piątek, 7 marca 2014

Rozdział 6

- Louis! Harry! Wstawajcie –powiedziała wkurzona Jade.
- Kochanie, nie denerwuj się – odezwał się Liam.
- Ty siedź lepiej cicho – burknęła – Larry wstawać w tej chwili – wydarła się.
- Powaliło Cię? – burknął Styles, podnosząc się z podłogi. Podał rękę Louisowi, żeby on także mógł wstać.
- Szorować po garniaki i to w tej chwili – warknęła.
- A co jeśli… - zaczął Tomlinson, ale przerwał mu jego chłopak.
- Chodź i tak nie mamy szans na wygraną – burknął, ciągnąc Louisa za rękaw swetra. Weszli szybko na górę, aby przebrać się w odpowiedni strój.
- Szczerze mówiąc to mam już dość tych przygotowań, niech to wszystko już się wydarzy i będzie spokój – odezwał się Louis, wychodząc z łazienki.
- Oh ty tylko narzekasz – jęknął - To fajnie, że nasz przyjaciel znalazł tą jedyną – uśmiechnął się Styles.
- No tak, ale co to za pomysł? Dwa tygodnie na przygotowania! Jeszcze ta ciąża Jade. Jeśli ten cały Johnny nas nie pozabija to Thirlwall to zrobi, na sto procent!
- Nie mówmy o nim, staram się o tym nie myśleć – szepnął Harry, bawiąc się rąbkiem koszuli.
- Oh skarbie, on nic nam nie zrobi, przecież wiesz – starszy szybko przytulił swojego chłopaka - Jesy naprawdę jest w tym wszystkim dobra i ta Cher i jej koleżanki chyba też. Widziałeś reakcję dziewczyn, gdy się przedstawiła? Ona musi być w tym dobra! Wyglądały jakby zobaczyły ósmy cud świata.
- Niby tak, ale z jednej strony Modest, a z drugiej Johnny, tak jakby wszystko było przeciwko nam – powiedział cichutko, bardziej wtulając się w Louisa.
- Harry? – szepnął, odsuwając się od Stylesa – Przecież wiesz, że Modest to tylko Modest. Mogą mnie wysyłać na te głupie wakacje z Eleanor, mogą mnie zmuszać to mówienia bzdur, mogą pisać jakieś durne tweety, ale przecież wiesz, że zawsze wrócę tutaj, do Ciebie – uśmiechnął się lekko.
- Pewnego dnia im się uda, to… - nie dokończył, ponieważ starszy chłopak zamknął mu usta pocałunkiem.
- Przestań w końcu o tym mówić – odparł, odsuwając się od niego – Co mam zrobić, żebyś mi uwierzył?
- No nie wiem – Harry wzruszył ramionami – Może wakacje w Paryżu? – dodał, uśmiechając się niewinnie. Louis wiedział, że był cholernym szczęściarzem mają takiego chłopaka, kochał go całym sobą, ale wiedział też, że Styles nie zawsze w to wierzy i miał już nawet plan jak to zmienić. Miał tylko nadzieję, że on wypali.
- Niech Ci będzie, jeśli to ma poprawić Ci humor to czemu nie – powiedział, cmokając go w usta. Chciał wstać, ale Harry skutecznie mu to uniemożliwił, przyciągając go do siebie.
- Chyba musimy skończyć coś, co zaczęliśmy wczoraj – zaśmiał się, wpijając się w usta niebieskookiego – Jade tak brutalnie nam przerwała – szepnął.
- I coś czuję, że dzisiaj też to zrobi – zaśmiał się, przyciągając go do kolejnego buziaka. Po kilku minutach całowania się, Harry szybko pozbył się marynarki i koszulki swojego chłopaka.
- Louis! Harry! Gdzie wy jesteście!? – usłyszeli krzyk Jade.
- Nosz kurwa – warknął niezadowolony Styles.
- Zignoruj to, przecież wiesz, że tu nie wejdą – uśmiechnął się Tomlinson, całując po rak kolejny młodszego chłopaka.
