sobota, 7 czerwca 2014

Rozdział 11

Minęło kilka dni zanim rany na ciele Leigh-Anne zaczęły się goić. Wszystkie zadrapania czy siniaki powoli zaczynały maleć. Niestety ból nadal był ogromny, chodź to nie był pierwszy raz gdy dziewczyna oberwała. Oczywiście Niall jak na dobre chłopaka przystało bardzo dobrze opiekował się swoją dziewczyną. Nawet teraz, gdy Pinnock chciała wstać nie pozwolił jej na to.
- Ale ja jestem głodna - jęknęła dziewczyna, siadając na łóżku.
- Poczekaj tutaj, zaraz Ci coś przyniosę - powiedział, po czym szybko wyszedł. Leigh chciała wykorzystać tą chwilę wolność na wstanie z łóżka. Niestety gdy tylko udało jej się stanąć na nogi, przewróciła się, upadając na mocno poranioną rękę. W jej oczach pojawiły się łzy, ponieważ ból był nie do zniesienia.
- Boże, Li! Co ty wyprawiasz? - krzyknął Niall, gdy tylko zauważył gdzie jest jego dziewczyna. Odstawił tacę z jedzeniem na stolik, a następnie podszedł do Pinnock. Wziął ją delikatnie na ręce i położył znowu na łóżku - Mówiłem Ci, że powinnaś leżeć - szepnął zmartwiony.
- Wiem, przepraszam.
- Nie przepraszaj tylko po prostu mnie zaczem posłuchaj, dobrze? - zapytał, uśmiechając się delikatnie.
- To nie będzie łatwe, ale postaram się, a teraz mów co tam masz.
- Naleśniki z serem i bitą śmietaną - powiedział, stawiając tacę obok Leigh-Anne.
- Chcesz trochę? - zapytała dziewczyna, nakładając sobie dwa naleśniki na talerz.
- Nie, to jest dla Ciebie, ja już jadłem - odparł, siadając na łóżku, wyjął telefon z kieszeni i zaczął przeglądać twittera. Starał się odpowiedzieć na niektóre tweetów, ale niestety nie było to takie łatwe, ponieważ jego telefon wariował przez wszystkie wiadomości. Oderwał się od ekranu dopiero gdy Leigh-Anne się odezwała.
- Skończyłam i nawet odstawiłam sama tace na stolik - zaśmiała się - Więc teraz zostaw ten telefon i chodź t do mnie, bo mi zimno - uśmiechnęła się, rozkładając ramiona. Chłopak przysunął się nie pewnie i objął delikatnie swoją dziewczynę. Pinnock tylko zaśmiała się cicho i przytuliła go mocniej. Co prawda to bolało, ale tęskniła za bliskością Nialla i przez te kilka chwil mogła trochę pocierpieć.


