piątek, 21 marca 2014

Rozdział 7

Dzień przed ślubem wszyscy zebrali się w salonie, aby sprawdzić czy wszystko jest dopięte na ostatni guzik. Każdy miał przydzielone jakieś zadanie i na szczęście wszyscy poradzili sobie idealnie. Ostatnią rzeczą, którą dziewczyny unikały aż do dzisiaj była rozmowa o ich rodzinie. Miały nadzieję, że nikt o to nie zapyta, bo jeśli tak, będą musiały wszystko odpowiedzieć. Nie chciały tego, miały dość przeszłości ciągnącej się za nimi. Niestety los zesłał takiego małego skrzata o imieniu Louis, który zaczął ten temat.
- Dziewczyny, a co z Waszymi rodzinami? – zapytał, gdy wszyscy siedzieli nad różnymi rodzaju papierami.
- Z naszymi? Nic, wszystko okej – powiedziała szybko Jade. Liam, Niall i Zayn wyglądali na lekko zdezorientowanych.
- Czekaj, czekaj! Czy Wy chcecie nam powiedzieć, że niby o tym nie rozmawialiście? – wtrącił Harry, siedzący na kolanach swojego chłopaka.
- No tak jakby nie – mruknął Horan, szybko wracając do swojej pracy.
- Jak to?! – pisnął Louis, podskakując.
- Ej! Uważaj! – warknął Styles, prawie spadając. Na szczęście Tomlinson w porę przyciągnął go do siebie.- Wybacz, ale ja chyba tutaj czegoś nie łapie. Możecie wyjaśnić nam co Wy odwalacie? Jesteście ze sobą od ponad roku, a nie wiecie o sobie najważniejszej rzeczy. Nie mówię tutaj o Jesy, bo jej to nie dotyczy.
- To powiecie nam o co chodzi? – dodał Harry.
- No…bo tak jakby… - zaczęła Perrie, ale nie potrafiła skończyć.
- Dobra, ja powiem – odezwała się Jesy, po czym wstała i podeszła do ściany, po czym uderzyła w nią kilka razy. Chłopacy wpatrywali się w nią zaskoczeni. Nigdy nie pomyśleliby, że ma tam jakąś skrytkę – Spójrzcie na to – rzuciła na stolik kilka gazet.
„Czworo dzieci zostało porwanych. Cały kraj ponad miesiąc szukał czterech dziewczynek, które zostały porwane 19 sierpnia 1995 roku.”
„Rodzice nadal mają nadzieję na odnalezienie swoich dzieci.” 
„Ciała dzieci porwanych ponad dwadzieścia lat temu nigdy nie zostały odnalezione.”
- Gdy byłyśmy malutkimi dziećmi ten skurwiel potrwał nas i przerobił na maszyny do zabijania – zaczęła Nelson - Nasze dzieciństwo to ciągłe treningi, walki i zabijanie. Gdy ja i Leigh-Anne miałyśmy po osiemnaście lat Johnny zdecydował, że obie będziemy w grupie z Perrie i Jade. To wtedy wysłał nas na pierwszą „misję”. Kazał nam zabić osiem osób. Nigdy nie pomyślałybyśmy, że tego dnia nasi rodzice stracili życie i to z naszych rąk – dokończyła już szeptem. Liam zerwał się z miejsca i od razu przytulił już zapłakaną Jade.
- Ja…my nie wiedziałyśmy i…po prostu… - jąkała się Leigh-Anne siedząca na kolanach Nialla. Chłopak także przytulił ją mocno.
- To dlatego nigdy nie poruszamy tego tematu, dla dziewczyn to za trudne – dodała Jesy.
- A dla Ciebie? – zapytał Louis, chodź dobrze znał odpowiedź. Dziewczyny spojrzała na niego – po raz pierwszy – smutnym wzrokiem, po czym wróciła jakby nigdy nic do swojej roboty. Do wystarczyło, aby Tomlinson wiedział, że Jesy jest jak on. Na zewnątrz bezczelna oraz stanowcza, ale gdzieś tam w głębi serca również wrażliwa i jednak posiadająca uczucia.
- Chyba czas iść spać – powiedział Harry – Jest już trzecie, musimy rano wstać.
- Już trzecia?! – pisnęła Perrie – Dziewczyny natychmiast do spania, jak my będziemy rano wyglądać?! – krzyczała, zbierając wszystkie swoje rzeczy.
- Mogę z Wami zosta…
- Jesy!
- Błagam, zabierzcie je…
- Jesy kurwa! – wydarła się Jade.
- Chuj z Wami chłopcy, chuj z Wami – warknęła, gdy wszyscy wybuchli śmiechem.
- My też powinniśmy się położyć – wtrącił się Niall ziewając.
- Payne! Chodź tu!
- Już idę kochanie – Liam wywrócił oczami i szybko wbiegł na górę po schodach. Zaraz za nim udał się Horan, a na końcu Malik.
- Cóż, wydaje mi się, że zostaliśmy sami – wyszczerzył się Harry, przyciągając swojego chłopaka do słodkiego pocałunku – Musimy nadrobić to w czym nam przesz…
- Wypierdalać z mojego salonu! Jeśli chcecie cokolwiek zrobić, to w swoim pokoju! Ja kurwa nie mam zamiaru wymieniać mebli! – wydarła się Nelson.
