzie – odparła – Dobranoc – dodała po chwili, zamykając oczy. Jak ona ma u to powiedzieć? Co jeśli on ją wtedy zostawi? Cholera, Jade! Zjebałaś sobie życie, pomyślała, po czym zasnęła.

* następnego dnia *

- Musisz tak od rana? –Zayn wychylił głowę zza poduszki. Był cholernie zmęczony, podczas gdy Perrie krzątała się po ich wspólnej sypialni, robiąc remanent swoich ubrań, co z całą pewnością i bezwarunkowo mogło poczekać do popołudnia.  – Pani Malik, proszę to odłożyć i kłaść się spać, no już!
- Pani co? – Perrie upuściła trzymaną właśnie bluzkę. – Co?!
- To co słyszałaś – wzruszył ramionami, siadając po turecku. – Nie zapominaj, że przyjęłaś moje oświadczyny.
- Ohh – westchnęła cicho. – No tak.
- Perrie!
- Żartuję! – wybuchnęła śmiechem. – Jak mogłabym zapomnieć o dniu, kiedy podarowałeś mi kapsel od Tymbarka jako obrączkę.
- Wciąż go masz!
- Oczywiście, że tak – usiadła koło niego, otwierając szufladę w półce koło łóżka. Wyjęła stamtąd swoją pierwszą nietypową obrączkę, zakładając ją na palec, tuż obok kupionego później pierścionka z brylantem, który przyjęła, pomimo że nie podobała jej się cena, jaką Zayn za niego zapłacił. To przecież nie była obrączka, tylko zwykły pierścionek zaręczynowy.
Malik objął Perrie ramieniem, po czym oboje wtulili się w siebie, leżąc na kanapie.
- Perrie?
- Hmm? – blondynka mruknęła w odpowiedzi, zamykając oczy i kładąc głowę na nagim torsie Zayna.
- Chcesz za mnie wyjść za dwa tygodnie?
- Słucham? – przekręciła się na brzuch, ciężarem całego ciała napierając na klatkę piersiową Malika. – Coś ty znowu wykombinował, co?
- Tak tylko myślałem i kręciłem się koło pobliskiego urzędu stanu cywilnego i…
- Przypadkowo i bez żadnych zamierzonych celów, prawda? – z powątpiewaniem uniosła brew z kpiącym uśmieszkiem.
- Sytuacja znowu staje się napięta – westchnął mulat. – Johnny zwariował, chce zemsty. Po prostu korzystam z chwili.
- Hej, Zayn, spójrz na mnie – Perrie złapała jego spojrzenie. – Johnny nie stanie nam na drodze. Nie po raz kolejny. Rozumiesz?
Chłopak mruknął pod nosem.
- Zayn, wyjdę za ciebie. Za dwa tygodnie – dodała po chwili. – Jeśli to da ci jakiś komfort psychiczny, jeśli cię uszczęśliwi. Dobrze, zróbmy to.
- Naprawdę? Ale nic na siłę, jeśli…
- Zróbmy to Zayn – uśmiechnęła się, składając na jego ustach szybki pocałunek. – Chcę tego.

