piątek, 25 lipca 2014

Rozdział 14

- Długa historia? – Jesy przejechała dłonią po włosach. Zrobiła kilka kółek w okół własnej osi. – Okej, długa historia… Tylko spokojnie, długa historia.
 - Jesy, naprawdę, powiedziałbym ci wcześniej tylko…
- Nie no ja ci zaraz urwę łeb i dopiero wtedy będziesz kurwa martwy! – Nelson przerwała Louisowi, który zrobił kilka kroków w tył, jednak Liam i Zayn szybko zareagowali trzymając Jesy.
- Ty pierdolony kretynie, no nie ręczę za siebie!
Wszyscy byli wpatrzeni w Louisa jak w obrazek Matki Boskiej w kościele. Chłopak wyglądał paskudnie. Miał małe rozcięcie nad łukiem brwiowym, kilka zadrapań i siniaków, poza tym lekko słaniał się na nogach, ale poza tym wydawało się, że nic mu nie jest.
- Jesy, to nie takie proste…
- Nie proste – Nelson wyrwała się z uścisku chłopaków, którzy wylądowali na podłodze, ku cichemu parsknięciu Nialla. – Kurwa Louis – Jesy podeszła do niego, chwytając poły jego swetra. – Kurwa no – ku zdziwieniu wszystkich zmiażdżyła Tomlinsona w uścisku, a chłopak równie zdziwiony odwzajemnił to z lekkim uśmiechem.
- Przepraszam – wzruszył ramionami, kiedy Jesy odsunęła się od niego. – Ja musiałem, bo inaczej… - spojrzał na Harry’ego, który jako jedyny nie poruszył się ani o milimetr, odkąd tylko ujrzał Louisa. – Harry…
Wszyscy spojrzeli na Stylesa, który nie spuszczał oczu z Louisa zupełnie jakby pilnował go wzrokiem.
- Harry, przepraszam, ale… Harry!
Louis podszedł do Stylesa, ten jednak uniósł ręce do góry i minął go, bez słowa udając się na górę.
- Harry…
- O nie – Jade zatorowała Tomlinsonowi drogę, zakładając ręce na piersi. – Nie pójdziesz za nim, póki wszystkiego nam nie wyjaśnisz.
- Ale…
- Nie denerwuj mnie!
- Nie denerwuj jej – syknął Liam, a Louis tylko wywrócił oczami.
- Widzę, że nic się nie zmieniło i wciąż jesteś pantoflarzem.
- Ktoś musi – Zayn wzruszył ramionami, uśmiechając się do Louisa, który odwzajemnił jego gest. Partners in crime forever and always – pomyślał.
- A więc? – Leigh rozsiadła się wygodnie, patrząc na chłopaka spod uniesionych brwi. – Umieram z ciekawości, co skłoniło cię, by znowu dać Harry’emu myśleć, że nie żyjesz.
- Leigh – Niall pisnął cicho. – Masz absolutną rację! – dodał po chwili pełnym sztucznego uznania głosem. – Lepiej mów albo ja nie zachowam się jak Jesy.
Nelson pokazała mu środkowy palec, nawet nie kłopocząc się spoglądaniem w jego kierunku. Bała się, że jeśli się odwróci, Louis zniknie.
- Ja musiałem, bo… Johnny zagroził, że zrobi coś Harry’emu i… Cholera musiałem.
- Oh.
- No więc sami widzicie, nie miałem wyboru, nie wahałem się.
- To najgłupsza rzecz, o jakiej słyszałam! Obronilibyśmy Harry’ego!
- Nie, Jesy, nie obronilibyśmy – Perrie pierwszy raz zabrała głos. – Johnny to Johnny, zrobiłby wszystko, by dorwać Harry’ego, a potem nawet…
- Powiedział, że zatorturuje go na amen – przerwał jej Louis. – Skonsultowałem się z Perrie i…
- Co?! – Zayn i Jesy wstali ze swoich miejsc obrzucając obojga wrogim spojrzeniem.
- Ja chyba kurwa śnię – warknęła Jesy.
- Jeśli ja śnię razem z tobą to podwójnie okropny sen – wtórował jej Malik.
- Perrie była akurat pod ręką i…
- Perrie?! Czemu nie ruszyłeś nieba i ziemi by znaleźć mnie!?
- Jesy, przecież…
- To ja jestem twoją pieprzoną przyjaciółką!
- Hej – Perrie jęknęła oburzona. – A ja?
- Ty w tej chwili się nie liczysz, nawet się do mnie nie odzywaj! – prychnęła. – Tomlinson, jesteś tu 5 minut, a ja już mam ochotę znowu cię zabić! Po raz drugi, odkąd tu wszedłeś!
- Pomóc?
- Nie lubię cię Zayn, ale z wielką przyjemnością – uśmiechnęli się do siebie sztucznie, zaciskając pięści.
- Bądźmy szczerzy, Jesy, zgodziłabyś się?
- Oczywiście, że nie! To najgłupsza rzecz, jaką kiedykolwiek zrobiłeś!
 - No właśnie – Louis wruszył ramionami.  – Dlatego o niczym ci nie powiedziałem. Potrzebowałem neutralnej osoby, która zataiła by ten fakt przed innymi.
- I teraz nagle objawiasz się tu jak Jezus z Nazaretu? Czegoś nie kapuję – wtrącił się Niall.
- Właśnie – przytaknęła Jade. – Jeśli miałeś siedzieć cicho, a teraz tu jesteś to oznacza tylko, że…
- Że zwiałeś –skończył za nią Liam. – Zwiałeś i mamy przejebane, prawda?
- Od kiedy używasz takich słow? – prychnął Louis. – Ale w sumie to właśnie powiedziałeś najważniejszą rzecz. Mamy grubo przesrane.
- Trzymajcie mnie, bo nie wytrzymam…
- Próbowaliśmy, podziękujemy za kolejne twarde lądowanie – rzucił Malik, odchodząc na bezpieczną odległość od Nelson. – A teraz ty mnie posłuchaj – skierował się do Perrie. – Bo chyba mamy inne wizje szczerości małżeńskiej.
- No chyba sobie ze mnie żartujesz.
- O nie – Horan wywrócił oczami.
- Jak mogłaś mi nie powiedzieć?!
- Zayn – oburzyła się blondynka. – To nie jest szczęśliwa nowina, którą opowiada się całemu światu?! Nie rozumiesz?!
- Nie, nie rozumiem i nie chcę zrozumieć – pokręcił głową, wychodząc z pokoju – Śpisz dzis na kanapie.
- Zayn! Kurwa… Zayn! – Edwards ruszyła za nim, opuszczając salon. Po drodze minęła się z zapłakanym Harrym, który wpadł do środka, wzrokiem szukając Louisa.
- Hazz… - Styles uwiesił się na Louisie i płakał cicho w wystarczająco mokry już rękaw jego swetra.  –Hazz – Tomlinson odwzajemnił uścisk.  –Ciii, wszystko będzie w porządku, proszę, wyjaśnię ci…
- Myślałem, że… Że…
- Myślał, że nie żyjesz i był wrakiem człowieka, jeśli nie czujesz wyrzutów sumienia, równie dobrze możesz wyjść stąd tu i teraz – rzuciła Jesy, wychodząc i dając im trochę prywatności. To samo zrobiła reszta. Nawet jeśli plan wymagał szybkiej realizacji, Louis i Harry potrzebowali wyjaśnić sobie kilka spraw.
- Hazz? – zaczął cicho Louis – Przepraszam, ja nie wiem, bo, ja przepraszam – szepnął, przytulając go mocno – Musiałem udawać, nie mogłem ryzykować, że ten chuj zabierze mi Ciebie, po prostu nie mogłem. Nie dałbym rady żyć z myślą, że ty zginąłeś, bo ja bałem się oddać swoje życie w zamian za twoje, rozumiesz? Nawet jeśli tyle wycierpiałeś to postąpiłbym tak drugi raz. Nie mogłem inaczej. Proszę zrozum mnie. Pamiętasz co Ci kiedyś powiedziałem? – zapytał, a Styles spojrzał na niego szklanymi oczami – Powiedziałem, że oddałbym swoje życie za twoje bez względu na wszystko. Uciekłem mu, bo zdałem sobie sprawę z tego, że nie mogę się jednak poddać i tak po prostu tam zostać. Upozorowałem własną śmierć tylko po to, abyś był bezpieczny. Dopiero potem zdałem sobie sprawę, że muszę być tutaj, żebyś był bezpieczny. Mimo tego, nadal nie żałuje swojej decyzji, bo gdybym to nie ja wtedy został, byłbyś to ty, ale z tą różnicą, że ty na sto procent był byś martwy. Tego nie wybaczyłbym sobie nigdy, rozumiesz – zakończył swoją wypowiedź, czekając na reakcję Harry’ego. Styles stał tam kilka sekund bez ruchu tak jakby myślał nad słowami Louisa.
- Ja…nigdy więcej nie rób czegoś takiego, nigdy – zapłakał, znowu wtulając się w Louisa. Nie obchodziło go to, że chłopak był mokry. Chciał mieć go blisko siebie.
- Przepraszam Hazz, tak bardzo przepraszam – szepnął Tomlinson, głaszcząc plecy młodszego chłopaka. Gdy Styles przytulił mocniej swojego narzeczonego, ten jęknął cicho.
- O mój boże, przepraszam – Harry odskoczył od niego z prędkością światła – Nic Ci się nie stało? – zapytał cicho, oglądając twarz Louisa.
- Jest okej, naprawdę – uśmiechnął się leciutko.
- Chodźmy na górę. Postaram się coś z tym zrobić – odparł Harry głosem nieznoszącym sprzeciwu. Wziął Louisa za rękę. Trzymał go blisko siebie jakby bał się, że chłopak za chwilę zniknie i już nigdy nie wróci. W ciszy udali się do łazienki, gdzie były wszystkie rzeczy potrzebne do zrobienia opatrunków.
- Poczekaj chwilę – powiedział cicho Styles, zbierając wszystkie potrzebne rzeczy. Po minucie zabrał się za opatrywanie ran Louisa. Każda rana, siniak lub rozcięcie zostało po opatrzeniu pocałowane przez Harry’ego. Louis stał tam tylko nic nie mówiąc.
- Gotowe – uśmiechnął się lekko Harry, gdy jego praca została skończona. Następnie wziął znowu rękę swojego narzeczonego, po czym udał się do sypialni. Wyjął mu jakieś czyste ubrania – Proszę – dodał, podając mu je. Tomlinson szybko je założył. Nie wiedział czy podejść do Harry’ego czy lepiej zostać w miejscu, w którym stał. Na szczęście Styles wykonał pierwszy ruch całując Louisa delikatnie, tak jakby bał się, że zrobi mu krzywdę. Tomlinson przyciągnął go do siebie, wplatając swoje palce w miękkie loki Harry’ego. Stali tak przez chwilę całując się jakby to był ich pierwszy pocałunek. Był delikatny, spokojny i zawierał wszystkie uczucia, które towarzyszyły im w ciągu ostatnich dni. Poświęcenie, ból, smutek, rozpacz, strach i co najważniejsze miłość, którą darzyli siebie nawzajem. Oderwali się od siebie dopiero, gdy zabrakło im powietrza. Stali tam, uśmiechając się do siebie jak pieprzone zakochane nastolatki, ale to, że wyglądają głupio ich nie obchodziło. W tej chwili liczyli się tylko oni. Tym razem to Louis wykonał pierwszy krok i to on pocałował Harry’ego. Po kilku kolejnych minutach ich pocałunku stały się coraz bardziej zachłanne i niedbałe. I wszystko było by idealnie, gdyby nie…
- Wiem, że pieprzycie się jak dwa króliki, więc raz i dwa na dół. Będziecie mieć na to czas potem – krzyknęła z dołu Jade – Mamy treningi do zrobienia – dodała po chwili.
- No kurwa – wrzasnął Styles, na co z dołu dobiegły głośne śmiechy – W chuj śmieszne – warknął. Louis zachichotał tylko, całując go jeszcze raz. Po za czym objął Harry’ego w pasie. Obaj zeszli jak najszybciej na dół.
- Chyba nie było ostro, skoro tak szybko się ubrali – zaśmiał się Niall, a wszyscy znowu wybuchli śmiechem. Louis wrócił i wszystko wróciło na swoje miejsce. Znowu byli tą małą rodziną, która mogła zrobić dla siebie wszystko. Jesy miała nadzieję, że uda jej się obronić wszystkich przed Johnny’m, chodźmy za cenę własnego życia.
- Cześć, wiem gdzie jest…co kurwa?! – w domu pojawiła się Selena w towarzystwie Ariany.
- Ale ty? Co ty tu? Alee….że jak kurwa?! – dodała Grande.
- Nie ma nas jebany dzień i tu kurwa takie rzeczy się dzieją, ale czekaj…
- To ty jesteś tym więźniem, który spierdolił Johnny’emu? – wrzasnęła Ariana – Mamy przejebane. On jest wściekły. Zrobi wszystko, żeby nas zabić. Wszystkich, co do jednego.
- Więc lepiej dla nas, jeśli nasz plan będzie bezbłędny. – wtrąciła Gomez.
- Po za tym nadal jest wściekły za śmierć Justina. Jaki był to był, ale to jeden z jego najlepszych ludzi i zginął z twojej ręki. Nie wiem skąd, ale on to wie. Dlatego chciał Ciebie, a nie kogoś innego.
- Dowiedziałyśmy się też, że poluje na lokatego, więc trzeba go pilnować. Chce zabrać Louisowi to co  najcenniejsze. Justin był dla niego jak syn, krzyczał na niego i dawał trudne zadania, ale zawsze był ktoś w pobliżu kto miał mu pomóc w razie niepowodzenia.
- No i właśnie dlatego chce zemsty. Justin był jedyną osobą którą on w jakiś sposób pokochał. Patrycję też było mu ciężko odpuścić, więc radzę Ci uważać Liam i na siebie i na Jade, a najbardziej na dziecko. Wątpię, że będzie chciał was zabić. Wy jako jedyni macie szansę na przeżycie, ale za cenę życia dziecko. Jeśli nasz plan nie będzie wystarczająco dobry może także zabić jednego z was, żeby to drugie żyło z tą świadomością – zakończyła Ariana.
- A i jeszcze jedno! Johnny jest bliżej niż nam wszystkim się wydawało. Niektórzy z waszych sąsiadów to jebani szpiedzy tego chuja. Przez okna łatwo wszystko zobaczyć. Dlatego teraz musimy grać jakbyśmy nic o tym nie wiedzieli. Po prostu ktoś musi być w pokoju, ktoś w salonie i tak dalej. Rozumiecie? – zapytała Selena, a wszyscy pokiwali twierdząco głowami – Dobrze. Jeśli Jade ma trenować musi to robić pojedynczo. Schodów i piwnicy nie widać z żadnego okna, więc to jedyny plus. Sypialnia Zayna i Perrie także nie jest widoczna, więc jeśli mamy rozmawiać to tylko tam i tylko w nocy. Tak jakbyśmy mieli iść spać czy coś.
- W dwadzieścia cztery godziny dowiedziałyście się więcej niż my przez taki czas. Jak to się stało?- jęknęła Jesy.
- Dobrze wiesz, że każdy ma coś w czym jest dobry. Po za tym teraz niech ktoś idzie do salonu, ktoś inny pokręci się po kuchni i studiu, a reszta na górę.
Jak Selena powiedziała tak wszyscy zrobili. Liam i Jade poszli do salonu w celu obejrzenia najkrótszego filmu jaki mieli. Zayn i Niall siedzieli w kuchni niby to pijąc piwo i oglądając mecz na laptopie. Louis siedział w studiu z notesem. Ciężko było przekonać Harry’ego, żeby puścił go chociaż na chwilę. Dopiero po piętnastu minutach kłótni dziewczyny zdołały odciągnąć Styles’a na górę. Gdy minęła godzina Zayn i Niall poszli na górę. Piętnaście minut po nich Liam i Jade także udali się do pokoju Zerrie. Harry zaczął panikować, ponieważ Louis został sam na dole, a gdy wrócił pół godziny później Styles od razu się na niego rzucił. Louis uśmiechnął się lekko, przyciągając go do siebie. Cher, Araiana i Selena tylko uśmiechnęły się do siebie. Związek jaki mają Louis i Harry nie zdarza się często. Dlatego gdy ich widziały nie potrafiły powstrzymać uśmiechu.
- Okej, skoro Larry znowu jest razem możemy wrócić do pracy? – zaczął Zayn, który już chyba nie był zły na Perrie, ponieważ dziewczyna siedziała na jego kolanach lekko przysypiając.
- Pezz? – zaczęła Jade – Ja nie chce nic mówić, ale ja jestem w ciąży, jestem zmęczona i nie zasypiam, więc ty też się postaraj co? – zaśmiała się.
- Dobra kurwa, zaczynacie mnie wkurwiać – burknęła Jesy – Musimy w końcu coś ustalić.
- Wydaje mi się, że dzisiaj tego nie zrobimy, bo Perrie i Jade już śpią – powiedział Liam, wskazując na Edwards i Thirlwall – Po za tym wątpię, żeby Louis był wyspany – dodał, gdy Tomlinson, przytulił mocno Harry’ego, chowając twarz w zagłębieniu jego szyi.
- Jutro punktualnie ósma w tym jebanym pokoju, inaczej zabije – warknęła, wychodząc. Cher, Danielle, Demi, Ariana i Selena także wyszły, udając się do pokoi, które przydzieliła im Nelson. Harry zabrał ledwo przytomnego Louisa to ich sypialni. Ledwo zamknął drzwi, a Tomlinson zaatakował jego usta zachłannymi pocałunkami.
- Widzę, że ktoś tu oszukiwał – zaśmiał się Harry, przyciągając go do siebie.
- Można powiedzieć, że dogadałem się z Perrie i Jade i coś mi się wydaje, że inni nie zasną dzisiaj w nocy – mówił między pocałunkami, na co Harry zaśmiał się, ale już po chwili oddawał każdy pocałunek Louisa z taką samą namiętnością. Po kilku minutach Louis pozbył się koszulki swojego narzeczonego. Harry uśmiechnął się tylko, po czym zrobił to samo z ubraniem Tomlinsona. Obaj chcieli mieć siebie blisko. Te kilka dni należała do najgorszych dni w ich życiu. Harry miał świadomość, że już nigdy nie zobaczy Louisa. Za to Tomlinson miał poczucie winy, że zranił Harry’ego tak bardzo.
- Kocham Cię Lou – wyszeptał Harry, odrywając się na chwilę do Louisa.
- Kocham Cię – odparł Tomlinson, wracając do tego co zaczęli wcześniej.
______________________________________________________________
Tutaj znowu Agnes x
Nawet nie wiecie jak mi jest dziwnie siedzieć tak bez Kukułki na Skype i dodawać rozdział haha. Ale mała, wredna gadzina siedzi nadal w UK (nie zabrała nas ze wszystkich sobą za co trzeba ją udusić haha) Mam nadzieję, że ten rozdział się Wam spodoba. Dużo informacji się w nim pojawia, które troszkę wyjaśniają postępowanie Johnny'ego. Przygotujcie się na sporą dawkę emocji, bo już niedługo ruszamy z akcją. Mam nadzieję, że nas nie zabijecie za nią haha
Komentujcie kochani! x