- Jesy, zamknij się!
- Mam tam do Ciebie przyjść, Perrie?
- No dawaj!
- Pamiętaj Nelson, że ja ją obronię.
- Ty mi możesz gówno zrobić, Malik.
- Macie kurwa pięć sekund na znalezienie się w swoich pokojach, inaczej zajebie kurwa! – krzyknęła Jade, a już po chwili Harry i Louis usłyszeli jedynie trzaśnięcia drzwiami i w domu zapanowała cisza, która szybko została przerwana przez śmiech chłopców.
- Chodź! Musimy to dokończyć, a skoro mamy błogosławieństwo Jesy, to reszta nic nam nie zrobi – powiedział Harry, ciągnąc Louisa na górę.
- Pamiętaj, że musisz być bardzo, bardzo cicho – szepnął Louis, gdy byli już w swojej dawnej sypialni.
- Oh to chyba mi się nie uda – zaśmiał się cicho.
- A powinno – dodał, zamykając usta Harry’ego kolejnym pocałunkiem.
~~~~*~~~~
Była już godzina dziesiąta, a w domu Jesy panowała grobowa cisza. Nie słychać było żadnych przygotowań do dzisiejszego ślubu. Jako pierwsza obudziła się Perrie i gdy tylko spojrzała na zegarek…
- KURWA! ZASPALIŚMY! – wydarła się. Nie minęło dziesięć sekund, a wszyscy wybiegli z pokoi. One Direction przygotowało się w ekspresowym tempie. Już o jedenastej byli gotowi do wyjścia. Opuścili mieszkanie, ponieważ Zayn jako pan młody nie powinien widzieć Perrie w sukni ślubnej. Dziewczynom niestety zeszło się troszeczkę dłużej. Wszystkie musiały zrobić sobie makijaż, fryzury i wybrać wszystkie dodatki do sukienek. Gdy wszystko było gotowe Edwards zeszła z góry, aby zaprezentować się swoim przyjaciółkom.
- O mój boże, najpiękniejsza panna młoda – powiedziała Jade, ocierając łzę.
- Niszczysz moją pracę – warknęła Leigh-Anne, zakładając ręce na piersi.
- Oj stulcie dzioby i robimy grupowego przytulaska – zaśmiała się Jesy, przytulając swoje przyjaciółki – Dzisiaj macie nie martwić się o nic. To jest Twój dzień Perrie i korzystaj z tego. Ja się wszystkim zajęłam. Cher mi pomoże, wszystko będzie okej - uśmiechnęła się szczerze.
- Mam nadzieję, że Demi tam nie będzie!
- I Danielle!
- Spokojnie, nie będzie ich! – Jesy zrobiła młynka oczami.
- Nawet jeśli byłyby Jade by sobie z nimi dobrze poradziła, a ja bym pomogła – Pinnock przybiła piątkę z Thirwall.
- Dobra dziewczyny, trzeba się zbierać – wtrąciła się Perrie.
- Pezz? – zaczęła Nelson, gdy ich przyjaciółki opuściły dom – Ja mówiłam poważnie, nie przejmuj się. To twój dzień szkrabie – cmoknęła ją w policzek – No chodź, bo się Malik załamie, że go wystawiłaś – zachichotała, wychodząc z mieszkania. 
~~~~*~~~~
- Jest dobrze?
- Perrie – Leigh-Anne uspokajająco uścisnęła jej rękę, zatrzymując ją w ruchu po gładkiej białej satynie. – Wszystko w porządku?
- Nie, Pinnock, wychodzę za mąż, do jasnej cholery!
Jesy, która właśnie zjawiła się w pomieszczeniu, zaśmiała się, słysząc panikę w głosie swojej przyjaciółki.
- Wyglądasz ślicznie, Pez z – uśmiechnęła się, przytulając ją lekko, by nie zabrudzić kreacji. – Jak normalnie nie jestem sentymentalna, tak mam ochotę się rozbeczeć!
- O mało co nie zaspałam na własny ślub, a to nie jest dobry znak!
- Pezz! – krzyknęły zarówno Nelson jak i Leigh.
- Wszystko będzie dobrze, pójdziesz tam, powiesz gadkę i już nigdy więcej nie nazwę cię Edwards.
- Kiedy będę krzyczała „Malik, chodź tu” przylecicie oboje, ej, to nie fajne – Jesy skrzywiła się, tym samym rozweselając zestresowaną blondynkę. – No, i taki uśmiech chcę widzieć przez cały wieczór.
- Gotowe?! Rany boskie, nigdy sobie nie wybaczę, że…
- Jade, wyglądasz uroczo! – Leigh-Anne pisnęła w ekscytacji, oglądając jej fiołkową sukienkę, która idealnie komponowała się z jej karnacją. Dziewczyny nie miały okazji wcześniej zobaczyć Thrilwall w pełnej krasie.
- Naprawdę? Czuję się jak beczka.
- Jade, prawie wcale nie widać, że jesteś w ciąży – Perrie wywróciła oczami, badając rękami sprężyste loki, które tego dnia zaplotła sobie jej przyjaciółka.
- Wszystkie wyglądacie tak pięknie – westchnęła Leigh, która niezaprzeczalnie wyglądała najładniej ze wszystkich dziewczyn. Mała czarna przepasana złotym paskiem i wyprostowane włosy dodawały jej słodkiej dziewczęcości. – Zaraz się popłaczę.