- Gdzie wy jesteście?! – kolejny krzyk, ale Louis i Harry to zignorowali, zbyt zajęci sobą – Macie kurwa minutę na znalezienie się na dole! Jestem w stanie zrobić kurwa wszystko – wydarła się Jade.
- Teraz chyba musimy – jęknął Harry, odsuwając się od Louisa.
- Niestety tak, gdy Jade przeklina to nie wróży nic dobrego – zaśmiał się – Ale zanim wyjdziemy chce… - nie dokończył, ponieważ Styles szybko go pocałował.
~~~~*~~~~
Louis i Jesy zawitali u jubilera około trzynastej. Nelson naprawdę nie mogła uwierzyć w to, że dała się na to namówić. Nie wiedziała jak to mogło się stać. No dobra, wiedziała. Louis z miną zbitego pasa jest naprawdę uroczy i nawet ona nie umiała się sprzeciwić. Tak, więc chcąc, nie chcąc musiała udać się z nim do jubilera, w celu…same nie wiedziała nawet jakim, ale przyszła tutaj, bo chciała być dobrą przyjaciółką. Mimo wszystko cieszyła się, że z nim poszła. Mogła go osobiście pilnować. Byłe w stu procentach pewna, że przynajmniej on jest bezpieczny.
- No to teraz mi pomóż – powiedział Louis, gdy stanęli przed ogromnym stołem z różnymi pierścionkami i obrączkami.
- Ale w czym? – jęknęła.
- W wybraniu pierścionka dla Harry’ego…to znaczy Eleanor – poprawił się szybko, widząc, że dziewczyna stojąca za ladą patrzy na niego w uśmiechem.
- Wiedziałam, po prostu wiedziałam – powiedziała nagle – Jestem Justine i z chęcią pomogę Ci wybrać pierścionek dla Harry’ego. To takie urocze – uśmiechnęła się – Wybacz, za dużo gadam.
- Powiedziałaś wiedziałam, co to miało znaczyć.
- Oh proszę Cię, każdy głupi wie, że ten cały związek z Eleanor to jedna, wielka ściema, ale spokojnie nie powiem nikomu o Tobie i Harrym, to wasza sprawa – wzruszyła ramionami – Już widzę miny tych wszystkich shipperek kiedy Larry okaże się prawdziwy. Znowu za dużo mówię, wybaczcie – zaśmiała się.
- Nic się nie stało. Miło wiedzieć, że jest ktoś kto nas akceptuje i wie, że jesteśmy razem, chociaż zaprzeczamy temu.
- Człowieku! Wiecie ile macie osób, które w Was wierzą? Po za tym te wszystkie wasze gesty i spojrzenia, tego nie da się ukryć, ale wracając go rzeczy to chyba mam coś dla Ciebie…to znaczy dla Harry’ego idealnego – odparła, znikając na chwilę za drzwiami. Wróciła szybko z malutkim pudełeczkiem, gdzie znajdowało się dziesięć przepięknych pierścionków.
- Cholera, trudny wybór – powiedziała Jesy. W głębi serca też shippowała Larry’ego i naprawdę cieszyła się ich szczęściem.
- Przecież…ten, chce ten – prawie krzyknął, wskazując idealny pierścionek.
- Wiedziałam, że wybierzesz akurat ten – zaśmiała się dziewczyna – Zaraz wszystko zapakuje – dodała z uśmiechem. Piętnaście minut później Jesy i cholernie szczęśliwi Louis mogli wrócić do domu.
- Co to ma być?!
- Hej, skarbie, może…
- Nie przerywaj mi, Liam!
Chłopak skulił się pod groźnym spojrzeniem Jade, która od kilku godzin przeglądała karty dań kilku różnych restauracji. Wyraźnie znużony Zayn, mało co nie ślinił jednej z nich, wspomagany przez Perrie, która od czasu do czasu szturchała go w żebro.
- Na czym to… - Jade wróciła wzrokiem na przeglądane papiery.  – Oh, no tak! Co to ma być?!