Po kilku dniach spędzonych w łóżku Harry zdecydował się w końcu wyjść ze swojego pokoju. Niestety gdy tylko szedł na dół usłyszał krzyki z salonu.
- Odszczekaj to!
- Sama to odszczekaj! Taka jest prawda. Masz wyjebane na to, że Louis nie żyje. Co z Ciebie za przyjaciółka?
- Przesadziłaś i to kurwa tym razem na serio! – warknął Zayn.
- Daj spokój Zi, nie obchodzi mnie to co mówi – burknęła Perrie, stojąc naprzeciwko Jesy.
- Jesy zaczynasz naprawdę przeginać! – dodał Liam – Uspokój się.
- Nie będziesz mi rozkazywał! Zrobił dziecko mojej przyjaciółce i myśli, że mu wszystko wolno!
- Jesy! – krzyknęła Jade. Po za raz kolejny wszyscy zaczęli na siebie nawzajem krzyczeć. Harry stał z boku i tylko przyglądał się zaistniałej sytuacji. Śmierć Louisa dotknęła go najbardziej , ale nie miał zamiaru wyżywać się za to na innych.
- Dosyć – powiedział, ale nikt nie zareagował – POWIEDZIAŁEM DOŚĆ – wydarł się i dopiero to podziałało – Czy wy się kurwa widzicie? Dlaczego drzecie mordy na siebie nawzajem zamiast działać? Lepiej kurwa walczyć między sobą niż się zemścić na tym chuju? Nie no oczywiście, że lepiej jest drzeć się i mieć wyjebane na resztę. Wiecie co? Nie spodziewałbym się, że wszyscy będziecie się tak zachowywać! Jak wy w ogóle tak możecie? Louis umarły tylko po to, abyście teraz darli się na siebie nawzajem? Co wy kurwa opierdalacie? Już dawno powinniśmy zabić Johnny’ego! Zemścić się za to wszystko!
- I to mi się kurwa podoba! – powiedziała Perrie – Ja chciałam już dawno zacząć działaś, ale ktoś tu ma jak zwykle inne zdanie! – warknęła patrząc na Jesy.
- Na nikim się kurwa nie będę mścić, mam to w dupie! – powiedziała Nelson i gdy już chciała wyjść z salonu po raz kolejny Harry zabrał głos.
- Louis nic dla Ciebie nie znaczył? Jeśli jednak znaczył to zostań i nam pomóż. Dobrze wiesz, że bez Ciebie nie damy rady.
- Harry, chce Wam pomóc, ale przez to wszystko Louis nie żyje. Przez to kim jesteśmy i ja nie umiem znowu wszystkim się zając tak jakbym nie straciła przyjaciele kilka dni temu - powiedziała, podchodząc do niego.
- Czuje się jakby ktoś zabrał moje serce i wyrzucił gdzieś daleko, tak, żebym nie mógł go znaleźć. Wiem jak się czujesz, ale musimy to zrobić, bo co jeśli przez siedzenie i nic nie robinie ktoś jeszcze straci życie? - odparł patrząc wyczekująco na Jesy. Nelson spojrzała tylko na niego i już wiedziała, że pomoże. Oczy Harry'ego mówiły wszystko. Ból, smutek, złamane serce - to wszystko Jesy mogła wyczytać z jego oczu. Tak jakby to była jedyna rzecz, która potrafi powiedzieć prawdę.
- Okej, zróbmy to - przytaknęła. Harry posłał jej delikatny uśmiech.
- Skoro Jesy się zgodziła to teraz czas na Was - odezwała się Jade.
- Ale o co Ci chodzi? - zdziwiła się Nelson.
- Macie się przeprosić - w progu pokoju stanęła Leigh-Anne, a zaraz koło niej obejmując ją stał Niall. Dziewczyna przeszła kilka metrów, aby zatrzymać się koło Perrie i Jesy - Zeszłam tutaj tylko dlatego, że słyszałam Wasze krzyki, więc macie się przeprosić, bo zejście ze schodów nie było wcale takie łatwe i gdyby nie Niall to pewnie bym spadła kilka razy. Jeśli się nie przeprosicie to skopie Wam dupy, bo wszystko na serio mnie boli, więc nie mówcie mi, że zeszłam tu na marne i przeproście się w końcu!
- Pezz? Jesy? - powiedziała niepewnie Thirlwall.
- Chodź tu do mnie ty matole - zaśmiała się Jesy, przytulając do siebie swoją przyjaciółkę.
- Sama jesteś matołem - odpyskowała dziewczyna, przytulając się bardziej. Ich chwilę czułości przerwało pukanie do drzwi. Wszyscy niepewnie podeszli do drzwi.
- Co to ma kurwa być ja się pytam?! – niska brunetka na koturnach patrzyła na Jesy z poirytowaniem. – Robicie sobie ze mnie jakieś żarty!
- Ciebie też miło widzieć, Cher – Jesy wykręciła młynka oczami. – Proszę wejdź – jęknęła pod nosem, kiedy Lloyd już dawno przekroczyła próg mieszkania Jesy patrząc na nią z rękami założonymi na piersi.
- Dlaczego nic się nie posuwa do przodu? Dlaczego stoimy w miejscu?! Dlaczegooooo?! – tupnęła nogą niczym mała wkurzona dziewczynka.
- Spokojnie – Nelson pokręciła głową, wchodząc do kuchni. Cher ruszyła za nią. – Chcesz coś do picia?
- W dupie mam coś do picia! Co się z tobą stało, Jess?!
- Nic – wzruszyła ramionami.
- Nic?! Ty to nazywasz nic?! – wspięła się na taboret i usiadła, wciąż z założonymi rękoma. – Zawsze byłaś gotowa do akcji. Rozważna, miałaś swój plan. A teraz jesteś… Jesteś wrakiem człowieka, Jesy. I mówię ci to z dobrej woli!
- Doceniam jak jasna dupa – westchnęła, biorąc butelkę z sokiem z lodówki i siadając naprzeciwko niej . – Więc przyszłaś tu na mnie krzyczeć, czy masz coś jeszcze?
- No jak ja cię zaraz trzepnę – jęknęła. – Jesy, ja rozumiem, że Louis był dla ciebie…
- Nie mówmy o nim. Proszę. Nie – rzuciła ostro, kiedy Cher ponownie otworzyła usta.
- Dobra – Lloyd uniosła ręce w poddańczym geście. – Po prostu uważam, że powinniśmy zrobić odwet. Nie chcesz się zemścić? Nie chcesz przy okazji uwolnić siebie? Swoich bliskich? Położyć temu wszystkiemu kres?
- Bardzo bym chciała, tylko czy… Czy damy radę? Harry on… Harry ledwo wstaje z łóżka, nie wspominając o ataku zbrojnym na jakiegoś popierdoleńca.
- Może więc wykluczymy Harryego z akcji? Skoro się nie nadaje, lepiej dla jego bezpieczeństwa, a my nie możemy tyle zwlekać. Dajesz Johnny’emu dobre pole do popisu, by wytłukł nas jak psy.
- Nieprawda.
- Jesy!
- No dobra, może!
- Ha! Widzisz?
- Więc co sugerujesz?
- Albo pozbierasz ich do kupy, albo równie dobrze możemy odprawić pokaz taneczny, machając białymi flagami przed siedzibą Johnny’ego.
- Okej – Jesy klasnęła w dłonie. – Masz rację. Przejdźmy do rzeczy.
Cher uśmiechnęła się triumfalnie.
- I taką Nelson uwielbiam.
Przybiły sobie piątkę.
- Jaki jest plan działania? – zapytała Jesy, odwzajemniając uśmiech. – Wspólniczko?