- Poczekaj chociaż, aż ten bufon założy jej pierścionek na palec.
- Jesy! – Perrie karcąco klepnęła przyjaciółkę w ramię. – Nie obrażaj go, niedługo będzie moim mężem.
- Niestety- zachichotała, sprawdzając godzinę na ściennym zegarze. – Cholibka, musimy się zbierać, jeśli chcemy uniknąć opóźnienia.
- Okej, więc plan jest taki – Jade klasnęła w dłonie, przywołując uwagę wszystkich zebranych. – Ja i Leigh-Anne wchodzimy pierwsze, sypiąc płatki kwiatów, jak na druhny przystało. Za nami wchodzi Jesy z Harrym, którzy zajmują miejsce naprzeciwko ołtarza, jednak zostawiając miejsce dla Perrie i Zayna. Kiedy Jesy i Hazza staną już koło Zayna i naszych szanownych drużb, Jesy da sygnał facetowi przy pianinie. Rozlegnie się marsz Mendelsona, a wtedy Perrie wejdzie na salę.
- Szkoda, że bez mojego taty u boku – westchnęła blondynka, tęsknym wzrokiem wyglądając przez okno i poprawiając welon, który utrzymywał jej specjalnie niedbałego koka.
- Może to nie będzie to samo, ale załatwiłam ci zastępstwo.
- Co?
- No wiesz, Liam to najlepszy przyjaciel Zayna, będzie fajnie, jeśli odda twoją dłoń Malikowi, pani Malik – Jade puściła jej oczko, po czym w pośpiechu pociągnęła za sobą Leigh-Anne, wołając Jesy.
- No to hop siup – zasalutowała Nelson, na swoich szpilkach starając się przemierzyć odległość od środka pokoju do drzwi. – Mam nadzieję, że nie będziecie mnie zbierać sprzed ołtarza , jak się wypierdolę.
- Jesy! – Perrie zachichotała. – Na pocieszenie powiem, że to ja mam tutaj szpilki i sięgającą podłogi kiecę ważącą 40 kg!
- Ja cię nie pchałam przed ołtarz – brunetka uniosła ręce w poddańczym geście, odwzajemniając uśmiech. – Ostatni raz mogę to powiedzieć –westchnęła, poważniejąc. – Powodzenia, Edwards.
Perrie uśmiechnęła się, żegnając przyjaciółkę spojrzeniem pełnym radości, nadziei i… smutku?
- Dzięki, Nelson. Skop im dupy obcasami.
Jesy minęła w drzwiach Liama, który na moment zamarł widząc Jesy w tak pięknym stroju. Uśmiechnął się do niej, puszczając ją przodem, po czym stanął w progu z bukietem białych skromnych kwiatków.
- Przesyłka dla panny młodej – podał bukiet Perrie, która uśmiechnęła się, oglądając go z każdej strony. Jade zadbała o najmniejszy detal, co doceniła dopiero widząc jak kolor storczyków ślicznie komponuje się z jej białą, gdzieniegdzie złotawą sukienką. – Wiem, że to może ci się nie podobać, ale Jade stwierdziła, że lepiej, abym cię uszczypnął, jak zapomnisz chodu, czy coś.
- Doceniam to, Liam – blondynka zachichotała, biorąc chłopaka pod ramię. – No to hop siup, co?
- No to hop siup – przytaknął Liam, prowadząc dziewczynę w stronę ogromnego hałasu, harmideru i białej satyny.
- Stary, spo-koj-nie – przeliterował Louis, który razem z Niallem stał u jego prawego boku. – Zaraz przyjdą dziewczyny, potem Harry, a na końcu Liam przyprowadzi twoją kobitę i wszystko będzie git!
- Łatwo ci mówić, Tommo. Mówię ci, nigdy się nie żeń, choć tobie to nie grozi.
- No wiesz – Louis wzruszył ramionami, przyciągając zdziwione spojrzenie Horana i Malika.
- Czy ty…
Głos Nialla przerwało pojawienie się dwóch postaci na końcu bram kościoła.
Leigh-Anne i Jade w swoich ślicznych sukienkach z koszykami pełnymi kwiatów ruszyły naprzód, rozrzucając płatki po śnieżnobiałym dywanie. Czerwień róż idealnie kontrastowała z anielską jasnością. Dziewczęta uśmiechały się, dumnie krocząc w kierunku księdza i chłopców, a goście wstali ze swoich miejsc, przyglądając się im radośnie. Kiedy zakończyły swój przemarsz w drzwiach niepewnie stanęła Jesy z małym lokatym chłopakiem u swego boku.
Ku niezadowoleniu Louisa trzymali się za rękę, jednak kiedy Tomlinson dostrzegł oczko puszczane do niego z tej odległości, od razu się odprężył przybierając na usta słodki uśmiech.
- Hej, seniorita, jest okej – Harry pokrzepiająco zacisnął palce w okół dłoni Jesy, która uniosła wzrok, uśmiechając się do niego w podzięce.
Resztę drogi przekroczyła pewnie, stając z boku ołtarza tuż obok chłopaków i dziewczyn.
Oczy wszystkich zwróciły się na drzwi, gdzie za moment miała pojawić się najważniejsza dzisiaj osoba – panna młoda.