- Ummm, kurczak – Zayn wzruszył ramionami. – Nie wyobrażam sobie ślubu bez kurczaka.
- Zayn, kurczaki sprzedaje się w całości na plaży, bądź bardziej wykwintny – zasugerował Liam, przewracając oczami. – Jade na pewno zorganizuje ci kurczaka w lepszym wydaniu.
- Jasne – Thrilwall rozpromieniła się, zamykając jedno z menu. – Tyle jedzenia w kartach. Hej, jest coś w lodówce? – wstała od wysepki kuchennej, przeszukując półki w poszukiwaniu upragnionego jedzenia. – Jak to nie ma już łososia?
- Wczoraj kupiłam trzy opakowania – Perrie zmarszczyła brwi. – Chyba nie powiesz mi, że…
- Byłam głodna! – fuknęła Jade, kopniakiem zamykając lodówkę. – Idę na zakupy.
- Ja pójdę – zaoferował się Payne. – To znaczy, potowarzyszę ci – dodał zmieszany, porażony kolejnym pełnym niesmaku spojrzeniem w jego stronę. – Tylko ubierz ciepłą kurtkę, proszę.
Kiedy oboje zniknęli z kuchni, Zayn jęknął, przywierając policzkiem do zimnej powierzchni blatu.
- Nareszcie – westchnął z nosem w jednej z ofert restauracyjnych. – Czy to aż tak ważne, co zjemy na ślubie?
- Sam tego chciałeś – skwitowała Edwards, sprzątając porozrzucane papiery. – A Jade odwala za nas czarną robotę. Nie lubię bawić się w druhnę.
- Odwalanie, odwalaniem, ale jej to totalnie odwala – zachichotał Malik. – Nie powiesz, że nie!
Perrie przeciągnęła zdrętwiałe kości. Zbyt długo siedziała na ciasnym stołku barowym.
- Jest w ciąży, Zayn. To normalne, że bywa… kapryśna – powiedziała w końcu, nalewając szklankę soku pomarańczowego. – Chcesz?
- W takim wypadku my zaadoptujemy murzyna, nie będziesz w ciąży – skinął, odbierając od niej szklankę.
- Pan Malik boi się kilku hormonów? – Perrie sugestywnie uniosła brew. – No proszę, proszę…
- Liam skacze koło niej jak ratlerek, a ja mam alergię na psią sierść.
- Cóż za porównanie, zostań poetą!
- I jak z tego wyżywić gromadkę murzynów?
- Mówiłeś o jednym murzynie! – Perrie zachichotała, wskakując mu na kolana. – Ale właściwie jeden czułby się samotny wśród tylu białych.
- Rasistka – prychnął Malik, całując ją w policzek. – Jednego nazwiemy Michael, a drugiego Louis.
- Czemu tak? – zdziwiła się blondynka. – Czemu nie dziewczynka? Chcę murzyniankę!
- Nie ma takiego słowa – Zayn wywrócił oczami, odstawiając pustą szklankę na stół. – Michael, bo Michael Jackson był zajebisty, a Louis, bo Louis jest zły, że nie jest świadkiem.
- I wynagrodzisz mu to imieniem własnego murzyna?
- To brzmi, jakby miał być naszym niewolnikiem!
- Jeśli nie nauczysz się wrzucać brudnych skarpet do pralki to owszem,  będzie!
- Perrie!
- Zayn!
- Skarbie!
- Panie Malik!
- Pani Malik!
- I… Co?!
Zayn zachichotał, widząc zdziwioną minę dziewczyny.
- Już niedługo będziesz nosić moje nazwisko, madame. Nie ma odwrotu – uśmiechnął się, przyciągając ją do siebie. Perrie wtuliła się w ramię Malika, wzdychając ciężko.
- Myślisz, że to był dobry pomysł?
- Rezygnujesz przez skarpetki?
- Nie –zaśmiała się. – Oczywiście, że nie, głuptasie. Po prostu… Niedługo Johnny zaatakuje, zbyt długo milczy. Nie wiem, naprawdę nie wiem, czy wybraliśmy sobie odpowiedni moment na takie eskapady jak wesela, Zayn.