*

- O, tutaj jesteś – Liam westchnął z ulgą, wychodząc na taras. – Mogłaś mi powiedzieć, martwiłem się!
Thrilwall tylko wywróciła oczami, odwracając wzrok od czytanej gazety. Siedziała na leżaku, łapiąc pierwsze tego lata promienie słońca.
- Nie przesadzaj.
- Może Johnny’emu nie wyszło z Leigh, to i ciebie postanowił porwać. Różne rzeczy mogą temu psychopacie wpaść do głowy – wzruszył ramionami, zajmując miejsce na ziemi obok dziewczyny. – Jak się czujesz?
- Liam – Jade westchnęła. – Jest w porządku, możesz przestać ciągle się koło mnie kręcić?
- Nie – zaprzeczył energicznie, uśmiechając się złowieszczo. – Bo cię kocham.
- I może teraz mam paść z wrażenia? – uniosła brwi, jednak skrycie też się uśmiechała.
- Wystarczyłoby, gdybyś no wiesz… Pokazała mi, że to odwzajemniasz albo coś, bo trochę się czuję samotny, jak tak tylko ci usługuję, kiedy chce ci się w nocy kanapek z ogórkiem i Nutellą czy…
- Hej! Nie jesteś moim służącym! Zawsze się oferujesz, że przyniesiesz mi te kanapki, nikt cię nie zmusza! Czy ty jesteś poważny?!
- Żartowałem, Jadey – zachichotał, mierzwiąc jej włosy, pozostawiając je w okropnym nieładzie.
- Ja ci zaraz pokażę – zerwała się z miejsca, wskakując na Liama i łaskocząc go, jednak szybko role się odwróciły. – Liaaaaam, przestań! – posłuchał jej, śmiejąc się wesoło, a dziewczyna oparła się o jego tors. Objął ją ramieniem i siedzieli tak chwilę, nie odzywając się, na nagrzanych słońcem framugach drewnianego ogródka.
- Liam?
- Hmm?
- Ja ciebie też.
Payne uśmiechnął się i pocałował ją w czubek głowy.
- Wiem o tym.
- Zrobisz mi kanapkę z Nutellą i ogórkiem?
- No chyba sobie żartujesz!
Oboje zaśmiali się, a Liam pokręcił głową, delikatnie zrzucając ją z siebie i podnosząc się na równe nogi. Złapał Jade za rękę i pomógł jej wstać.
- Zaraz przyjdę – dziewczyna zawróciła z przedpokoju, do którego zdążyli wejść. – Zapomniałam gazety.
- Zrobię kanapki – zaoponował Liam, wchodząc do kuchni. – O, cześć wam.
- Hej, hej – Jesy i Cher machnęły lekceważąco znad kartki papieru, na której nabazgrały mnóstwo dziwnych i niezrozumiałych dla Liama znaków.
- Co robicie?
- Nie interesuj się.
- Pff, okej – machnął ręką. Znalazł w lodówce potrzebne składniki, kładąc je na blacie.
- Nie mów, że Jade znowu chce te paskudne kanapki.
- Niestety – jęknęli oboje, wymieniając pełne dezaprobaty spojrzenia. Jak można jeść takie paskudztwa?
Nagle ich uszu doszedł ogromny, przeraźliwy huk.
- Co to… - Jesy zerwała się z miejsca, a za nią ruszył Liam. Cher pozostała na miejscu jednak zmarszczyła brwi.
- Boże, czy to…
- Jade! – Liam rzucił się na korytarz, gdzie na ziemi leżała Jade. Spojrzał na Jesy przerażonym wzrokiem, odganiając włosy z twarzy dziewczyny.
- Dzwonię po karetkę! – Jesy biegiem rzuciła się po telefon.