*

- Słuchajcie – Zayn trzymając Perrie za rękę, wszedł do pokoju. – Mamy wam coś ważnego do powiedzenia.
- Ty też?! – Jade wytrzeszczyła oczy ze zdziwienia.
- Co? – Perrie zmierzyła ją zdziwionym spojrzeniem. – O czym mówisz?
- O niczym – szybko wybrnęła z sytuacji, wyłączając komedię, którą właśnie oglądali z Liamem, Louisem i Harrym. – Ej, chodźcie wszyscy!
Jesy, Leigh i Niall zjawili się w salonie.
- No co tam mordeczki? – Niallowi humor wyraźnie dopisywał. Jego relacje z Leigh znacznie się ociepliły, przez co oboje promienieli ze szczęścia.
- Chcemy coś ogłosić – powiedział Zayn.
- Chłopiec czy dziewczynka? – wyrwał się Louis.
- Co? Ale… Tommo, nie o to chodzi! – Edwards pokręciła głową z dezaprobatą.
- Cholera – warknął pod nosem. – To co mi zawracacie gitarę? – mruknął, budząc Harry’ego, który zasnął na jego kolanach. Styles z niezadowoleniem podniósł wzrok na pozostałych.
- Znowu nudne zebranie?
Jesy zgromiła go wzrokiem, dają Perrie i Zaynowi możliwość wypowiedzenia się.
- A więc – zaczęli oboje w tym samym czasie, po czym wybuchnęli śmiechem.
- Zacznij – Zayn machnął ręką, robiąc krok do tyłu. – Damy przodem.
- Cóż – Perrie odchrząknęła. – Wspólnie postanowiliśmy, że chcemy się pobrać. Jak najszybciej.
- Aww – wyrwało się Leigh, która przeprosiła cicho, dając znak, by kontynuowali.
- W związku z tym potrzebujemy świadków. No i druhny – dodała. – Więc… Byłoby nie fair, gdybym wybrała sama, pomijając którąś z was, wobec tego… Kto chce być moją świadkową, dziewczęta? – klasnęła w dłonie.
- Ja! – rozległy się dwa okrzyki, po czym Jade i Leigh zgromiły się spojrzeniami.
Przez blisko piętnaście minut kłóciły się, która jest bardziej fotogeniczna, bo w końcu świadkowie pozują do wielu zdjęć, a nawet mierzyły, która wyżej mierzy w szpilkach.
- Dobra, dość tego – zakomenderowała Jesy. – Skoro nie możecie dojść do porozumienia, niech Zayn wybiera.
- Co? – wszyscy spojrzeli na Malika, który równie zdziwiony zlustrował Jesy wzrokiem.
- Nawet mnie nie lubisz.
- Ale ty wybierzesz rozsądnie, a jeśli Perrie dokona wyboru, któraś z nich obrazi się na Edwards. Lepiej, by foch poleciał w twoją stronę – podsumowała.
- Ty naprawdę mnie nie lubisz – jęknąl.
- No więc? – wszyscy spojrzeli na Malika.
- No więc wybieram Jesy! – rzucił po chwili.
- Co?! – pisnęli dosłownie wszyscy z Jade i Pinnock na czele.
- Ale jak to? – Nelson otworzyła usta ze zdziwienia. – To nie fair!
- A nawet bardzo fair! Gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta – Zayn wyszczerzył się triumfalnie. – No więc, Jesy? Odmówisz takiej pięknej damie u mego boku?
- Oh, stul dziób – zachichotała Edwards. – Jesy? – spojrzała na przyjaciółkę. – Czy zechcesz zostać moją świadkową na ślubie?
- Ale…
- Zgódź się – szepnęła Leigh-Anne, a Jade przytaknęła kiwnięciem głowy.
- Z przyjemnością – uśmiechnęła się, po czym razem z Perrie zagłębiły się w długim uścisku.
- Dobra, moje panie, koniec tego – Louis wstał z kanapy. – Zayn – zwrócił się do przyjaciela. – Chyba nie muszę ci mówić, kto dostanie wpierdol kiedy ja nie zostanę świadkiem?
- To szantaż! – warknął Horan. – Chcesz się bić! – podszedł do Tomlinsona.
- Hej, hej – Liam podszedł do nich. – Miejmy klasę i nie róbmy tego, co dziewczyny, hm?
- Jakieś propozycje?
Wobec tego najbliższe pół godziny spędzili na jakże męskim rozwikłaniu sposobu – nabijaniu levelów we Flappy Bird. Z wynikiem 14 zwyciężył Harry, który definitywnie został świadkiem u boku Nelson.