Mam tutaj coś dla Was :)

poniedziałek, 14 lipca 2014

Rozdział 13

Jade wstała o ósmej, ponieważ była głodna. Zdziwiła się gdy obok niej nie było Liama. Lekko zdezorientowana zsunęła się z łóżka i udała się na dół. Chciała wejść do kuchni, ale wtedy usłyszała szepty z piwnicy Jesy. Jak najciszej podeszła do otworu w podłodze. Kucnęła, aby słyszeć co mówią inni.
- Nie ma kurwa takiej opcji, to nie może być on – do jej uszu dobiegł głos Harry’ego.
- Jest opcja, że to Johnny, ale on nie wie o zaręczynach – warknęła Cher.
- A skąd to niby wiemy? – wtrąciła się Danielle. A Jade mało nie wpadła na dół. Co ta suka robi w moim mieszkaniu pomyślała – Nie chce wpaść w jego zasadzkę.
- Ja też nie. Nie będę ratować amatorów – fuknęła Demi, a Thirlwall mogła sobie wyobrazić jej spojrzenia na Leigh-Anne.
- Zaczynasz mnie wkurwiać dziewczyno – warknął Niall – Jestem z Leigh-Anne i nie pozwolę Ci tak o niej mówić, więc lepiej skończ, albo...
- Albo co?
- Albo stracisz zęby i nie będę patrzył kurwa na to, że jesteś dziewczyną – burknął. Jade szybko schowała się za ścianą, gdy usłyszała czyjeś kroki. Chwilę potem zobaczyła wściekłego Nialla wychodzącego ze środka i zaraz potem Pinnock biegnącą za nim. Gdy upewniła się, że nikogo nie ma, wróciła do wcześniejszej pozycji.
- Okej, zaczynacie mnie wkurwiać – powiedziała stanowczo Cher – Albo się uspokoicie, albo dopilnuje, że obie nigdy nie będziecie liczyły się w tym biznesie – dodała.
- Dobra już dobra. Po co te nerwy? – zaczęła Peazer – Po za tym ja nic nie zrobiłam. To ona zaczęła.
- Jade? Co ty tu robisz?
- O kurwa – wypsnęło się Thirlwall, gdy zdała sobie sprawę z tego kto stoi za nią. Obróciła się, a jej oczom ukazała się wściekła Jesy i nie mniej zdenerwowany Liam.
- Do łóżka – warknął Payne.
- Ale…
- Powiedziałem coś! – podniósł głos, a Jade mimowolnie się zgarbiła. Chyba jeszcze nigdy nie widziała swojego chłopaka tak wściekłego.
- Ja…
- Powiedziałem coś raz i nie będę powtarzał! Dobrze wiesz, że nie wolno Ci się przemęczać! Po za tym od tej chwili nie uczestniczysz w akcji!
- Że kurwa co?! – wrzasnęła, a chwilę potem na górze pojawili się wszyscy.
- To co słyszałaś! Nie będę ryzykował utraty Ciebie lub dziecka. Koniec dyskusji, a teraz na idź na górę.
- Nie! – powiedziała stanowczo.
- Nie?
- Nie.
- Okej, ale ja nie będę Cię pocieszał, gdy stracisz nasze dziecko! – warknął Liam. Wiedział, że to co powiedział nie było miłe, ale zdawał sobie sprawę z tego, że to jedyny sposób, żeby Thirlwall go posłuchała. Kilka sekund potem Jade poszła szybko na górę.
- Co to było?- zapytał Harry.
- Przecież ty właśnie powiedziałeś coś najgorszego co…
- I dobrze – wtrąciła się Jesy – Payne się uczy i wie, że to był jedyny sposób na to, aby odciągnąć ją od akcji.
~~~~*~~~~
Godzinę później Liam wszedł do sypialni jego i Jade. Wiedział, że dziewczyna musiała mieć trochę czasu na przemyślenie wszystkiego.
- Przepraszam – szepnęła Jade zawinięta w kołdrę – Nie musisz przepraszać za to co powiedziałeś, bo wiem, że to był jedyny sposób na zatrzymanie mnie przez zabiciem Johnny’ego lub któregoś z jego współpracowników. I wiem też, że nie zostawiłbyś mnie samą, gdyby jednak coś złego się stało – dokończyła, przekręcając się w stronę Liama. Payne podszedł do łóżka i już po chwili Jade leżała wtulona w niego.
- Nie masz za co przepraszać. Cieszę się, że to zrozumiałaś – uśmiechnął się lekko, całując ją w czoło.
- Tak już ze mną jest. Trzeba użyć najgorszego, żebym przyznała się do błędu – westchnęła – Nie jest ze mną łatwo żyć, oj nie jest.
- Wiem – powiedział Liam – Ale i tak Cię kocham.
- Ja Ciebie też – odpowiedziała – Ale…
- O nie. To jest to złe ale – zaśmiał się lekko.
- Nie będę uczestniczyć w akcji, ale chce pomóc. Mogę wymyślać plan lub pomóc wam w trenowaniu umiejętności, której nie macie, a mianowicie nie robienia hałasu.
- Hej! To nie było miłe, ale przyznaje rację. Trening by się przydał. Ale nie wychodzisz z łóżka dłużej niż na dwie lub trzy godziny. Lekarz powiedział, że musisz ominąć ten czas poronienia czy czegoś takiego. Po za tym do końca ciąży musisz uważać, ponieważ dziecko może urodzić się martwię, jeśli będziesz się przemęczać.
- Wiem Liam, wiem – szepnęła Thirlwall, mocniej przytulając swojego chłopaka.
- No to teraz czas iść na dół i zobaczyć co oni tam wymyślili – powiedział Payne, wstając. Chwilę później zrobiła to także Jade. Gdy zeszli do piwnicy wszyscy spojrzeli na nich zdziwieni.
- Tylko mi nie mów, że przekonała Cię do swojego zdania – jęknął Zayn, za co oczywiście oberwał od Perrie.
- Owszem przekonała.
- Oh stary – zaczął Niall – Czy ty masz jeszcze coś do gadania w tym związku? – dodał, co przykuło wkurzone spojrzenie Leigh.
- Jade może pomóc nam w treningach oraz w planowaniu akcji – powiedział jakby nigdy nic – Oczywiście dwie, trzy godziny. Nie więcej. Jade to zaproponowała, a ja się zgodziłem. Wszyscy dobrze wiedzą, że trening się nam przyda
- Komu jak… - zaczęła Danielle.
- Oh zamknij się. Nikt nie prosił Cię w tej chwili o twoje zdanie – warknął Payne, po czym konturował swoją wypowiedź – No więc Jade ma rację. Trzy godziny to dla niej nie dużo o ile nie będzie się bardzo przemęczać.
- Payne dobrze kombinuje – powiedziała nagle Jesy – Podoba mi się to, a teraz zacznijmy coś planować, bo mamy mało czasu.
- Po pierwsze – zaczęła Cher. – Jeśli dobrze pójdzie, dowiemy się, gdzie jest Johnny w przeciągu kilku godzin, Selena się o to postara.
- Dobra – przytaknął Harry. – Ale co potem?
- A potem wchodzimy i rozpierdalamy wszystkim łby – Niall wzruszył ramionami, garbiąc się nieco pod pełnym dezaprobaty spojrzeniem Pinnock. Niemniej nie przestał przeżuwać swoich chipsów.
- Właściwie to ja jestem jak najbardziej za – Malik przybił Horanowi piątkę.
- Wy oczywiście myślicie, że wszystko przychodzi jak z płatka, życie to nie pieprzona „Moda na sukces” – jęknęła Perrie, chowając twarz w dłoniach. – Idioci.
- Pezz…
- Au – Edwards cofnęła rękę, a Zayn pytająco uniósł brew. – Wciąż mnie czasem szczypie – pokręciła głową masując obolałe miejsce po ranie postrzałowej. Wciąż obwiązane było niechlujnym bandażem, jednak Perrie zapierała się, że nie potrzebuje lekarza.
- Obiecałaś mi, że…
- Okej, jeśli już mamy wbić do domu i siać spustoszenie, zróbmy to chociaż z głową – Perrie przerwała jego wypowiedź, zwracając się do wszystkich zebranych, jednak spojrzenie Zayna mówiło ni mniej ni więcej „jeszcze wrócimy do tej rozmowy, droga panno”.
- Gdyby tak okrążyć dom, szanse na powodzenie byłyby lepsze – wtrącił się Liam.
- Tak – przytaknęła Jesy.  – Ale…
Nagle po domu rozszedł się niemiłosierny huk. Ktoś majstrował przy zamku od drzwi.
- Co do cholery…
Jesy zerwała się na nogi, a Cher pognała zaraz za nią, chwytając ze schowka broń.
- Skąd ona ma tego tyle – szepnął Horan, jednak Leigh pacnęła go w rękę, ignorując jego głupie gadanie.
Liam w geście desperacji schował za siebie Jade, a Malik powtarzając jego ruchy, stanął obok, zgarniając do tyłu jeszcze Perrie, której mina nie była nadto zadowolona.
Znowu huk i tym razem drzwi ustąpiły z ogromną łatwością, ku zaskoczeniu Nelson. Zupełnie jakby ktoś miał klucze.
Serce podeszło wszystkim do gardeł, kiedy z ciemności wynurzyła się skulona sylwetka.
- Nie ruszaj się albo strzelam – warknęła Cher.
Jak na zawołanie Danielle i Demi odblokowały spusty swoich rewolwerów, jednak Jesy upuściła swój, wywołując w pokoju gęstą atmosferę.
- Jes…
- Nie strzelaj – Nelson zrobiła krok do przodu, ze zmarszczonymi brwiami wciąż wpatrując się w ciemność.
Wszyscy zdziwili się, jednak posłuchali. Jesy nie odstawiałaby szopki bez powodu.
- Jesy, co ty… - Harry pokręcił głową i zatrzymał się kilka kroków za nią, równie zdziwiony. Znajdowali się bliżej drzwi niż reszta.
- Czy ktoś mi powie, czemu jakiś zmokły szczur stoi na przedsionku, a my to akceptujemy? – prychnęła zdezorientowana Jade, wychylając się poza barki Liama, by cokolwiek dostrzec. Mało brakowało, by uwiesiła mu się na plecach niczym koala.
Chłopak zapalił światło, a stużki wody spływały z jego przemoczonego swetra. Na dworze lało jak z cebra. Wszystkich zamurowało, włącznie z Niallem, który upuścił paczkę paprykowych Leysów.
Louis przestąpił framugę, spoglądając na wszystkich spod przymrużonych powiek. Harry zadrżał, gdy jego spojrzenie spotkało się z tymi pięknymi niebieskimi tęczówkami, których miał już nigdy nie zobaczyć. A jednak…
- Cześć – Tomlinson westchnął. Wzruszył ramionami, przejeżdżając wzrokiem po przyjaciołach. – To trochę długa historia…

_______________________________
Hej!
Dzisiaj tylko ja dodaje rozdział. Napisałam go razem z Kukułką, gdy u niej byłam. Teraz ona siedzi sobie w UK (wredny cham nie wziął mnie ze sobą haha xd) więc jestem tylko ja, aby dodać rozdział. Za dwa tygodnie dodam następny, ponieważ jest już napisany, a potem gdy Kuku wróci rozdziały będę pewnie częściej. No to chyba tyle ode mnie haha
Komentujcie kochani!
Agnes x

LOUIS IS BACK! 

sobota, 28 czerwca 2014

Rozdział 12

Liam kręcił się po korytarzu w tę i z powrotem. Jesy wodziła za nim wzrokiem, jednak w porównaniu do innych nie próbowała  go uspokajać. Sama ledwo siedziała w miejscu.
- Chcecie coś z baru? – westchnął Zayn, a Perrie trzepnęła go w ramię, dając mu do zrozumienia, że to nie jest odpowiedni moment na jedzenie. Malik prychnął tylko, wyciagając komórkę i przeglądając najnowsze aktualizacje na Twitterze.
- Czemu tak długo to trwa! – wydarł się wreszcie Liam, a wszyscy na korytarzu odwrócili się w ich kierunku.
- Liaś, słonko, w szpitalu obowiązuje cisza, więc może choć trochę się przymknij – zasugerowała Edwards.
W tym momencie drzwi na końcu korytarza otworzyły się, a Harry, Niall i Leigh-Anne ruszyli w ich stronę zdyszani i rozgorączkowani.
- Dlaczego do chuja pana nikt nam o niczym nie powiedział?! – wydarł się Styles, a pielęgniarki z recepcji ponownie zwróciły się w kierunku paczki przyjaciół.
- Harry, cieszej – warknęła Leigh-Anne. – Jesteśmy w szpitalu – obróciła się do Nelson, a uśmiech zszedł jej z twarzy. – Dlaczego do chuja pana nikt nam o niczym nie powiedział?!
- Hmm, Leigh? Właśnie opieprzyłaś Harry’ego za…
- Stul pysk, Niall! – krzyknęła, a pielęgniarki wyraźnie już poirytowane zwróciły im uwagę, by zachowywali się nieco cieszej.  – Widzisz co żeś narobił?
Niall pokręcił głową, zajmując wolne miejsce obok Malika. Pinnock chyba nie była w nastroju na cokolwiek.
- Po prostu nie było sposobności. Myśleliśmy tylko o tym, by jak najszybciej Jade trafiła w dobre ręce – Jesy wzruszyła ramionami.
- Następnym razem pożałujecie – bąknęła pod nosem, także zajmując wolne krzesło. – Co z nim? – spytała szeptem, skinąwszy głową w stronę kroczącego Liama.
- Nie zbyt dobrze. Chyba zaraz wybuchnie – odpowiedział Zayn zbyt głośno, niżeli wymagała tego sytuacja.
- Wszystko słyszę, frajerze – odpyskował Liam, przystając wreszcie i opierając głowę o ścianę. – Ale zaraz serio wybuchnę i podpalę ten oddział!
- Ciszej! – krzyknęły wszystkie dziewczyny jednocześnie.
W tym momencie na korytarzu pojawił się lekarz ubrany w standardowy biały uniform.
- Mogę porozmawiać z osobą z bliskiego otoczenia Jade Thrilwall?
- Tak – Liam wyrwał do przodu, podążając za lekarzem w stronę jego gabinetu.
Reszta wstała ze swoich miejsc, przejmując pałeczkę od Liama i nerwowo krążąc wokół. Tylko niewzruszony Zayn wciąż siedział ze spuszczoną głową, sprawdzając aktualności.
- Spokój jest dobrym doradcą – westchnął Niall, obserwując przyjaciela. – Zawsze go za to podziwiałem.
- Tsaa – Harry przytaknął, obserwując wiszące na ścianie kolaże narysowane przez dzieci. – Mam nadzieję, że Jade nic się nie stało.
Niall uśmiechnął się delikatnie, choć z pewnością nie był to powód do radości. Biedna Jade mogła stracić dziecko, jednak to sprowokowało Harry’ego do wykazania jakiegokolwiek bodźca. Pierwszy raz od śmierci Louisa poważnie się czymś przejął i zainteresował. Sam nawet poprowadził samochód, przywożąc ich tutaj zaraz po otrzymaniu telefonu od Nelson.
- Boję się o nią.
- Ja też, Leigh, ja też – sapnęła Jesy, przytulając poddenerwowaną Pinnock. – Nie wybaczę sobie, jeśli to przez nas.
- Przecież nie mogliśmy temu zaradzić.
- Mogliśby ją bardziej odciążyć. Przecież ona spodziewa się dziecka na miłość boską.
- Za dużo na siebie bierzesz – powiedział Zayn, przykuwając spojrzenie dziewczyny. – Poważnie, Jesy. Takie sytuacje się zdarzają. Pewnie zdarzyłaby się niezależnie od tego, czy goniłby nas pierdolony mafiozo – wzruszył ramionami, wracając do telefonu.
- Nie wiem, co mu zrobiłaś przez ten krótki staż małżeński, ale działa – Niall poklepał Perrie po ramieniu, na co dziewczyna wywróciła oczami.
Liam opuścił gabinet lekarza i powłóczając nogami ruszył w ich stronę.
- Co z nią?
- Jak się ma?
- To coś poważnego?
- Jak dziecko?!
- Jest dobrze?
- Cisza! – warknęła Jesy, przeciskając się przez przyjaciół.
- Dzięki – parsknął Liam. – A więc mogło być gorzej, ale nie jest najlepiej – westchnął. – Po prostu ciąża jest zagrożona i musimy na nią cholernie uważać.
- Wypuszczą ją? – westchnęła Leigh-Anne.
- Tak, możemy zabrać ją do domu. O ile przez większość czasu będzie leżeć i się nie denerwować.
- O to pierwsze z tobą u jej boku się nie martwię, ale to drugie… No co? – wszyscy spiorunowali Malika wzrokiem. – Ciężko jest być spokojnym, gdy ktoś chce cię zamordować.
- Zmieniam zdanie, jeszcze nad nim popracuj – rzucił Niall, tym razem on oberwał od Perrie w łeb. – Za co?!
- Za pierdolenie o szopenie – westchnęła. – Okej, więc zabieramy ją do domu i robimy wszystko, by nic się jej nie stało, tak?
- Jeśli wciąż pozostała taka cięta na swoim punkcie będzie ciężko – zauważyła Leigh.
- Gorzej niż ciężko – dodała Jesy. – Ale damy radę. Od dzisiaj odsuwamy Jade od wszystkich obowiązków. Musimy sobie poradzić w ósemkę.
- Siódemkę – powiedział cicho Harry, a Jesy otworzyła usta, by coś powiedzieć, jednak zamilkła, rozumiejąc swój błąd. Wciąż nie mogła przywyknąć do myśli, że Louisa tu nie ma. Jak to możliwe, że zniknął? Powinien właśnie rzucać niepoprawnymi dowcipami o nienarodzonych płodach albo proponować Liamowi, że w drodze powrotnej zatrzymają się w McDrive.
- Idę po nią. Spotkamy się w domu, okej?
Wszyscy zgodnie przytaknęli, starając się zaradzić krępującej ciszy. W milczeniu opuścili korytarz, rozchodząc się do swoich aut.
- Harry?
Jesy zatrzymała się, obracając wzrok na Stylesa, który wciąż nie ruszył się z miejsca.
- Chodź. Pojedziesz ze mną.
Harry odwzajemnił uśmiech dziewczyny i złapał wyciągniętą w jego kierunku dłoń. Razem wyszli na zewnątrz, próbując nie myśleć o Louisie.