_________________________

8 komentarzy - dziękujemy, aww!
I przepraszamy, bo mamy prawie miesięczne opóźnienie.
Muszę się wam pojarać, że Agnes do mnie wpada! Agnes do mnie przyjeżdża! AAAAA, ZOBACZE SIĘ Z NASZYM KOCHANYM ADZIULKIEM! OKLASKI DLA ASDZIULKA, KOCHAM CIĘ ADZIULKU, WIEM, ŻE ZARAZ MI TU NA SKAJPAJU POWIESZ, ŻE JESTEM GŁUPIA, HIHI. NO ALE CIĘ KOCHAM HIHI 
Komentujcie tak dalej, bo ogromnie się z tego cieszymy, robaczki. Buźka x


DLA WIADOMOŚCI WSZYSTKICH: TAK, POWIEDZIAŁAM JEJ, ZE JEST GŁUPIA HAHA
no więc dziękujemy za komentarze, oby tak dalej ^.^
nie wiem co mam wam jeszcze napisać hahaha

Agnes x

6 komentarzy:

  1. Boże czy u ciebie wszyscy muszą być ranni albo umierać cały rozdział płakałam przez śmierć Lou, jak ja nwm kula go trafiła i umarł nie moznabylo napisać że jest w spiaczce?
    Jak teraz Jade straci dziecko albo coś to chyba przestane to czytać
    Wybacz za błędy ale jestem na telefonie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to nasze opowiadanie i my decydujemy co będziemy pisać, więc jeśli Ci to nie odpowiada to nie czytaj, bo to nasza decyzja kto umiera, żyje itd :)

      Usuń
  2. myślę że Jade i jej dziecko przeżyją , bo jak nie to WAS ZABIJE

    OdpowiedzUsuń
  3. Dawno was nie było,steskniłam sie :) Rozdział cudowny jak zwykle,tylko martwie sie o Jade,bo jest w ciazy i jak jej sie cos stanie to pozabijam wszystkich dookoła :D
    Nie moge sie doczekac nexta ;3
    Syl xx

    OdpowiedzUsuń
  4. Jezu matko nie dość że rycze przez śmierć Louisa to teraz jeszcze Jade omg ;(( opowiadanie kocham <3 czekam na następny rozdział xx

    OdpowiedzUsuń