- O kurwa – Malik ledwo oddychał, kiedy Perrie wraz z Liamem pod rękę stanęła pod łukiem kościelnym, z lekkim stresem, lecz nadal uśmiechając się, spoglądała w jego kierunku.
Powolnym krokiem ruszyła do przodu, a wszyscy goście jeszcze bardziej się uśmiechnęli. Wyglądała obłędnie w idealnie skrojonej sukni, która dzięki Jade zachwycała swoim niebanalnym ścięciem i ozdobami. Długi welon ciągnął się do ziemi, zdobiąc szlak tuż za równie długim spodem sukni.
Liam i Perrie podeszli do ołtarza, a wtedy Payne w geście „ojca panny młodej” przekazał dłoń Edwards Malikowi.
- Nie spierdol tego – Malik byłby pewnie osłupiony słowami Liama, zważając na fakt, ze Liam to przeklinających nie należał, jednak był zbyt pochłonięty zjadaniem Perrie wzrokiem.
- Jesteś taka piękna – powiedział w rozmarzeniu, całując ją, ku zdziwieniu wszystkich zebranych. Tylko Louis wybuchnął gromkim śmiechem, lecz opanował się, widząc zgorszone spojrzenia starszych wiekiem gości.
- Umm, jeszcze nie teraz- ksiądz odchrząknął, delikatnie acz stanowczo dając im do zrozumienia, że na wszystko przyjdzie czas.
Perrie uśmiechnęła się tylko, biorąc Zayna za rękę i obracając się w stronę ołtarza. Mimo wszystko czuła, że nadszedł odpowiednie miejsce i czas, a cała reszta, którą tak się stresowała, przestało się liczyć.
*
Po długiej i nużącej części wstępnej, nareszcie przyszła pora na długo oczekiwany moment.
Jade, podtrzymywana od tyłu przez Liama prawie chybotała się na nogach, powstrzymując łży. Leigh-Anne wcale nie była lepsza. Choć nie dolegały jej hormony ciążowe, nawet nie hamowała potoku łez, który doszczętnie niszczył jej makijaż.
- A czy ty – ksiądz zwrócił się do Perrrie. – bierzesz tego oto mężczyznę za męża i ślubujesz mu miłość, wierność…
- I uczciwość małżeńską oraz że go nie opuszczę aż do śmierci, taaaak! – dziewczyna pisnęla podekscytowana wywołując salwę śmiechu w gościach.
-Jaka niecierpliwa – zachichotała Jesy, pokładając się z Harrym ze smiechu, choć to z pewnością nie należało do obowiązku dobrych świadków.
- Niniejszym ogłaszam was mężem i żoną – oboje wymienili swoje obrączki, które wcześniej podał im Harry. – Zayn, móżesz pocałować pannę…
- No nareszcie!
Tym razem pocałunek pary nowożeńców został przypieczętowany gromkimi brawami i nawet Louis, któremu nie podobało się, że stał zbyt daleko od swojego chłopaka, zbiegł kilka stopni w dół, przytulając go i całując w policzek.
- To nie wasz ślub, barbarzyńcy – zachichotała Jesy, którą Louis także objął jednym ramieniem, stanęli z boku podziwiając parę młodą.
Leigh i Jade przytulały się do swoich chłopaków, zanosząc się szlochem. Były cholernie szczęśliwe, że wreszcie i one zasłużyły na odrobinę radości życia, a ślub Zayna i Perrie tylko to uwieczniał.
*
- Wszystkeigo dobrego moi drodzy – babcia Zayna objęła parę nowożeńców, która przed gmachem kościoła przyjmowała życzenia i gratulacje.
- Dzięki, babuniu – Zayn zduszony mocnym uściskiem kobiety, ledwo co wyplątał się z jej ciasnych objęć.
- No, dobra, babuni, moja kolej! – Louis nie patyczkując się zanadto, odsunął kobietę od Malika wskakując na niego, a ten uniósł go lekko nad ziemię, jak pannę młodą.
- Jezus, Zayn, zostawiasz mnie! Nie jesteś już moim partnerem w zbrodni! Masz żonę!
- Tommo, zawsze będziesz moim małym głupim Lou!
- O stary!
Wymienili jeszcze dużo uścisków nim w końcu Louis odczepił się od Zayna i ruszył, aby wyściskać Perrie.
Do pary kolejno podchodzili wszyscy przyjaciele, a kiedy Jesy wreszcie przytuliła Perrie, sceptycznie spojrzała się na Zayna wyciągając ręce w jego stronę.
- Przytulasek na zgodę?
- To ty mnie jednak lubisz? – Malik sceptycznie uniósł brwi, jednak z uśmiechem odwzajemnił gest dziewczyny
- Tylko pamiętaj – szepnęła mu, nie wypuszczając z objęć . – Jak coś jej zrobisz to powieszę cię za jaja na słupie wysokiego napięcia – mówiąc to poklepała go po ramieniu, odsuwając się i dając miejsce innym gościom.
*
- LAAAAAST KRISMES AJ GEJW JU MAJ HAAAART!
- Niech ktoś go uciszy – roześmiana Jade zdjęła z obolałych stóp wysokie obcasy, z ulgą stawiając stopy na chłodnym chodniku.
- Hazza, dziubaku?! – równie wstawiony Louis także opuścił gmach domu weselnego, w ciemnościach czwartej nad ranem szukając swojej zguby. – Tutaj jesteś! Musimy iść na taksówkę!