~~~~*~~~~

Liam ostrożnie zajrzał do sali, w której, jak wskazała mu pielęgniarka, znajdowała się Thrilwall. Uśmiechnął się lekko, kiedy dostrzegł dziewczynę śpiącą słodko, chociaż miał nieomylne wrażenie, że jest w pełni świadoma.
- Jade?
Dziewczyna mruknęła cicho. Payne znów się uśmiechnął. Lekarze uprzedzili go, że dostała trochę leków, które pomogą jej zredukować niedobór pewnych składników w organizmie, stąd pojawiło się omdlenie. Chemikalia miały jednak ten środek uboczny, że powodowały senność i otępienie.
- Jade, zabiorę cię teraz do domu, w porządku?
Dziewczyna przytaknęła, opuszczają nogi i siadając na łóżku.
- Nie, nie – Liam zaprzeczył energicznie. – Zabiorę, czyli dosłownie zabiorę – mówiąc to wziął ją na ręce, a ta wtuliła się w niego, nawet nie protestując.
Kiedy szli niespiesznie szpitalnym korytarzem, dziewczyna jęknęła cicho.
- Przepraszam.
- Co? – Liam zmarszczył brwi. – Za co?
- Za to, że jestem taka głupia i sprawiam ci tyle kłopotów i za to, że… - Liam przerwał potok jej słów, przyciskając swoje wargi do ust dziewczyny.
- Przestań – złożył delikatny pocałunek na czole brunetki, po czym wniósł ją do windy i nacisnął odpowiedni przycisk. – To nie twoja wina.
- Ja…
- Jeśli właśnie masz zamiar mi się sprzeciwić, po prostu nic nie mów, okej?
- Okej – dziewczyna zachichotała, jeszcze mocniej oplatając ramiona w okół szyi swojego chłopaka. – Liaś?
- Tak skarbie?
- Zajedźmy do KFC.
Liam zaśmiał się szczerze i otwarcie, w głębi duszy dziękując, że Jade wyszła z tego bez uszczerbków na zdrowiu. Miał tylko nadzieję, że dziecku naprawdę nic się nie stanie.
- Oczywiście, Jade – przytaknął, wzdychając. – Oczywiście.

~~~~*~~~~

Wszyscy  wrócili do domu bardzo zmęczeni. Liam od razu zaprowadził Jade do ich sypialni. Harry zaszył się także w swoim pokoju. Zayn i Perrie udali się do salonu, a Niall i Leigh do kuchni. Jesy zabrała Cher do piwnicy, aby ustalić jakiś plan. Niestety ich chwilowy spokój zakłócił dźwięk przychodzącego sms-a.

Czyżby nasza malutka Jade zaciążyła?
Niech chłoptaś lepiej na nią uważa,
bo byłoby szkoda, gdyby straciła dziecko.  J.

- Kurwa – wrzasnęła Nelson – Niech to kurwa szlag. Wszystko kurwa stracone, ja pierdole no kurwa – krzyczała nadal i nawet Cher nie potrafiła jej uspokoić – Jeśli on ją kurwa tchnie to powieszę go za jaja na drucie wysokiego napięcia, albo nie najpierw wykastruje, a potem chuja wypatroszę.
- Jesy, uspokój się – szepnął Lloyd.
- Jakie uspokój się kurwa. On chce zrobić coś Jade! – warknęła.
- Co? – obie dziewczyny skierowały swój wzrok w stronę wejścia, w którym stał Liam – Dosyć kurwa tego. Przysięgam jeśli on ją tchnie to zabije go własnoręcznie!
- Co tu się dzieje? – na dół zszedł także Harry, a zaraz za nim pojawiła się Perrie wraz z Zeynem.
- Zawołajcie Leigh i Nialla – powiedziała stanowczo Jesy,a już po minucie z piwnicy pojawił się Horan i nadal poturbowana Pinnock – Jest problem. Johnny chce chyba pozbyć się dziecka Jade. Ona nie może o tym wiedzieć. Musimy ją odciągnąć od tej akcji, rozumiecie?
- Jesy? – wtrąciła się Cher – Może Johnny wysłał tą wiadomość, żeby nas osłabić. Przecież wiesz, że Jade jest cholernie dobra w szpiegowaniu i w tak zwanej cichej robocie…
- Co to jest cicha robota? – zapytał  Harry.
- Johnny wiele razy zlecał nam fałszywe zadania, żeby nas sprawdzić. Nawet jeśli Jade nie udało się wykonać misji nigdy nie dała się złapać fałszywym policjantom czy jakimś innym ludziom – odparła Leigh-Anne.
- Dokładnie – dodała Cher - Więc to dlatego mógł chcieć nas zmylić. Po za tym porwanie Leigh było tylko pokazem jego umiejętności. Wiedział, że nie pisnęłaby nawet słówka, nie bałaby się go. Dlatego to ona została porwana. Wiele razy widziałam jak likwidował swoich byłych pracowników. Zawsze działał tak samo. Być może się mylę, ale jeśli jednak mam rację to mamy nad nim przewagę. Leigh-Anne była pierwsza, bo to ona zaraz po Jesy jest tą najtwardszą. Jade byłaby druga, ponieważ jej umiejętności by są dla nas bardzo cenne i jej brak osłabiłby naszą akcję. Jeśli udałoby mu się z Jade, następna byłaby Perrie, bo to ona bardzo dobrze strzela ze snajperki i to także by nas osłabiło. Na koniec zostawiłby sobie Jesy. Gdybyśmy nie odbili Pinnock to pewnie już wszystkie cztery by nie żyły. Nigdy jeszcze nikomu nie udało się zabrać więźnia z kryjówki Johnny’ego dlatego teraz jest wściekły. Zrobi wszyscy żeby nas zabić, wszystkich po kolei, bez wyjątku – dokończyła, patrząc na Liama, jakby chciała mu przekazać, że nawet jego dziecko nie jest bezpieczne.
- To ma sens. To naprawdę ma sens – odezwał się Styles – Pojawił się teraz, bo to najlepszy moment na atak. My mamy wolę przez te kilka miesięcy. Po za tym wszyscy wiedzieli, że Perrie i Zayn są zaręczeni, mógł przewidzieć, że jego działania zmuszą Malika do decyzji o ślubie. A gdy przy Leigh nikogo nie było, wykorzystał moment i ją porwał. On przewidział każdy nasz ruch. Musimy teraz zrobić coś co będzie nie przewidzia… - przewał, gdy jego telefon zadzwonił. Szybko wyjął go z kieszeni i zamarł.
- Od kogo to? – zapytała zaniepokojona Jesy.
- Od Louisa – szepnął.

On wie o każdym naszym ruchu. Widziałem pokój z kamerami, zdjęciami i różnymi NASZYMI rzeczami. Nie możecie czekaj, atakujcie jak najszybciej. L.Styles.

- To nie od niego, przecież on nie żyje – powiedział cicho Niall.
- To on – zaczęła Nelson – Nikt nie wie, że Harry i Louis są zaręczeni, ponieważ pierścionek Harry’ego jest schowany, a Johnny myśli, że on zaręczył się z Eleanor, ponieważ kiedyś dostała od niego smsa o tym.
- Skąd ta pewność? Przecież tu jest napisanie, że on wie o każdym naszym ruchu – warknął Harry. W głębi serca chciał wierzyć, że jednak Louis żyje, ale to co działo się w jego głowie nie pozwalało mu w to wierzyć.
- Musimy zaatakować rozważnie. Drugiej szansy nie będzie – powiedziała pewnie Cher.


___________________

Heeeeej! Heeeej! Heeeej!
Taki trochę suprajsowy rozdział ośmielę się powiedzieć. Kilka rzeczy wychodzi na jaw i, no... Dalej będzie lepiej!
Agnes u mnie będzie już w środę. W ŚRODĘ AGNES BĘDZIE U MNIE. AGNES W ŚRODĘ BĘDZIE U MNIE. hahahaha
no, mam nadzieję, że rozdział wam się podoba, bo AGNES U MNIE BĘDZIE W ŚRODĘ!
buźka, przepraszam, ja czasem tak mam hahahaha
Kuku x

słodziaste x

KUKUŁKA JEST CHORA NA GŁOWĘ haha
no to w sumie zaczyna się na nowo akacja haha
mam nadzieję, że nas nie zbijecie za nic haha
no to chyba tyle ode mnie
komentujcie kochani 
Najbardziej Urocza Osoba Świata
Agnes <3

sobota, 7 czerwca 2014

Rozdział 11

Minęło kilka dni zanim rany na ciele Leigh-Anne zaczęły się goić. Wszystkie zadrapania czy siniaki powoli zaczynały maleć. Niestety ból nadal był ogromny, chodź to nie był pierwszy raz gdy dziewczyna oberwała. Oczywiście Niall jak na dobre chłopaka przystało bardzo dobrze opiekował się swoją dziewczyną. Nawet teraz, gdy Pinnock chciała wstać nie pozwolił jej na to.
- Ale ja jestem głodna - jęknęła dziewczyna, siadając na łóżku.
- Poczekaj tutaj, zaraz Ci coś przyniosę - powiedział, po czym szybko wyszedł. Leigh chciała wykorzystać tą chwilę wolność na wstanie z łóżka. Niestety gdy tylko udało jej się stanąć na nogi, przewróciła się, upadając na mocno poranioną rękę. W jej oczach pojawiły się łzy, ponieważ ból był nie do zniesienia.
- Boże, Li! Co ty wyprawiasz? - krzyknął Niall, gdy tylko zauważył gdzie jest jego dziewczyna. Odstawił tacę z jedzeniem na stolik, a następnie podszedł do Pinnock. Wziął ją delikatnie na ręce i położył znowu na łóżku - Mówiłem Ci, że powinnaś leżeć - szepnął zmartwiony.
- Wiem, przepraszam.
- Nie przepraszaj tylko po prostu mnie zaczem posłuchaj, dobrze? - zapytał, uśmiechając się delikatnie.
- To nie będzie łatwe, ale postaram się, a teraz mów co tam masz.
- Naleśniki z serem i bitą śmietaną - powiedział, stawiając tacę obok Leigh-Anne.
- Chcesz trochę? - zapytała dziewczyna, nakładając sobie dwa naleśniki na talerz.
- Nie, to jest dla Ciebie, ja już jadłem - odparł, siadając na łóżku, wyjął telefon z kieszeni i zaczął przeglądać twittera. Starał się odpowiedzieć na niektóre tweetów, ale niestety nie było to takie łatwe, ponieważ jego telefon wariował przez wszystkie wiadomości. Oderwał się od ekranu dopiero gdy Leigh-Anne się odezwała.
- Skończyłam i nawet odstawiłam sama tace na stolik - zaśmiała się - Więc teraz zostaw ten telefon i chodź t do mnie, bo mi zimno - uśmiechnęła się, rozkładając ramiona. Chłopak przysunął się nie pewnie i objął delikatnie swoją dziewczynę. Pinnock tylko zaśmiała się cicho i przytuliła go mocniej. Co prawda to bolało, ale tęskniła za bliskością Nialla i przez te kilka chwil mogła trochę pocierpieć.


Po kilku dniach spędzonych w łóżku Harry zdecydował się w końcu wyjść ze swojego pokoju. Niestety gdy tylko szedł na dół usłyszał krzyki z salonu.
- Odszczekaj to!
- Sama to odszczekaj! Taka jest prawda. Masz wyjebane na to, że Louis nie żyje. Co z Ciebie za przyjaciółka?
- Przesadziłaś i to kurwa tym razem na serio! – warknął Zayn.
- Daj spokój Zi, nie obchodzi mnie to co mówi – burknęła Perrie, stojąc naprzeciwko Jesy.
- Jesy zaczynasz naprawdę przeginać! – dodał Liam – Uspokój się.
- Nie będziesz mi rozkazywał! Zrobił dziecko mojej przyjaciółce i myśli, że mu wszystko wolno!
- Jesy! – krzyknęła Jade. Po za raz kolejny wszyscy zaczęli na siebie nawzajem krzyczeć. Harry stał z boku i tylko przyglądał się zaistniałej sytuacji. Śmierć Louisa dotknęła go najbardziej , ale nie miał zamiaru wyżywać się za to na innych.
- Dosyć – powiedział, ale nikt nie zareagował – POWIEDZIAŁEM DOŚĆ – wydarł się i dopiero to podziałało – Czy wy się kurwa widzicie? Dlaczego drzecie mordy na siebie nawzajem zamiast działać? Lepiej kurwa walczyć między sobą niż się zemścić na tym chuju? Nie no oczywiście, że lepiej jest drzeć się i mieć wyjebane na resztę. Wiecie co? Nie spodziewałbym się, że wszyscy będziecie się tak zachowywać! Jak wy w ogóle tak możecie? Louis umarły tylko po to, abyście teraz darli się na siebie nawzajem? Co wy kurwa opierdalacie? Już dawno powinniśmy zabić Johnny’ego! Zemścić się za to wszystko!
- I to mi się kurwa podoba! – powiedziała Perrie – Ja chciałam już dawno zacząć działaś, ale ktoś tu ma jak zwykle inne zdanie! – warknęła patrząc na Jesy.
- Na nikim się kurwa nie będę mścić, mam to w dupie! – powiedziała Nelson i gdy już chciała wyjść z salonu po raz kolejny Harry zabrał głos.
- Louis nic dla Ciebie nie znaczył? Jeśli jednak znaczył to zostań i nam pomóż. Dobrze wiesz, że bez Ciebie nie damy rady.
- Harry, chce Wam pomóc, ale przez to wszystko Louis nie żyje. Przez to kim jesteśmy i ja nie umiem znowu wszystkim się zając tak jakbym nie straciła przyjaciele kilka dni temu - powiedziała, podchodząc do niego.
- Czuje się jakby ktoś zabrał moje serce i wyrzucił gdzieś daleko, tak, żebym nie mógł go znaleźć. Wiem jak się czujesz, ale musimy to zrobić, bo co jeśli przez siedzenie i nic nie robinie ktoś jeszcze straci życie? - odparł patrząc wyczekująco na Jesy. Nelson spojrzała tylko na niego i już wiedziała, że pomoże. Oczy Harry'ego mówiły wszystko. Ból, smutek, złamane serce - to wszystko Jesy mogła wyczytać z jego oczu. Tak jakby to była jedyna rzecz, która potrafi powiedzieć prawdę.
- Okej, zróbmy to - przytaknęła. Harry posłał jej delikatny uśmiech.
- Skoro Jesy się zgodziła to teraz czas na Was - odezwała się Jade.
- Ale o co Ci chodzi? - zdziwiła się Nelson.
- Macie się przeprosić - w progu pokoju stanęła Leigh-Anne, a zaraz koło niej obejmując ją stał Niall. Dziewczyna przeszła kilka metrów, aby zatrzymać się koło Perrie i Jesy - Zeszłam tutaj tylko dlatego, że słyszałam Wasze krzyki, więc macie się przeprosić, bo zejście ze schodów nie było wcale takie łatwe i gdyby nie Niall to pewnie bym spadła kilka razy. Jeśli się nie przeprosicie to skopie Wam dupy, bo wszystko na serio mnie boli, więc nie mówcie mi, że zeszłam tu na marne i przeproście się w końcu!