- Mówiłaś mi o tym wcześniej, ale ja naciskałem – zauważył Malik.  - I nadal będę naciskał. Bo mi na tym zależy.
- Jesteś pewien?
- Naprawdę nie chcesz być panią Malik, co?
Dziewczyna zaprzeczyła energicznie, oplatając ramiona w okół szyi Zayna. Spojrzała na niego, uśmiechając się pod nosem.
- Skądże znowu. Kto inny kupi mi takie ładne murzyniątka!
Oboje zaśmiali się, po czym zapominając o bożym świecie zatracili się w lekkim pocałunku.
- Chyba rzygam – Nelson zakryła oczy, odrzucając na blat w kuchni reklamówkę zakupów.
- Oh, królowa zła i terroru wróciła do zamku – Zayn wywrócił oczami, oplatając mocniej Perrie w pasie.
- Zayn! Zayn co… Zayn, puść mnie!
Malik podniósł blondynkę, ku jej ciągłym protestom.
- A teraz przepraszam państwa!
Mijając Louisa w przejściu, wciąż dźwigając Perrie, ruszył schodami na górę.
- A..ha? – Louis tylko pokręcił głową, rzucają na stół kopertę.  – Była w skrzynce, jest do ciebie – zabrał z reklamówki pudełko ciastek, także wychodząc, by dołączyć do Harry’ego w ich sypialni. Znając życie wciąż spał, jeśli nikt nie obudził go przed południem.
- Co?
Jesy przyjrzała się kopercie. Pisana odręcznie, dość nietypowym i zawiłym pismem.
Nie zwlekając dłużej odkleiła ją, przeglądając zawartość.
Czyżby Louis także pragnął połączyć więzy małżeńskie ze swoją partnerką? To chyba idealny moment na zmiany.
Oglądaj się za siebie częściej, moja droga.
J.

- O kurwa.
________________

JADĘ DO LONDYNU ZA 15 H BĘDĘ W LONDYNIE NIE JESTEM W STANIE WAM NIC INNEGO POWIEDZIEĆ, MIŁEGO CZYTANIA, KOMENTUJCIE MISIACZKI X

Chuj z Tobą Kuku, chuj z Tobą!
Ja kurwa zostaje w Polsce, bo mieszkam w chujowy Lublinie i u mnie nie ma takich zajebistych wycieczek!
Tak wiem, za dużo przeklinam, ale to właśnie cała ja haha xd
Wybaczcie, odwala mi, druga w nocy to nie jest dobra pora dla mnie!
W następnym rozdziale zaczyna się akacja, więc THE HUNGER GAMES STARTS NOW!








Agnes! <3
ps. wybaczcie za tą długą nieobecność + Komentujcie! <3

7 komentarzy:

  1. Też jestem z Lublina a dokładnie to z Prawiednik a ty ? Z kont ja to znam też nie bylismy za granicą ba nawet poza województwem może w Warszawie do teatru.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Napisz do mnie na tt jeśli masz @Little_Agnes1D to Ci powiem, bo tutaj to tak nie bardzo ;c
      Agnes x

      Usuń
  2. Rozdział znakomity boże Lou jest taki kochany.

    OdpowiedzUsuń
  3. świetny rozdział :D
    przywieź mi 1D, proooszę :3

    OdpowiedzUsuń
  4. UUu I love it, I love it, I loooove it <3 murzynianka mnie rozwaliła
    czekam na następny z niecierpliwością

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudowny rozdział i śmiałam sie nie raz :) mimo,ze nie shippuje Larrego uważam,ze są slodcy ;3 I niedługo sie zaręczą haha Jestem ciekawa jakie akcje będą na ślubie Pezz i Zayna. Johnny na pewno coś wymyśli . Uhhh boje sie o nich. I po częsci tej lrzez Jade,ktora pewnie niedługo ich wykończy swoją osobą hahah :D
    Do nexta! ♡
    Syl xx

    OdpowiedzUsuń