- Pieprzyć cię Harold – burknął obrażony Louis.
- Może potem? – grzecznie zasugerował Niall z miną pt. „bo się zrzygam”.
- Właściwie to szkoda, że nie wpadliście. Wtedy wygrałbym konkurs na najlepszego wujka. Mam mnóstwo rzeczy po młodszych siostrach.
- Trzymaj je, może kiedyś nam się przydadzą – Zayn puścił oczko do Perrie.
- Zayn! – pisnęła zawstydzona.
- Prędzej mi się przydadzą – bąknęła Jade pod nosem.
Liam zachichotał, po czym spoważniał, widząc równie surową minę Jade.
- Zaraz… Co?
- Czy wy…
- Jade?
- JEZUS MARIA – Jesy o mało nie przewróciła się o swoje buty.
- Co ty chcesz nam przekazać? – Pinnock zaświeciły się oczy.
- Przepraszam, że tak teraz, ale dopiero co się dowiedziałam i…
- Jade? – Liam ponownie zmierzył ją wzrokiem. – Boże, Jade…
- O ja pierdolę, Payno chciał wykraść płytę, a zapomniał o kondomach. Aua! – Tommo oberwał gazetą od Perrie.
- Powiedz to, bo nie uwierzę! – zapiszczała Edwards.
- Jestem w ciąży – słodko spuściła wzrok, lustrując koniuszki swoich butów. – Wiem, że to nieoczekiwane, ale…
- Jak dobrze, że nam to nie grozi – szepnął Niall, zawstydzając Leigh-Anne.
- Boże, trzymajcie go – Jesy zareagowała w porę, by asekurować Liama, który o mało co nie upadł na podłogę.
- Czy on… - Louis zmarszczył brwi. -  Zemdał?
- Chyba tak – przytaknął Malik. – Liam?
Wszyscy zebrali się dookoła chłopaka, próbując go ocucić.
- Oh, Liam – Jade przecisnęła się między wszystkimi. – Liam? – klepnęła go w policzek. – Liaś, skarbie, obudź się.
- Przyniosę łyżkę – rzucił Styles, po chwili pojawiając się w salonie.
- Łyżkę? – Leigh zmarszczyła nos. – Po co ci…
W ciągu kilku sekund Liam przerażony cofnął się pod ścianę, kiedy poczuł chłód zimnej łyżki na swoim czole.
- Brawo, mój geniuszu – uśmiechnął się Louis, całując swojego chłopaka w policzek.
- Chciałeś mnie zabić – sapnął Liam, zbierając się z podłogi.
- No, moi drodzy! – zaczęła Jesy. – Potem to wszystko dokładniej obgadamy, a teraz wychodzimy. Liam i Jade chyba muszą pogadać.
Wszyscy zgodnie opuścili pokój, po drodze przytulając się do wciąż lekko zaniepokojonej Thrilwall. Kiedy wreszcie Liam został z nią sam na sam, podeszła do niego niepewnie.
- Liam, ja…
- Po prostu obiecaj mi, że jeśli to będzie dziewczynka, nie nazwiemy jej Katherine.
- A czemu nie? – zmarszczyła brwi.
- Moja ciotka Katherinie zawsze kazała mi jeść brukselkę, a ja nienawidzę brukselki – zachichotał, a Jade wtórowała mu z ulgą.
- Czyli jednak się cieszysz?
- Jasne, że tak! – Payne przytulił znacznie niższą od siebie dziewczynę. – I nigdy nie zostawimy naszego dziecka pod opieką Louisa.
- No raczej! – zgodziła się nim ledwo skończył mówić.

Przytulając się, siedzieli na kanapie do późnych godzin, obiecując sobie wiele głupich macierzyńskich spraw.

________________

Hej! :)
ZACZYNAM FERIE! WOLNE URLOP SPANIE UMCY UMCY!
(Agnes ciota idzie do szkoły, hłehłe)
Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodoba. A teraz taki apel - CZYTASZ = KOMENTUJESZ! Albo naślemy na was Jesy, buhaha!
Do napisania x
fucking kill me noooooooooow!

Ty się nie ciesz gnido! Ja jutro zapierdzielam do szkoły! ;c
Chce mnie ktoś przygarnąć? ;c Ja nie chce wracać do szkoły! ;c
Tylko nie zabijcie nas za ten rozdział! Dużo się dzieje haha ;p
Komentujcie mordeczki! <3
Agnes! <3
Kocham to! <3