- Pezz? Jesy? - powiedziała niepewnie Thirlwall.
- Chodź tu do mnie ty matole - zaśmiała się Jesy, przytulając do siebie swoją przyjaciółkę.
- Sama jesteś matołem - odpyskowała dziewczyna, przytulając się bardziej. Ich chwilę czułości przerwało pukanie do drzwi. Wszyscy niepewnie podeszli do drzwi.
- Co to ma kurwa być ja się pytam?! – niska brunetka na koturnach patrzyła na Jesy z poirytowaniem. – Robicie sobie ze mnie jakieś żarty!
- Ciebie też miło widzieć, Cher – Jesy wykręciła młynka oczami. – Proszę wejdź – jęknęła pod nosem, kiedy Lloyd już dawno przekroczyła próg mieszkania Jesy patrząc na nią z rękami założonymi na piersi.
- Dlaczego nic się nie posuwa do przodu? Dlaczego stoimy w miejscu?! Dlaczegooooo?! – tupnęła nogą niczym mała wkurzona dziewczynka.
- Spokojnie – Nelson pokręciła głową, wchodząc do kuchni. Cher ruszyła za nią. – Chcesz coś do picia?
- W dupie mam coś do picia! Co się z tobą stało, Jess?!
- Nic – wzruszyła ramionami.
- Nic?! Ty to nazywasz nic?! – wspięła się na taboret i usiadła, wciąż z założonymi rękoma. – Zawsze byłaś gotowa do akcji. Rozważna, miałaś swój plan. A teraz jesteś… Jesteś wrakiem człowieka, Jesy. I mówię ci to z dobrej woli!
- Doceniam jak jasna dupa – westchnęła, biorąc butelkę z sokiem z lodówki i siadając naprzeciwko niej . – Więc przyszłaś tu na mnie krzyczeć, czy masz coś jeszcze?
- No jak ja cię zaraz trzepnę – jęknęła. – Jesy, ja rozumiem, że Louis był dla ciebie…
- Nie mówmy o nim. Proszę. Nie – rzuciła ostro, kiedy Cher ponownie otworzyła usta.
- Dobra – Lloyd uniosła ręce w poddańczym geście. – Po prostu uważam, że powinniśmy zrobić odwet. Nie chcesz się zemścić? Nie chcesz przy okazji uwolnić siebie? Swoich bliskich? Położyć temu wszystkiemu kres?
- Bardzo bym chciała, tylko czy… Czy damy radę? Harry on… Harry ledwo wstaje z łóżka, nie wspominając o ataku zbrojnym na jakiegoś popierdoleńca.
- Może więc wykluczymy Harryego z akcji? Skoro się nie nadaje, lepiej dla jego bezpieczeństwa, a my nie możemy tyle zwlekać. Dajesz Johnny’emu dobre pole do popisu, by wytłukł nas jak psy.
- Nieprawda.
- Jesy!
- No dobra, może!
- Ha! Widzisz?
- Więc co sugerujesz?
- Albo pozbierasz ich do kupy, albo równie dobrze możemy odprawić pokaz taneczny, machając białymi flagami przed siedzibą Johnny’ego.
- Okej – Jesy klasnęła w dłonie. – Masz rację. Przejdźmy do rzeczy.
Cher uśmiechnęła się triumfalnie.
- I taką Nelson uwielbiam.
Przybiły sobie piątkę.
- Jaki jest plan działania? – zapytała Jesy, odwzajemniając uśmiech. – Wspólniczko?

*

- O, tutaj jesteś – Liam westchnął z ulgą, wychodząc na taras. – Mogłaś mi powiedzieć, martwiłem się!
Thrilwall tylko wywróciła oczami, odwracając wzrok od czytanej gazety. Siedziała na leżaku, łapiąc pierwsze tego lata promienie słońca.
- Nie przesadzaj.
- Może Johnny’emu nie wyszło z Leigh, to i ciebie postanowił porwać. Różne rzeczy mogą temu psychopacie wpaść do głowy – wzruszył ramionami, zajmując miejsce na ziemi obok dziewczyny. – Jak się czujesz?
- Liam – Jade westchnęła. – Jest w porządku, możesz przestać ciągle się koło mnie kręcić?
- Nie – zaprzeczył energicznie, uśmiechając się złowieszczo. – Bo cię kocham.
- I może teraz mam paść z wrażenia? – uniosła brwi, jednak skrycie też się uśmiechała.
- Wystarczyłoby, gdybyś no wiesz… Pokazała mi, że to odwzajemniasz albo coś, bo trochę się czuję samotny, jak tak tylko ci usługuję, kiedy chce ci się w nocy kanapek z ogórkiem i Nutellą czy…
- Hej! Nie jesteś moim służącym! Zawsze się oferujesz, że przyniesiesz mi te kanapki, nikt cię nie zmusza! Czy ty jesteś poważny?!
- Żartowałem, Jadey – zachichotał, mierzwiąc jej włosy, pozostawiając je w okropnym nieładzie.
- Ja ci zaraz pokażę – zerwała się z miejsca, wskakując na Liama i łaskocząc go, jednak szybko role się odwróciły. – Liaaaaam, przestań! – posłuchał jej, śmiejąc się wesoło, a dziewczyna oparła się o jego tors. Objął ją ramieniem i siedzieli tak chwilę, nie odzywając się, na nagrzanych słońcem framugach drewnianego ogródka.
- Liam?
- Hmm?
- Ja ciebie też.
Payne uśmiechnął się i pocałował ją w czubek głowy.
- Wiem o tym.
- Zrobisz mi kanapkę z Nutellą i ogórkiem?
- No chyba sobie żartujesz!
Oboje zaśmiali się, a Liam pokręcił głową, delikatnie zrzucając ją z siebie i podnosząc się na równe nogi. Złapał Jade za rękę i pomógł jej wstać.
- Zaraz przyjdę – dziewczyna zawróciła z przedpokoju, do którego zdążyli wejść. – Zapomniałam gazety.
- Zrobię kanapki – zaoponował Liam, wchodząc do kuchni. – O, cześć wam.
- Hej, hej – Jesy i Cher machnęły lekceważąco znad kartki papieru, na której nabazgrały mnóstwo dziwnych i niezrozumiałych dla Liama znaków.
- Co robicie?
- Nie interesuj się.
- Pff, okej – machnął ręką. Znalazł w lodówce potrzebne składniki, kładąc je na blacie.
- Nie mów, że Jade znowu chce te paskudne kanapki.
- Niestety – jęknęli oboje, wymieniając pełne dezaprobaty spojrzenia. Jak można jeść takie paskudztwa?
Nagle ich uszu doszedł ogromny, przeraźliwy huk.
- Co to… - Jesy zerwała się z miejsca, a za nią ruszył Liam. Cher pozostała na miejscu jednak zmarszczyła brwi.
- Boże, czy to…
- Jade! – Liam rzucił się na korytarz, gdzie na ziemi leżała Jade. Spojrzał na Jesy przerażonym wzrokiem, odganiając włosy z twarzy dziewczyny.
- Dzwonię po karetkę! – Jesy biegiem rzuciła się po telefon.

_________________________

8 komentarzy - dziękujemy, aww!
I przepraszamy, bo mamy prawie miesięczne opóźnienie.
Muszę się wam pojarać, że Agnes do mnie wpada! Agnes do mnie przyjeżdża! AAAAA, ZOBACZE SIĘ Z NASZYM KOCHANYM ADZIULKIEM! OKLASKI DLA ASDZIULKA, KOCHAM CIĘ ADZIULKU, WIEM, ŻE ZARAZ MI TU NA SKAJPAJU POWIESZ, ŻE JESTEM GŁUPIA, HIHI. NO ALE CIĘ KOCHAM HIHI 
Komentujcie tak dalej, bo ogromnie się z tego cieszymy, robaczki. Buźka x


DLA WIADOMOŚCI WSZYSTKICH: TAK, POWIEDZIAŁAM JEJ, ZE JEST GŁUPIA HAHA
no więc dziękujemy za komentarze, oby tak dalej ^.^
nie wiem co mam wam jeszcze napisać hahaha

Agnes x

sobota, 10 maja 2014

Rozdział 10

- Dzień dobry – Perrie weszła do kuchni pogrążonej w nadzwyczajnej ciszy. Nikt się nie odzywał, wszyscy grzebali w swoich śniadaniach, nawet nie próbując udawać, że jedzą. Wszyscy, poza Jesy i Harrym.
Jade westchnęła znad talerza kanapek, lekkim uśmiechem witając się z blondynką.
- Idę spać, nie mam siły – jęknął Zayn, zeskakując z krzesła i kierując się na górę. Był zbyt przybity, by pamiętać choćby o codziennym buziaku dla Perrie na dzień dobry.
- Ludzie – Edwards jęknęła, podpierając się o blat. – Nie możecie tak się zachowywać… Ja… Ja rozumiem, ja też jestem przybita, ale teraz tym bardziej musimy coś udowodnić Johnnemu.
- Możemy zająć się tym jutro? Lub pojutrze? – Jade schowała twarz w dłoniach, odsuwając od siebie talerz. Liam delikatnie objął ją ramieniem, a dziewczyna wdzięcznie wtuliła się w jego bok.
- Louis nie żyje, ktoś z nas może być następny.
- Proszę, nie mów tego na głos – Niall skrzywił się nieznacznie. Nawet nie nałożył sobie śniadania, co w tej sprawie oznaczało, że sytuacja nie miała się dobrze.
Leigh-Anne rozejrzała się po przyjaciołach, z lekkim stęknięciem zsuwając się ze stołka. Siniaki i naciągnięte mięśnie wciąż sprawiały jej ból. Szatynka pozbierała resztki po niezbyt owocnym śniadaniu i zaczęła zmywać naczynia.
- Leigh? – Liam z konsternacją lustrował poczynania dziewczyny. – Wszystko w po…
- Przecież to kurwa moja wina – jęknęła, zakręcając kran. – Gdybym nie dała się złapać, siedzielibyśmy tutaj, słuchając jak Louis opowiada nowy dowcip, a Harry patrzy w niego jak w świętą relikwię, a tymczasem co? Nawet nie zszedł do nas i wątpię, że w najbliższych dniach wyjdzie z pokoju – dziewczyna nie przestawała mówić, unosząc głos o kilka oktaw.
- Co tu się wyprawia? – w progu pojawiła się zrezygnowana Nelson. Wyglądała dość opłakanie. Podarte dresy, podkrążone oczy i wielki kok na czubku głowy. – Obudziłoby umarłego – prychnęła, wyjmując z lodówki butelkę wody.
- Niezbyt trafna uwaga – zauważył Horan.
- Słusznie – uderzyła się otwartą dłonią w czoło. – Ja… Przepraszam.
- Nie, dobrze, że jesteś – Perrie usiadła na blacie koło kuchenki. – Może ty pomożesz mi ich pozbierać?
- A jest co zbierać? – wzruszyła ramionami.
- Jesy… Przecież ty nigdy…
- Nigdy co? – zaczepnie uniosła rękę. – No co? Nigdy nie przestawałam nawet w obliczu śmierci kogoś bliskiego? Nie, Perrie, ja nigdy nie miałam nikogo bliskiego, a teraz mój pieprzony przyjaciel leży martwy Bóg raczy wiedzieć gdzie, bo byliśmy na tyle zaabsorbowani sytuacją, że zgubiliśmy jego pierdolone ciało i nie możemy urządzić choćby durnego pierdolonego pogrzebu! – warknęła przez zaciśnięte zęby.
- Jes, uspokój się – Jade pogłaskała ją uspokajająco.
- Dobrze wiesz, że nie to miałam na myśli – jęknęła Perrie.
- A więc o co ci chodziło, hm? Nie sądzę, byś chciała mnie pocieszać i nawet lepiej. Od wczoraj zachowujesz się dziwnie, jakby nie obeszło cię to, co się wydarzyło. Jasne, okej, każdy znosi żałobę po swojemu, ale mnie po prostu wkurwiasz.
- Ah tak? To teraz widzisz jak się czuję, kiedy ty nieustannie rządzisz nami jak swoimi podwładnymi. No co? Właśnie to robisz, ciągasz nas za sznurki jak swoje własne zabawki.
- Odszczekaj to!
- Dziewczyny – westchnął Liam. – Proszę.
- Nie będę niczego odszczekiwać – obie kompletnie zignorowały słowa Paynea.
- A więc takie masz o mnie zdanie, tak? Zawsze tak o mnie myślałaś? Szkoda, że dopiero taka sytuacja musiała zmusić cię do trajkotania jak najęta.
- Jesy do jasnej cholery, ja po prostu uważam, że jeśli nie przestaniemy opłakiwać Louisa, to sami niedługo to niego dołączymy na jebanym nieboskłonie.
- Ty zaraz tam wylądujesz, jak się nie…
- Co tu się dzieje? – Zayn wrócił do kuchni, obserwując Perrie i Jesy, na których była skupiona uwaga wszystkich zebranych. – Co to za wrzaski? Słyszałem was spod prysznica.
- Twoja żona to głupia kretynka – prychnęła Nelson, mijając go i wspinając się po schodach na górę.
- Nie próbuj się do mnie w ogóle odzywać! – krzyknęła za nią blondynka, jednak odpowiedział jej głuchy łoskot trzaśniętych drzwi.
Wszyscy znieruchomieli, wpatrując się w swoje splątane dłonie i czubki butów.
- No co? Zajmijcie się sobą – warknęła, wychodzą i zostawiając zdezorientowanego Zayna w progu.
- Ktoś mi wyjaśni, czego właśnie byłem świadkiem?
- Louis nawet po śmierci wprowadza zamęt – Jade pokręciła głową, po czym w towarzystwie Leigh-Anne skierowały się do salonu.
Zayn dołączył do Liama i Nialla, którzy siedzieli przygarbieni.
- Armagedon – Niall pokręcił głową. – To jakaś głupia bajka, co my powiemy jego rodzicom, fanom… Co my powiemy komukolwiek?
- Już chętniej sam sobie strzelę w łeb, ała! – Liam uderzył Malika w głowę, patrząc na niego z przyganą. – Żart nie na miejscu – uniósł ręce. – Okej, przepraszam.
Chłopcy jeszcze chwilę siedzieli, rozmawiając o swoim przygnębieniu, nim jakoś postanowili wziąć się w garść. Ruszyli do piwnicy Jesy, wyładowując swoje napięcie na strzelnicy. Chwilę potem dołączyły do nich dziewczyny, do końca dnia starając się wspólnie załagodzić tęsknotę i przygnębienie.
~~~~*~~~~
Harry obudził się drugi raz z powodu odgłosów kłótni na dole. Nie do końca rozumiał o co się kłócili, ale mógł rozpoznać donośny głos Jesy, a potem już tylko głośny huk zatrzaskujących się drzwi. Harry zdał sobie sprawę, że to była pierwsza chwila, w której nie myślał o Louisie. Niestety po chwili wszystkie wspomnienia znowu wróciły i Styles po raz kolejny wybuchł płaczem.