- BAT DE WERI NEKST DEEEEEJ, JU GEJW YT EŁEEEEEEEJ!
- Hazza szwedoks jist mpijancvhfy.
- Co? – Leigh-Anne spojrzała na Nialla spode łba. – Jeśli właśnie zarzuciłeś Harremu, że się napił, to ty nie umiesz nawet porządnie sklecić zdania! – pokręciła głową z dezaprobatą wpychając zapitego na śmierć Horana do taksówki. – Będę w domu zaraz za tobą.
- Napewnooooooooo?
- Tak, Niall, a tymczasem proszę, spróbuj przespać drogę – zachichotala, klepiąc go po policzku. Był taki uroczy, kiedy nie umiał się wysłowić. – Ktoś potowarzyszy zapitej mordzie mojego chłopaka? – z powątpiewaniem zlustrowała Larry’ego, który ledwie co szedł w jej kierunku. – Ktoś trzeźwy?
- Para młoda we własnej osobie! – Zayn wraz z Perrie za rękę zjawili się obok, wciskając się do taksówki. – Malik też się trochę zapił.
- Ej, ej, ej, ja sobie wypraszam, żeby mojego przyjaciela nazywać pijakiem!
- Tak, Liam też – westchnęła Jade, co idealnie podsumowało wypowiedź Liama.
- Okej załoga – Jesy zjawiła się na zewnątrz. – Ja, Jade i Larry pojedziemy jedną taksówką. Żeby nam się chłopcy nie zaczęli upajać swoim towarzystwem na tylnych siedzeniach – Nelson zlustrowała chłopaków wzrokiem. Louis dobierał się do Harry’ego na chodniku, a oni plus duże ilości alkoholu nie wróżyły niczego dobrego. – Perrie, Zayn i Niall tą taksówką. A Leigh niech ma oko na Liama, pasuje?
- Okej.
Po czym wszyscy wpakowali się do swoich samochodów, odjeżdżając po ciężkiej nocy pełnej zabawy, tańca i alkoholu.
*
Dochodziła siódma rano, kiedy Niall przekręcił się na bok z lekko obolałą głową. Lekko to chyba dość duże niedpowiedzenie. Jego skroń kurewsko pulsowała, a jedyne o czym marzył to butelka wody.
- Leigh-Anne? – przetarł zaspane oczy lustrując miejsce swojego położenia. Ku jego zaskoczeniu znajdował się na ziemi, gdy łóżko, posłane tak, jak zostawili je z Pinnock przed wyjściem, nienagannie stało kilka metrów dalej. Czyżby nie trafił do łóżka?
Zmieszany podniósł się z podłogi, wychodząc na korytarz. Mało brakowało, by nadepnął Harry’ego, który dziwnym sposobem w bokserkach zsuwających mu się z tyłka spał z głową na pierwszym stopniu schodów, podczas gdy cała reszta jego ciała znajdowała się na piętrze.
- Leigh? – szedł na dół, szepcząc cicho. – Leigh, skarbie?
W kuchni odnalazł tylko Louisa chrapiącego słodko na blacie z twarzą w zlewie, jednak nie zwrócił na niego większej uwagi. Coś było nie tak i nie chodziło tu o jego upitych przyjaciół dosłownie porozrzucanych po całym domu.
- Le…
Niall stanął w progu przyglądając się Jesy, która z szokiem wymalowanym na twarzy wpatrywała się w zakończone właśnie video na przenośnym DVD.
- Jesy?
Dziewczyna przeniosła na niego przerażone spojrzenie.
- Czy Leigh wróciła z tobą do domu? – zapytała cierpko, powracając wzrokiem na telewizor.
- Jestem zalany w trupa, ja… Ja nie pamiętam.
- Kurwa mać! – dziewczyna krzyknęła podnosząc się z miejsca i ruszając w głąb domu. – Kurwa wstawać wszyscy, pierdoleni alkoholicy, to nie jest śmieszne!
Zdziwiony Niall usiadł przed sprzętem odpalając DVD.
Najpierw jego oczom ukazał się ciemny pokój. Jedyne światło, które dawało jasną poświatę na ciasne pomieszczenie padało z jakiegoś miejsca poza polem manewru kamery.
- A teraz mów, suko – szorstki głos sprawił, że Niall podskoczył w miejscu. – Jaki jest szyfr do kodu zabezpieczającego wejście do waszego domu?
Milczenie. A po tym głośny jęk i huk.
- A może powiesz mi, w jakich godzinach Jade i Liam biegają poza domem w niedalekim parku?
Znowu cisza, a zaraz po tym głośny, jeszcze gorszy krzyk i mocne uderzenie, jakby coś spadło na ziemie. W tej chwili światło zapaliło się, ukazując Niallowi ogromną piwnicę z jednym przewróconym krzesłem, a tuż obok leżała…
- Leigh! – krzyknął przerażony, zrywając się narówże nogi.
- Mówiłem, że nie żartuję, Jesy – twarz starego faceta wynurzyła się zza obiektywu, spacerując dookoła ciężko oddychającej Pinnock. – Więc pokazuję ci ku temu dowody – wtedy z całej siły kopnął Leigh-Anne, która skuliła się, nie będąc w stanie wydać z siebie choćby dźwięku czy pisku bólu. – Przyślę ci coś z samego rana, trochę zabawimy – na odchodne jeszcze raz potraktował Leigh-Anne mocnym kopniakiem, zbliżając kamerę do leżącej na ziemi dziewczyny.