- Louis? – powiedział Harry wchodząc do pokoju – Louis śpisz? – zapytał, podchodząc do łóżka – Kochanie? – dodał, wspinając się na łóżko.
- Odwal się – warknął Louis.
- Lou…
- Powiedziałem odwal się.
- Ale ko…
- Nie ma żadnego ale, nie chce z Tobą rozmawiać, więc po prostu wyjdź z mojego pokoju – burknął, zakrywając się kołdrą po same uszy.
- Wiem, że zjebałem, przepraszam – szepnął Harry, szybko wychodząc. Styles wiedział, że zasłużył na to. Zostawił swojego chłopaka na imprezie, żeby bawić się z przyjaciółmi. Po za tym Nick powiedział o kilka słów za dużo i Louis po prostu wyszedł. Harry chciał iść za nim, ale jego przyjaciel przekonał go, że Tomlinson przesadza i że nie powiedział nic złego. Na początku Harry nie chciał wierzyć, ale w końcu poddał się i został. Teraz cholernie tego żałował, bo Louis naprawdę rzadko tak się zachowywał, a gdy już to robił, zawsze miał do tego dobry powód. Dlatego nie zważając na wcześniejsze słowa swojego chłopaka Styles wrócił do pokoju.
- Powiedziałem już, że nie chce z Tobą gadać – warknął, nawet nie patrząc na niego.
- Wiem i szanuje to, ale chce żebyś chociaż mnie wysłuchał. Nie wiem co powiedział Ci Nick, ale przepraszam za to. Na pewno palnął coś głupiego i…
- Powiedział, że tak naprawdę się mną bawisz i że to co jest między nami nic dla Ciebie nie znaczy – szepnął Louis, chowając twarz w poduszce.
- Co? – powiedział zszokowany.
- To co słyszałeś – odparł niewyraźnie.
- Wierzysz w to co powiedział? – zapytał po chwili. Louis wzruszył tylko ramionami, na co Harry od razu zareagował. Podszedł szybko do łózka, położył się obok swojego chłopaka i mocno go przytulił – Kochanie, przecież wiesz, że to co mówi nie jest prawdą.
- Skąd mam to wiedzieć? On jest Twoim przyjacielem i mówisz mu rzeczy, których nie mówisz innym, więc ską…  - nie skończył, ponieważ Styles zamknął mu usta pocałunkiem.
- Przestań pieprzyć głupoty – zaśmiał się cicho – I mnie posłuchaj – Kocham Cię rozumiesz? I nawet jeśli ty i Nick się nie lubicie to to co on mówi nie jest prawdą. Przecież wiesz jak on się czasami zachowuje. Nie bawię się Tobą i to co jest między nami znaczy więcej niż możesz sobie wyobrazić, rozumiesz? Kocham Cię i to nie jest taka miłość na chwilę, to coś więcej i musisz wiedzieć, że utknąłeś tutaj ze mną na dłużej szkrabie. Byłem obok Ciebie, jestem i będę zawsze, no chyba, że kiedyś sam mnie wywalisz ze swojego życia.
- Nigdy tego nie zrobię, nie ma takich opcji – szepnął z lekkim uśmiechem.
- Jest uśmiech delikatny, a teraz poproszę już o taki Louisowy szczery uśmiech – zaśmiał się, całując go delikatnie i z uczuciem. Gdy się od siebie odsunęli Tomlinson uśmiechnął się bardziej, przyciągając swojego chłopaka do następnego pocałunku – Zayn, Niall i Liam nadal są na tej imprezie, więc mamy chwilę czasu tylko dla siebie, co chcesz robić?
- Możemy obejrzeć jakiś film i poprzytulać się tutaj? – zapytał, robiąc minę malutkiego pieska, który prosi o jedzenia.
- Dobrze, poczekaj tutaj, zaraz wracam – powiedział, schodząc z łózka. Podszedł do telewizora, włączył go i zaczął szukać jakiegoś filmu. Po kilku minutach wybrał „Szkoła Uczuć” i wrócił do swojego chłopaka.
- Wiesz, że za kilka dni jedziemy do Polski? To będzie pierwszy nas wyjazd tam.
- Tak, wiem. Niall mówił coś i jedzeniu stamtąd i nie bardzo ogarniałem o co chodzi, ale wiem tylko tyle, że podobno mają zajebistą wódkę – zaśmiał się Harry, przytulając Louis.
- Chyba będziemy musieli jej spróbować.
- Innego wyjścia nie widzę – dodał, całując go lekko.

Kolejne wspomnienie, kolejne łzy. Pamiętał ten dzień jakby to było wczoraj. Nie mógł uwierzyć, że taki jeden wyjazd zmienił wszystko w ich życiu. Gdyby wtedy nie pojechali do Polski Louis byłyby obok niego. Gdyby nie pojechali mógłby go teraz przytulić lub pocałować. Gdyby zostali Louis teraz spałby koło niego, a on mógłby patrzeć na to jak słodko wtedy wygląda starszy chłopak. Ale pojechali do Polski i niestety Louisa tutaj nie ma i już nigdy nie będzie. Okrutna rzeczywistość uderzyła w niego z ogromną siłą. Zdał sobie sprawę, że już nigdy nie przytuli Louis, już nigdy nie będzie się śmiał z jego żartów, już nigdy nie będą siedzieć na kanapie, przytulając się i oglądając filmy. Już nigdy nie zobaczy Louisa, już nigdy. Po raz kolejny łzy popłynęły po jego policzkach.
- Louis wrócić, proszę – szepnął, wtulając się w poduszkę, która należała do starszego chłopaka. 
_____________________________________________________
Jest dopiero 3:25, a nam chce się już spać! Kukułka nie ma siły nic napisać, więc teraz ja pisze za nad dwie! Huuura! No więc rozdział jest krótki i kilka następnych też raczej będzie krótkich, ale pamiętajcie, że to tylko cisza przez burzą haha
Komentujcie robaczki, to na prawdę dużo dla nas znaczy!
A teraz dobranoc, ja i Kukułka idziemy sobie spać.











Agnes <3
PS. Mam nadzieję, że rozdział się Wam podoba.

sobota, 26 kwietnia 2014

Rozdział 9

- Źle to trzymasz, frajerze – Zayn pokręcił głową, poprawiając Harry’ego, który wciąż miał problemy z odpowiednim opanowaniem rewolweru.
- Sam jesteś frajerem – sapnął Louis, uderzając Malika w czoło, czym rozpętał małą wojnę na łaskotki, co było totalnie nieprofesjonalne i nieadekwatne do sytuacji.
- Możecie się w końcu uspokoić – warknął Niall, wychodząc z tajemniczej siłowni Jesy. – Idioci.
- Kurczę – Harry skrzywił się nieznacznie – Jest mi go szkoda.
- A nam nie – Liam westchnął, trenując na stojącej nieopodal bieżni. – Martwi się. Minęło 6 dni i wciąż nie wiemy, gdzie jest Leigh-Anne, a wy nie potraficie utrzymać dobrze pistoletu.
- Nie bądź taki wyrywny, Payno – skwitowała Perrie. – Radzicie sobie całkiem nieźle jak na początek. Pamiętam, że Jade była do dupy przez pierwsze dwa tygodnie.
- Ciężarnych się nie dręczy – Thrilwall wystawiła jej język, kończąc czwartą tego dnia kanapkę z ogórkiem i dżemem.
- Jak możesz to jeść – Louis jęknął, wracając do przerwanego treningu.
- JESY?!
Wszyscy podskoczyli, celując bronią w schody prowadzące na górę, skąd dobiegł ich krzyk.
- Boże, Niall tam poszedł – szepnął Harry. – Niall?!
Blondyn zszedł z powrotem, a tuż za nim podążały Cher, Danielle, Selena, Ariana i Demi.
 - Na miłość boską, co to za darcie się – Jesy złapała się za serce. – Myślałam, że ktoś włamał mi się do domu.
- Dlaczego do kurwy nędzy nie powiedziałaś mi, że straciliście Leigh-Anne?! – Cher ponownie wydarła się, tupiąc nogą jak mała dziewczynka. – Przecież oni robią jej tam krzywdę. Na miłość boską, no nie wierzę.
- Przepraszam, ale nie pomyślałam, by was powiadomić, ale czy to cokolwiek zmienia? – wzruszyła ramionami Nelson. – I tak jej…
- Wiem, gdzie jest.
- …nie odzyskamy, więc…
- Czekaj, co?! – Horan przerwał obu dziewczynom, stając pomiędzy nimi. – Wiesz, gdzie…
- W starym magazynie, gdzie kiedyś kazał nam transportować swoich więźniów. Dawniej była tam hurtownia tworzywem ciężkim, wschodnie peryferie – dokończyła Selena.
 - Niall, zaczekaj, Niall, proszę, stó….
Horan nie bacząc na protesty reszty, z Jesy na czele, po prostu zabrał pierwszą lepszą broń i ruszył na górę.
- Ale… Plan? – wypalił Malik.
Jesy westchnęła głośno, ładując magazynek i wymierzając całkiem niezły strzał w stronę prowizorycznego manekinu.
- Planu nie ma – wypaliła profesjonalnym tonem. –No co tak stoicie? – odwróciła się przodem do przyjaciół. Czuła się jak przywódca, kiedy wszyscy czekali na jej zdanie na ten temat, co całkiem jej odpowiadało. – Improwizacja musi nam wystarczyć. A teraz szybko, zanim Niall zrobi jakieś głupstwo.
*
- Wow – Louis zmierzył ogromny stary budynek, pod którym własnie ukrywali się w pobliskim parku. Nikt tu nie przebywał, okolica była naprawdę odległa.
Kilku mężczyzn wysiadło z podejrzanie wyglądającego czarnego wozu i weszło przez oszkloną bramę do opuszczonego budynku. Jego drzwi pilnowało dwóch równie silnych i wysokich mężczyzn w czarnych skrojonych garniturach.
- Jak niby mamy się tam dostać? – wypalił Malik, nieco zbyt głośno, czym od razu zasłużył na kopniaka Perrie.
- Okej, zrobimy tak – wypaliła Cher. – Od tyłu jest drugie wejście, pewnie równie dobrze strzeżone. Jednak jeśli wejdziemy tamtą stroną, znajdziemy się w zupełnie innej części budynku, dotracie do Leigh-Anne zajmie nam dużo czasu.
- Nie możemy sobie pozwolić na to, by cały budynek dowiedział się o intruzach wewnątrz. Bóg raczy wiedzieć ile tych baranów pachnących fajkami stoi w środku – skwitowała Nelson. – Rozdzielamy się? – spojrzała wyczekująco na Cher.
- Czytasz w moich myślach – przytaknęła dziewczyna. – Myślę, że im mniej osób wejdzie tędy, tym lepiej. Na pewno nie spodziewają się oblężenia z głównej strony, więcej ochrony powinni rozstawić na tyłach. Przynajmniej ja bym tak zrobiła, gdybym była dupkiem z planem porwania – dodała, wzruszając ramionami.
- Słuszna uwaga – zgodziła się Jesy. – Więc robimy tak… Biorę ciebie, bo masz szybką reakcję – dziewczyna przytaknęła, uśmiechając się. Lubiła być chwalona. – Poza tym potrzebuję Louisa i Perrie.  Najlepiej radzą sobie z bronią.
- Ej – oburzyła się Jade.
- No chyba nie myślisz, że gdziekolwiek pójdziesz – westchnęła poirytowana Danielle.
- Nie… Zadzieraj… Ze… Mną… - Jade przytrzymała brunetkę za koszulkę, przyciskając do pobliskiego drzewa. – Nikt cię o zdanie nie prosił.
- Musimy współpracować, jeśli to ma się udać, błagam was – jęknął Niall. – Idę z wami  - dodał w kierunku Jesy.
- Niall, tylko nie pozwól, by emocje wzięły nad tobą…
- Będzie dobrze – przerwał jej pewnie.
- W porządku – zgodziła się Nelson. – Wobec tego ja, Cher, Niall, Louis i Perrie. Pięć osób to w sam raz, zdołamy dostać się do Leigh-Anne. Wy tymczasem przykuwacie jak najwięcej ochrony na tyły, żeby zajęli się wami i olali to, co dzieje się w Sali, gdzie przebywa Leigh.
- Świetnie – Demi klasnęła w dłonie. – Chodźmy szerzyć dobro.
- Dems, proszę, jesteś w tym dobra, odłóż prywaty na bok – warknęła Cher.
Dziewczyna przytaknęła ze skruchą.
- Znam dobrze budek – wtrąciła Ariana. – Poprowadzę was. Dajcie nam 5 minut i też wchodźcie, musimy interweniować w tym samym czasie.
- Okej, do zobaczenia potem?
- Jasne.
Ariana ruszyła przodem prowadząc za sobą resztę, w tym Liama i Jade, którzy kłócili się szeptem, starając się nie unosić głosów. Liam chciał przekonać dziewczynę, by została na zewnątrz.
- Hazza, proszę cię, uważaj na siebie, dobrze? – Louis pocałował go w czoło, po czym popchnął lekko za idącą powoli grupą. – No idźże już, zobaczymy się za chwilę.
- Obiecujesz.
- Czy kiedykolwiek złamałem twoją obietnicę?
Harry zaprzeczył energicznie.
- No właśnie, a więc… Żegnam pana, panie Styles – puścił mu oczko, a Harry poczłapał za resztą, wciąż odwracając się i uśmiechając w jego stronę.
- Dobra, skoro już jesteśmy po wszystkich miłosnych ekscesach – Cher z uśmiechem wywróciła oczami. – Przejdźmy do jakichś ustaleń. Leigh na pewno znajduje się niedaleko tych drzwi, pierwsze od prawej. W środku powinen być Johnny, nasz ukochany we własnej osobie. Pokój składa się z podwyższenia i dwóch pomieszczeń na niższym piętrze. Leigh na pewno jest w tym drugim, zamkniętym na kłódkę, coś jak cela – tłumaczyła, a wszyscy słuchali jej z zapałem. – Wejdziecie po cichu do pokoju, Louis, Perrie i Niall, zajdziecie ich od tyłu i wybijecie. Jedno z was postara się dotrzeć na dół i zabrać Leigh. Wydaje mi się, ze w pomieszczeniu będzie od 4 do 6 ochroniarzy plus Johnny.
- A co z nami? – zapytała Jesy.
- Musimy odciągnąć tych durniów od bramy. Nie zatłuczemy ich, bo pociski spowodują hałas, który zwoła do nas resztę zgrai. Ekipa na tyłach potrzebuje więcej czasu, by dostać się do pierwszej kadry patrolującej korytarze.
- Nie pomyślałabym o tym – szepnęła Perrie. – Okej, idealnie.
- Ale jak ich odciągniecie?  - zainteresował się Horan.
- Zostaw to nam – uśmiechnęła się Lloyd. – To jak? – spojrzała na zegarek.  –Gotowi?
- Wszyscy za jednego – rzucił Louis przybijając wszystkim piątki i wyjmując broń. – Do roboty, lejdis!End dżentelmen – spojrzał na Nialla, który nie mógł nie odwzajemnić tego gestu.
*
Kiedy Cher i Jesy spowodowały mały szum w kępach drzew nieopodal bramy, dwaj stojący przy niej ochroniarze nabrali niemałych podejrzeń. Wyjmując broń ruszyli w kierunku sprytnych dziewczyn, które miały za zadanie odciągnąć ich jak najdalej, wcinając w tajny pościg, o którym nie mięli zielonego pojęcia. Gdy ku ich radości faceci złapali haczyk, wtedy to Louis, Niall i Perrie wkroczyli do akcji.
Przekroczyli próg starego cuchnącego magazynu. Po podłodze walały się gruzy i tynk, ściany były umazane sprejem i odrapane – zasługa ulicznych chuliganów.
- Przerażające – szepnął Louis, trzymając się blisko Perrie i Nialla.
- To ten pokój – rzucił Horan, rozglądając się na boki i wymachując bronią na wypadek, gdyby Cher nie przewidziała jakiegoś ochroniarza na wszechobecnych schodach i półpiętrach – budynek był naprawdę dziwnie skonstruowany.
- Dobra – zaczęła Edwards. – Dyskretnie pojawiamy się w środku i załatwiamy ich jak leci. Johnny’ego zostawiamy na koniec, bo mam z nim trochę do pogadania.
- Ja popędzę do Leigh-Anne, jak znajdę okazję – dodał Niall.
- W porządku – zgodził się Louis. – Ale skoro jest zamknięta na kłódkę?
- Johnny musi mieć klucz. A jak go nie dostanę przestrzelę zamek, co za problem – skwitował Horan. – Jestem zdeterminowany – jego twarz stężała, gdy rzucił przelotne spojrzenie na drzwi.
- Do boju? – zapytała blondynka.
- Do boju – odpowiedzieli oboje, ładując swoje magazynki.
Perrie uchyliła drzwi pokoju. Tak jak przewidziała Cher, znaleźli się na podwyższeniu, z którego obu stron odchodziły schody na niższe piętro. Znajdował się tam całkiem nieźle urządzony pokoik, w porównaniu z resztą walącego się wnętrza.
Johnny pochrapywał w wielkim fotelu z nogami na biurku. Trzech ochroniarzy grało w karty, podczas gdy pozostała dwójka…
-Kurwa – Niall zaklął, nie mogąc się pohamować.