- Czy to…
Niall obrócił się, widzą stojącą w drzwiach Perrie.
- Zabiję skurwysyna! – krzyknął Niall z całej siły uderzając ręką w telewizor.

____________________________________

padam na ryj, więc dobranoc
ps. nie zabijajcie nas za to, ja wiem, no Agnes też wie, hahahaha, proszę!
komentujcie rybki x


Hej! Co tam u Was? ^.^
Zgadzam się z Kuku, dajcie nam czas na wyjaśnienie potem wszystkiego haha
Mam nadzieję, że jednak darujecie nam życie! Bądźcie łaskawi!
Do osoby, która pisała, że jest z Lublina, napisz do mnie na tt jeśli masz @Little_Agnes1D wtedy Ci powiem, gdzie dokładnie mieszkam, bo tutaj to nie bardzo ;c
Komentujcie kochanie! <3
Agnes!
FIRST DAY OF THE HUNGER GAMES!

piątek, 7 marca 2014

Rozdział 6

- Louis! Harry! Wstawajcie –powiedziała wkurzona Jade.
- Kochanie, nie denerwuj się – odezwał się Liam.
- Ty siedź lepiej cicho – burknęła – Larry wstawać w tej chwili – wydarła się.
- Powaliło Cię? – burknął Styles, podnosząc się z podłogi. Podał rękę Louisowi, żeby on także mógł wstać.
- Szorować po garniaki i to w tej chwili – warknęła.
- A co jeśli… - zaczął Tomlinson, ale przerwał mu jego chłopak.
- Chodź i tak nie mamy szans na wygraną – burknął, ciągnąc Louisa za rękaw swetra. Weszli szybko na górę, aby przebrać się w odpowiedni strój.
- Szczerze mówiąc to mam już dość tych przygotowań, niech to wszystko już się wydarzy i będzie spokój – odezwał się Louis, wychodząc z łazienki.
- Oh ty tylko narzekasz – jęknął - To fajnie, że nasz przyjaciel znalazł tą jedyną – uśmiechnął się Styles.
- No tak, ale co to za pomysł? Dwa tygodnie na przygotowania! Jeszcze ta ciąża Jade. Jeśli ten cały Johnny nas nie pozabija to Thirlwall to zrobi, na sto procent!
- Nie mówmy o nim, staram się o tym nie myśleć – szepnął Harry, bawiąc się rąbkiem koszuli.
- Oh skarbie, on nic nam nie zrobi, przecież wiesz – starszy szybko przytulił swojego chłopaka - Jesy naprawdę jest w tym wszystkim dobra i ta Cher i jej koleżanki chyba też. Widziałeś reakcję dziewczyn, gdy się przedstawiła? Ona musi być w tym dobra! Wyglądały jakby zobaczyły ósmy cud świata.
- Niby tak, ale z jednej strony Modest, a z drugiej Johnny, tak jakby wszystko było przeciwko nam – powiedział cichutko, bardziej wtulając się w Louisa.
- Harry? – szepnął, odsuwając się od Stylesa – Przecież wiesz, że Modest to tylko Modest. Mogą mnie wysyłać na te głupie wakacje z Eleanor, mogą mnie zmuszać to mówienia bzdur, mogą pisać jakieś durne tweety, ale przecież wiesz, że zawsze wrócę tutaj, do Ciebie – uśmiechnął się lekko.
- Pewnego dnia im się uda, to… - nie dokończył, ponieważ starszy chłopak zamknął mu usta pocałunkiem.
- Przestań w końcu o tym mówić – odparł, odsuwając się od niego – Co mam zrobić, żebyś mi uwierzył?
- No nie wiem – Harry wzruszył ramionami – Może wakacje w Paryżu? – dodał, uśmiechając się niewinnie. Louis wiedział, że był cholernym szczęściarzem mają takiego chłopaka, kochał go całym sobą, ale wiedział też, że Styles nie zawsze w to wierzy i miał już nawet plan jak to zmienić. Miał tylko nadzieję, że on wypali.
- Niech Ci będzie, jeśli to ma poprawić Ci humor to czemu nie – powiedział, cmokając go w usta. Chciał wstać, ale Harry skutecznie mu to uniemożliwił, przyciągając go do siebie.
- Chyba musimy skończyć coś, co zaczęliśmy wczoraj – zaśmiał się, wpijając się w usta niebieskookiego – Jade tak brutalnie nam przerwała – szepnął.
- I coś czuję, że dzisiaj też to zrobi – zaśmiał się, przyciągając go do kolejnego buziaka. Po kilku minutach całowania się, Harry szybko pozbył się marynarki i koszulki swojego chłopaka.
- Louis! Harry! Gdzie wy jesteście!? – usłyszeli krzyk Jade.
- Nosz kurwa – warknął niezadowolony Styles.
- Zignoruj to, przecież wiesz, że tu nie wejdą – uśmiechnął się Tomlinson, całując po rak kolejny młodszego chłopaka.
- Gdzie wy jesteście?! – kolejny krzyk, ale Louis i Harry to zignorowali, zbyt zajęci sobą – Macie kurwa minutę na znalezienie się na dole! Jestem w stanie zrobić kurwa wszystko – wydarła się Jade.
- Teraz chyba musimy – jęknął Harry, odsuwając się od Louisa.
- Niestety tak, gdy Jade przeklina to nie wróży nic dobrego – zaśmiał się – Ale zanim wyjdziemy chce… - nie dokończył, ponieważ Styles szybko go pocałował.
~~~~*~~~~
Louis i Jesy zawitali u jubilera około trzynastej. Nelson naprawdę nie mogła uwierzyć w to, że dała się na to namówić. Nie wiedziała jak to mogło się stać. No dobra, wiedziała. Louis z miną zbitego pasa jest naprawdę uroczy i nawet ona nie umiała się sprzeciwić. Tak, więc chcąc, nie chcąc musiała udać się z nim do jubilera, w celu…same nie wiedziała nawet jakim, ale przyszła tutaj, bo chciała być dobrą przyjaciółką. Mimo wszystko cieszyła się, że z nim poszła. Mogła go osobiście pilnować. Byłe w stu procentach pewna, że przynajmniej on jest bezpieczny.
- No to teraz mi pomóż – powiedział Louis, gdy stanęli przed ogromnym stołem z różnymi pierścionkami i obrączkami.
- Ale w czym? – jęknęła.
- W wybraniu pierścionka dla Harry’ego…to znaczy Eleanor – poprawił się szybko, widząc, że dziewczyna stojąca za ladą patrzy na niego w uśmiechem.
- Wiedziałam, po prostu wiedziałam – powiedziała nagle – Jestem Justine i z chęcią pomogę Ci wybrać pierścionek dla Harry’ego. To takie urocze – uśmiechnęła się – Wybacz, za dużo gadam.
- Powiedziałaś wiedziałam, co to miało znaczyć.
- Oh proszę Cię, każdy głupi wie, że ten cały związek z Eleanor to jedna, wielka ściema, ale spokojnie nie powiem nikomu o Tobie i Harrym, to wasza sprawa – wzruszyła ramionami – Już widzę miny tych wszystkich shipperek kiedy Larry okaże się prawdziwy. Znowu za dużo mówię, wybaczcie – zaśmiała się.
- Nic się nie stało. Miło wiedzieć, że jest ktoś kto nas akceptuje i wie, że jesteśmy razem, chociaż zaprzeczamy temu.
- Człowieku! Wiecie ile macie osób, które w Was wierzą? Po za tym te wszystkie wasze gesty i spojrzenia, tego nie da się ukryć, ale wracając go rzeczy to chyba mam coś dla Ciebie…to znaczy dla Harry’ego idealnego – odparła, znikając na chwilę za drzwiami. Wróciła szybko z malutkim pudełeczkiem, gdzie znajdowało się dziesięć przepięknych pierścionków.
- Cholera, trudny wybór – powiedziała Jesy. W głębi serca też shippowała Larry’ego i naprawdę cieszyła się ich szczęściem.
- Przecież…ten, chce ten – prawie krzyknął, wskazując idealny pierścionek.
- Wiedziałam, że wybierzesz akurat ten – zaśmiała się dziewczyna – Zaraz wszystko zapakuje – dodała z uśmiechem. Piętnaście minut później Jesy i cholernie szczęśliwi Louis mogli wrócić do domu.
- Co to ma być?!
- Hej, skarbie, może…
- Nie przerywaj mi, Liam!
Chłopak skulił się pod groźnym spojrzeniem Jade, która od kilku godzin przeglądała karty dań kilku różnych restauracji. Wyraźnie znużony Zayn, mało co nie ślinił jednej z nich, wspomagany przez Perrie, która od czasu do czasu szturchała go w żebro.
- Na czym to… - Jade wróciła wzrokiem na przeglądane papiery.  – Oh, no tak! Co to ma być?!
- Ummm, kurczak – Zayn wzruszył ramionami. – Nie wyobrażam sobie ślubu bez kurczaka.
- Zayn, kurczaki sprzedaje się w całości na plaży, bądź bardziej wykwintny – zasugerował Liam, przewracając oczami. – Jade na pewno zorganizuje ci kurczaka w lepszym wydaniu.
- Jasne – Thrilwall rozpromieniła się, zamykając jedno z menu. – Tyle jedzenia w kartach. Hej, jest coś w lodówce? – wstała od wysepki kuchennej, przeszukując półki w poszukiwaniu upragnionego jedzenia. – Jak to nie ma już łososia?
- Wczoraj kupiłam trzy opakowania – Perrie zmarszczyła brwi. – Chyba nie powiesz mi, że…
- Byłam głodna! – fuknęła Jade, kopniakiem zamykając lodówkę. – Idę na zakupy.
- Ja pójdę – zaoferował się Payne. – To znaczy, potowarzyszę ci – dodał zmieszany, porażony kolejnym pełnym niesmaku spojrzeniem w jego stronę. – Tylko ubierz ciepłą kurtkę, proszę.
Kiedy oboje zniknęli z kuchni, Zayn jęknął, przywierając policzkiem do zimnej powierzchni blatu.
- Nareszcie – westchnął z nosem w jednej z ofert restauracyjnych. – Czy to aż tak ważne, co zjemy na ślubie?