Dwaj mężczyźni właśnie poprawiali sznury, którymi związana była Leigh-Anne. Dziewczyna wyglądała wręcz tragicznie. Prawdopobodnie z polecenia Johnny’ego ochroniarze byli zobowiązani dbać o to, by krótko mówiąc nie umarła zbyt szybko. Poprawiając sznury zmieniali prowizoryczny opatrunek na lewym przedramieniu i łuku brwiowym, a jeden z nich wiązał opaskę uciskową na udzie. Cała Pinnock była mocno obolała i poharatana.
-Niech ich kurwa…
- Niall – Perrie zmartwiła się, próbując przywołać go do porządku. Jeśli się w porę nie uspokoi zaraz ich usłyszą.
Niestety, Niall w ciągu kilku minut strzelił w stronę chłopaka, który padł trupem, a wzrok pozostałych osób spoczął na ich trójce u szczytu schodów.
Nim doszło do nich, co właśnie się dzieje, Perrie wymierzyła broń, chcąc nacisną spust, jednak wtedy, ku zdziwieniu chłopaków, po prostu stała tak trzymając i nie robiąc nic.
- Perrie – pisnął Louis, kiedy trzej mężczyźni przy stole dobiegli do swoich pistoletów. Johnny przebudził się, patrząc na sytuację z przerażeniem.
Niall nie czekając na blondynkę, drasnął lekko drugiego mężczyznę, a Leigh-Anne nie do końca zdając sobie sprawę z tego, co się dzieje, podniosła powieki, patrząc na Horana z przerażeniem, ale i pewnością, jakby wiedziała i czekała, aż po nią przyjdzie.
- Nie mogę strzelić – zaczęła dziewczyna z przerażeniem obserwując sytuację na dole.
Louis nie czekając ani chwili dłużej wymierzył w mężczyznę, którego niestety minął.  –Jak to nie możesz?!
- Louis nie wiem nie mogę ruszyć ręką – wtedy Perrie upuściła broń, chwytając swoje ramię. – Kurwa, nie, nie teraz.
- To po poprzednim urazie – Tomlinson spojrzał na nią z dezaprobatą, uchylając się od kuli wymierzonej jego kierunku. – Perrie, ty mały gnomie, jak mogłaś nie powiedzieć, że coś ci się dzieje z ręką.
- Uważaj! – rzuciła się na chłopaka, odpychając go od przelatującej obok kuli. Sekunda i byłoby po Louisie.
Niall powoli podążył na dół, próbując postrzelić czterech pozostałych mężczyzn, którzy chowając się w kilku miejscach, starali się dorwać intruzów. Blondyn dobiegł do Leigh-Anne, chowając ją i siebie za rogiem, wciąż, co jakiś czas, oddając strzał w stronę wroga.
Johnny ukrył się pod biurkiem. Najwidoczniej niegotowy na atak nie posiadał własnej broni.
Kiedy Perrie odzyskała czucie w ręce, szybko dorwała leżącą broń, strzelając do mężczyzn. Udało jej się nawet postrzelić jednego z nich, jednak wciąż trzymał się, nie upadając.
- Jeden trup w przeciągu pięciu minut, nie podołamy Louis – pisnęła, wychylając się zza barierki, by oddać kolejny strzał. – Mam go.
- Dobra robota – skomentował Louis, który mimo celnych strzałów trafiał w „tarcze” mężczyzn. Nie udało mu się nikogo zranić na tyle, by go unieszkodliwić. – Powtórz to pro…
- Louis!
Tomlinson uchylił się od kuli na tyle mocno, że nie łapiąc równowagi sturlał się ze schodów.
- Kurwa – z nową dozą energii Perrie wystrzeliła, raniąc i zabijając jeszcze jednego mężczyznę. Zostało dwóch, dla których lecący ze schodów Louis był zbyt łatwym celem.
Edwards wymieniła z Niallem porozumiewawcze spojrzenia, oboje wycelowali w jednego z mężczyzn raniąc go boleśnie. Wciąż żył, jednak nie był zdolny dalej się bronić.
Wtedy ku ich zdziwieniu stała się rzecz niebywała, Johnny wyskoczył spod swojego ukrycia, przemykając tajnym wejściem wgłąb pomieszczenia, gdzie wcześniej więził Leigh-Anne. Okazało się, że utworzył tam tajne wejście.
- O nie mój drogi – Perrie uparcie celowała w Johnny’ego nie chcąc dać mu uciec, jednak dwóch mężczyzn wciąż go broniło celując w Perrie, utrudniając jej robotę. Uciekli.
- Niech cię kurwa – warknęła blondynka.
- Zwiali – potwierdził Horan, który będąc na dole, jeszcze chwilę za nimi biegł. – Wsiedli w samochód i odjechali, a teraz szybko, zabierajmy ją stąd i dajemy nogę.
- Louis – Perrie tępo wpatrywała się w chłopaka, który podniósł się na nogi, oddychając ciężko i nie mówiąc nic. – Louis, zmywamy się.
Chłopak wspiął się na schodach, podążając za Perrie i Niallem niosącym Leigh Anne do wyjścia z budynku.
W parku czekała już druga część grupy. Zrobiło się ogromne zamieszanie w okół Leigh-Anne, która jednak nie odpowiadała na ich pytania, lecz kurczowo trzymała się Nialla, nie chcąc, by ją zostawiał.
- Jesteśmy w pełnym składzie – zauważyła dumnie Cher. – Misja wykonana, zmywamy się nim przyjadą posiłki.
- Johnny zwiał – Perrie złożyła krótki raport z ich wyjścia. – Gdyby nie moja ręka…
- Twoja ręka?  Kurwa, a nie mówiłem! – zdenerwował się Zayn.
Perrie opowiadała im w skrócie co wydarzyło się kiedy chciałą oddać strzał, jednak w połowie jej opowieści głośny huk przerwał wszystkie szmery.
- Louis… - Jesy z niepokojem spojrzała na chłopaka, który leżał na ziemi. – Louis – pisnęła, szybko materializując się u jego boku.
Wszyscy zamarli, kiedy Jesy z przerażeniem przewróciła go na plecy, a jej ręce przyozdobione były krwistoczerwoną cieczą.
- Kiedy spał – rzuciła Perrie. – Kurwa mać on nie uniknął pocisku, on go postrzelił.
Harry wybuchnął śmiechem.
- No chyba sobie żartujecie – pokręcił głową z dezaprobatą.  – Tym razem nie dam się nabrać, możecie przestać. Uśmiałem się w cholerę.
Wszyscy spojrzeli w przerażeniu na Louisa, który jednak nie wstawał. Nawet Leigh-Anne poderwała się do pozycji siedzącej, spoglądając na Tomlinsona.
- Jesy – Harry zaczął, podchodząc bliżej. Louis ani drgnął. – Jesy powiedz mi, że to część waszej głupiej zabawy, powiedz mi, że…
Przerwał, widząc łzy spływające po policzkach Nelson.
- Harry – Perrie położyła dłoń na ramieniu Stylesa, który uklęknął obok Jesy, obserwując spokojną twarz Louisa. Jakim cudem nie zauważył wcześniej, że coś jest nie tak?! Jakim cudem rana Louisa wyszła na jaw dopiero teraz?!
- Nie, to nie jest już śmieszne – pokręcił głową, a gorące łzy popłynęły z jego oczu. Potrząsnął Louisem raz, drugi, trzeci, uporczywie ciągnąc go za kurtkę.
- Harry – Jesy złapała go za dłonie, sprawiając, że przestał, płacząc cicho. – Louis nie żyje.
~~~~*~~~~
W czasie drogi powrotnej do domu nikt nie odzywał się ani słowem. Wszyscy byli pogrążeni w swoich myślach. Liam przytulał zapłakaną Jade. Niall cały czas zerkał na Leigh-Anne, która obwiniała się za to co stało się z Louisem, łzy płynęły po jej policzkach i nawet nie próbowała ich ścierać. Zayn i Perrie jako jedyni starali się być silni, ale słabo im to wychodziło, ponieważ ból był silniejszy niż chęć wspierania innych. Jesy i Harry siedzieli z przodu busa. Nikt nie próbował się do nich odezwać. Nelson nie płakała, nie pokazywała po sobie żadnych emocji. Niestety Harry nie potrafił ukryć emocji. Po jego policzkach spływały łzy, a w głowie panował chaos.
Gdy dojechali do domu Styles od razy znikną w pokoju, zaraz za nim zrobiła to Jesy.
- Martwię się o nich – powiedziała cicho Perrie.
- Ja też – odparł Zayn – Przecież jeszcze wczoraj wszystko było…a teraz…on…jest no wiecie… – dodał, ale jego głos załamał się, a łzy zaczęły wypływać z oczu. Już nie potrafił kryć tego w sobie.
- Musimy coś…
- To moja wina – szepnęła Leigh-Anne – Gdybym nie dała się złapać i gdybyście nie musieli ratować mojego tyłka, Louis by żył.
- Pinnock! Przestań pierdolić głupoty, bo zaraz kurwa do niego dołączysz – warknęła Jade, podchodząc do przyjaciółki.
- Ale ja mam rację, gdyby nie to, że musieliście ratować on by żył. Po za tym widziałam pierścionek na palcu Harry’ego i nigdy sobie nie wybaczę tego, że on umarł prze… - urwała, gdy ręka Thirwall spotkała się z jej twarzą.
- Jade! – krzyknęła Perrie.
- I co się tak gapicie? Nie żałuje, że to zrobiłam i nie będę przepraszać, bo wiecie wszyscy, że mam rację! – warknęła – Zaczęłaś pierdolić głupoty to oberwałaś. Nic nowego. Po za tym jeśli będziesz chciała powiedzieć to jeszcze raz, lepiej najpierw się zastanów czy warto.
- Jade, jeśli chcesz mi…
- Jest okej, Niall, jest okej. Należało mi się – powiedziała szybko Pinnock.
- Co powiemy fanom i rodzinie Louisa? – wydusił Liam, ściągając tym na siebie wzrok innych.
- O kurwa – wypsnęło się Malikowi.
- Czyli to koniec – szepnął Niall, siadając na fotelu.
- Jaki koniec?
- Koniec wszystkiego. Bez Louisa jesteśmy tylko Niall, Liam, Harry i Zayn, nie One Direction. Po za tym jak my mamy wszystkim powiedzieć ? „Cześć tutaj my, pewnie zastanawiacie się dlaczego nie ma z nami Louisa i Harry’ego. Wiecie Lou nie żyje, a Harry nie umie się z tym pogodzić, ponieważ przez ten cały czas byli razem. To koniec One Direction, więc żegnajcie.” Przecież to zabije niektórych. Nawet nie zdajecie sobie sprawy jak wiele razy czytałem wiadomości od fanek, które pisały, że my jesteśmy ich jedynym powodem do życia.
- Spokojnie Niall – odparł Zayn, przytulając roztrzęsionego przyjaciela – Coś wymyślimy, obiecuje.
~~~~*~~~~
Gdy Jesy weszła do swojego pokoju dopiero wtedy pozwoliła, aby łzy popłynęły po jej policzkach. Nie potrafiła powiedzieć dlaczego jego strata aż tak boli. Oczywiście wiedziała to, ale nie chciała przyznać się do tego sama przed sobą. Wiedziała, że to Louis był jej pierwszym prawdziwym przyjacielem. Oczywiście były jeszcze dziewczyny, ale to przed Louisem otworzyła się i wyznała wszystko co dusiła w sobie od lat.

- A to? – zapytał Louis.
- To ja i moi rodzice. To jedyna rzecz jak mi po nich została – powiedziała Jesy.
- Rozumiem – szepnął, ale zaraz po tym wybuchł śmiechem – O mój boże, chyba mi nie powiesz, że ta dziewczyna w różowej sukience to ty.
- Oh zamknij się, to było tylko raz! Przegrałam zakład z Perrie i musiałam w tym chodzić cały dzień. Caluśkie dwadzieścia cztery godziny.
- Jak opowiem o tym chłopakom to mi nie uwierzą – odparł, nie przestając się śmiać.
- Tylko spróbuj, a nogi z dupy powyrywam. Urwałabym Ci coś jeszcze, ale Harry by mnie potem pewnie zabił, więc wolę nie ryzykować – zaśmiała się, puszczając mu oczko. Tomlinson i Nelson byli sami w domu, ponieważ reszta poszła na zakupy, więc mogli rozmawiać o wszystkim bez uważania na innych.
- No nie wydaje mi się, żeby był wtedy zadowolony. Po za tym ty na tym zdjęciu wyglądasz jakbyś chciała zabić wszystkich dookoła. Przypuszczam, ze Harry wyglądałby dokładnie tak samo – dodał, znowu wybuchając śmiechem.
- Oddawaj to – warknęła, wyrywając mu zdjęcie. 
- O mój Boże, to też ty – zapytał Louis, ponownie śmiejąc się. Wyjął fotografię przedstawiającą Jesy w stroju zajączka wielkanocnego – O tym to już będę musiał opowiedzieć chłopakom.
- Ani się waż!
- No to chociaż Harry’emu. Przecież ja nie wytrzymam no! Jesy zlituj się! 
- Dobra, ale tylko Harry’emu!
- Po za tym kto zmusił Cię do tego.
- Mała, niewinna i słodka Jade. 
- Niewierze, po prostu niewierze. 

Jesy wybuchła płaczem na wspomnienie tego dnia z Louisem. To właśnie wtedy chłopak znalazł ją płaczącą. Tylko on widział ją w takim stanie nikt inny.
~~~~*~~~~
W pokoju obok na łóżku leżał Harry. Po jego policzkach nadal spływały łzy, a w głowie pojawiało się wiele chwil z Louisem.

- Nie chce tego filmu! – warknął Harry.
- Ale ja chce go obejrzeć! 
- Nie, bo oglądaliśmy go już kilka razy!
- Ale ja chce…
- Zamknijcie się kurwa w końcu! Jutro mamy koncert i niektóry tutaj chcą spać do kurwy nędzy! – krzyknął Zayn z początku tourbusa. 
- Skoro nie chcesz, to ja w ogóle nie będę oglądał i możesz spadać – burknął Louis, szybko kładąc się na swoim tymczasowym łóżku. Harry westchnął tylko i udał się zaraz za nim. Wczołgał się na jego łóżko i mocno go przytulił. 
- No nie obrażaj się na mnie. Chodź możemy obejrzeć film, który wybrałeś.
Zero odpowiedzi.
- No skarbie, proszę – szepnął, przytulając go mocniej – Przecież wiesz, że Cię kocham, więc przestać się… - urwał, gdy zdał sobie sprawę z tego co właśnie powiedział. Nie byli ze sobą jakoś długo, a on już wyjechał z takim tekstem.
- No przecież ja też Cię kocham idioto – zaśmiał się, całując go w policzek – I nie musisz się bać mówić mi o tym, serio. 
- To idziemy obejrzeć ten film?
- Nie. Teraz chce tu zostać i się poprzytulać – powiedział, wtulając się w Harry’ego.

- Oddajcie mi mojego Lou, proszę – zapłakał, przytulając poduszkę, która należała do jego narzeczonego.

- Nasz dom, tylko i wyłącznie nas – krzyknął Harry, wbiegając do salonu.
- Czemu się tak tym cieszysz?
- Bo teraz nikt, nigdy nie będzie nam przeszkadzał – uśmiechnął się, przyciągając Louisa do pocałunku.
- Mogłem się domyślić, że chodzi Ci tylko o to – burknął.
- Nie chodzi mi tylko o to kretynie! Chodzi mi też o to, że będziemy mogli sobie siedzieć w salonie, przytuleni do siebie, oglądając jakiś film i nikt nam nie będzie przeszkadzał i gadał o tym, że chcą spać i telewizja im przeszkadza.
- I tak nie przekonałeś mnie do niczego więcej niż pocałunki – zaśmiał się Louis, odpychając Harry’ego.
- Nie tak szybko, Panie Tomlinson, jeszcze z Panem nie skończyłem- odparł, znowu przyciągając go do siebie, a następnie całując. Louis szybko poddał się i odwzajemnił pocałunek.

Kolejne wspomnienie i kolejny ból, który był nie do pokonania. Czuł się jakby jego serce zostało mu odebrane.

- Harry? Śpisz już? – zapytał Louis, siadając na łóżku.
- Nie, jeszcze nie – szepnął, nie odwracając się.
- Co się dzieje?
- Nic.
- Harry! – powiedział ostro – Wiesz dobrze, że mnie nie okłamiesz.
- Pewnie zabrzmię jak przewrażliwiony idiota, ale po prostu się martwię – odparł, odwracając się do Louisa.
- To normalne, każdy z nas się martwi. Leigh to nasza przyjaciółka i przecież...
- Nie o to mi chodzi. To znaczy o to też, ale pamiętasz co działa się ponad rok temu?
- Harry – szepnął Tomlinson, rozumiejąc o co chodzi jego chłopakowi – Chodź tu do mnie – położył się, przytulając go. Styles szybko wtulił się w niego.
- Wiem, że tamto było na niby, ale teraz walka na serio i boję się, że coś Ci się stanie. Nie chce tego. Po prostu wiem, że nie przeżył bym tego. Gdyby Cię zabrakło nie poradziłbym sobie – szepnął, przytulając go mocniej.
- Harry, nic mi się nie stanie. Jesy wie co robi i uwierz mi, że po jej szkoleniu będziemy potrafić więcej niż ten chuj. Przecież ona nie weźmie nas ze sobą jeśli nie będziemy umieć wszystkiego. Może i zgrywa taką wredną i chamską, ale ona taka nie jest. Martwi się jak wszyscy inni. Po za tym wiesz – zaśmiał się nerwowo – wyjdziesz za mnie? Nelson wie co robi, proszę uwierz mi, to wszystko wyjdzie dobrze. Nie ma innych opc…
- Co ty powiedziałeś? – wydusił Harry
- No, że nie ma innych opcji, żeby się nie udało – powiedział szybko, uśmiechając się nerwowo.
- Wcześniej?
- Że wszystko będzie dobrze.
- Jeszcze wcześniej!
- Wyjdziesz za mnie? – odparł niepewnie.
- Ty tak na serio? – zapytał od razu.
- No tak, kocham Cię i chce…
- Tak – pisnął.
- Ale co tak? – zdziwił się Louis.
- Tak, wyjdę za Ciebie – krzyknął, całując go mocno. Tomlinson uśmiechnął się tylko, gdy odsunęli się od siebie, wyjął z kieszeni pierścionek i założył go Harry’emu.

- Nawet jeśli kiedyś z kimś będę to to już nie będzie to samo co ty. Jesteś jedyną osoba, którą tak mocno potrafiłem pokochać Lou – szepnął, po czym zasnął wyczerpany płaczem.
________________________________________
Hej! Witają Was dwie zapłakane dziewczyny!
Pewnie nas zabijecie za ten rozdział. Tylko proszę wybierzcie jakiś najszybszy i najmniej bolesny rodzaj śmierci, prooooszę! Ja się popłakałam gdy przeczytałam fragment Kukułki, naprawdę. Nie wiem jakim cudem napisałam swój. Wybaczcie nam to! Nie zawsze wszystkim uda się przeżyć.








Komentujcie, proszę.
Agnes!

MÓJ MAŁY SŁODKI KOCHANY LOU, DRUGI RAZ UŚMIERCAM GO NA POTRZEBY FANFICTION, JESTEM SZATANEM I IDĘ BYĆ SZATANEM DALEJ, GDZIE INDZIEJ, FOR GOD SAKES, JESTEM OKRUTNA...

ALE WAS KOCHAM :(