- Sam tego chciałeś – skwitowała Edwards, sprzątając porozrzucane papiery. – A Jade odwala za nas czarną robotę. Nie lubię bawić się w druhnę.
- Odwalanie, odwalaniem, ale jej to totalnie odwala – zachichotał Malik. – Nie powiesz, że nie!
Perrie przeciągnęła zdrętwiałe kości. Zbyt długo siedziała na ciasnym stołku barowym.
- Jest w ciąży, Zayn. To normalne, że bywa… kapryśna – powiedziała w końcu, nalewając szklankę soku pomarańczowego. – Chcesz?
- W takim wypadku my zaadoptujemy murzyna, nie będziesz w ciąży – skinął, odbierając od niej szklankę.
- Pan Malik boi się kilku hormonów? – Perrie sugestywnie uniosła brew. – No proszę, proszę…
- Liam skacze koło niej jak ratlerek, a ja mam alergię na psią sierść.
- Cóż za porównanie, zostań poetą!
- I jak z tego wyżywić gromadkę murzynów?
- Mówiłeś o jednym murzynie! – Perrie zachichotała, wskakując mu na kolana. – Ale właściwie jeden czułby się samotny wśród tylu białych.
- Rasistka – prychnął Malik, całując ją w policzek. – Jednego nazwiemy Michael, a drugiego Louis.
- Czemu tak? – zdziwiła się blondynka. – Czemu nie dziewczynka? Chcę murzyniankę!
- Nie ma takiego słowa – Zayn wywrócił oczami, odstawiając pustą szklankę na stół. – Michael, bo Michael Jackson był zajebisty, a Louis, bo Louis jest zły, że nie jest świadkiem.
- I wynagrodzisz mu to imieniem własnego murzyna?
- To brzmi, jakby miał być naszym niewolnikiem!
- Jeśli nie nauczysz się wrzucać brudnych skarpet do pralki to owszem,  będzie!
- Perrie!
- Zayn!
- Skarbie!
- Panie Malik!
- Pani Malik!
- I… Co?!
Zayn zachichotał, widząc zdziwioną minę dziewczyny.
- Już niedługo będziesz nosić moje nazwisko, madame. Nie ma odwrotu – uśmiechnął się, przyciągając ją do siebie. Perrie wtuliła się w ramię Malika, wzdychając ciężko.
- Myślisz, że to był dobry pomysł?
- Rezygnujesz przez skarpetki?
- Nie –zaśmiała się. – Oczywiście, że nie, głuptasie. Po prostu… Niedługo Johnny zaatakuje, zbyt długo milczy. Nie wiem, naprawdę nie wiem, czy wybraliśmy sobie odpowiedni moment na takie eskapady jak wesela, Zayn.
- Mówiłaś mi o tym wcześniej, ale ja naciskałem – zauważył Malik.  - I nadal będę naciskał. Bo mi na tym zależy.
- Jesteś pewien?
- Naprawdę nie chcesz być panią Malik, co?
Dziewczyna zaprzeczyła energicznie, oplatając ramiona w okół szyi Zayna. Spojrzała na niego, uśmiechając się pod nosem.
- Skądże znowu. Kto inny kupi mi takie ładne murzyniątka!
Oboje zaśmiali się, po czym zapominając o bożym świecie zatracili się w lekkim pocałunku.
- Chyba rzygam – Nelson zakryła oczy, odrzucając na blat w kuchni reklamówkę zakupów.
- Oh, królowa zła i terroru wróciła do zamku – Zayn wywrócił oczami, oplatając mocniej Perrie w pasie.
- Zayn! Zayn co… Zayn, puść mnie!
Malik podniósł blondynkę, ku jej ciągłym protestom.
- A teraz przepraszam państwa!
Mijając Louisa w przejściu, wciąż dźwigając Perrie, ruszył schodami na górę.
- A..ha? – Louis tylko pokręcił głową, rzucają na stół kopertę.  – Była w skrzynce, jest do ciebie – zabrał z reklamówki pudełko ciastek, także wychodząc, by dołączyć do Harry’ego w ich sypialni. Znając życie wciąż spał, jeśli nikt nie obudził go przed południem.
- Co?
Jesy przyjrzała się kopercie. Pisana odręcznie, dość nietypowym i zawiłym pismem.
Nie zwlekając dłużej odkleiła ją, przeglądając zawartość.
Czyżby Louis także pragnął połączyć więzy małżeńskie ze swoją partnerką? To chyba idealny moment na zmiany.
Oglądaj się za siebie częściej, moja droga.
J.

- O kurwa.
________________

JADĘ DO LONDYNU ZA 15 H BĘDĘ W LONDYNIE NIE JESTEM W STANIE WAM NIC INNEGO POWIEDZIEĆ, MIŁEGO CZYTANIA, KOMENTUJCIE MISIACZKI X

Chuj z Tobą Kuku, chuj z Tobą!
Ja kurwa zostaje w Polsce, bo mieszkam w chujowy Lublinie i u mnie nie ma takich zajebistych wycieczek!
Tak wiem, za dużo przeklinam, ale to właśnie cała ja haha xd
Wybaczcie, odwala mi, druga w nocy to nie jest dobra pora dla mnie!
W następnym rozdziale zaczyna się akacja, więc THE HUNGER GAMES STARTS NOW!








Agnes! <3
ps. wybaczcie za tą długą nieobecność + Komentujcie! <3