sobota, 26 kwietnia 2014

Rozdział 9

- Źle to trzymasz, frajerze – Zayn pokręcił głową, poprawiając Harry’ego, który wciąż miał problemy z odpowiednim opanowaniem rewolweru.
- Sam jesteś frajerem – sapnął Louis, uderzając Malika w czoło, czym rozpętał małą wojnę na łaskotki, co było totalnie nieprofesjonalne i nieadekwatne do sytuacji.
- Możecie się w końcu uspokoić – warknął Niall, wychodząc z tajemniczej siłowni Jesy. – Idioci.
- Kurczę – Harry skrzywił się nieznacznie – Jest mi go szkoda.
- A nam nie – Liam westchnął, trenując na stojącej nieopodal bieżni. – Martwi się. Minęło 6 dni i wciąż nie wiemy, gdzie jest Leigh-Anne, a wy nie potraficie utrzymać dobrze pistoletu.
- Nie bądź taki wyrywny, Payno – skwitowała Perrie. – Radzicie sobie całkiem nieźle jak na początek. Pamiętam, że Jade była do dupy przez pierwsze dwa tygodnie.
- Ciężarnych się nie dręczy – Thrilwall wystawiła jej język, kończąc czwartą tego dnia kanapkę z ogórkiem i dżemem.
- Jak możesz to jeść – Louis jęknął, wracając do przerwanego treningu.
- JESY?!
Wszyscy podskoczyli, celując bronią w schody prowadzące na górę, skąd dobiegł ich krzyk.
- Boże, Niall tam poszedł – szepnął Harry. – Niall?!
Blondyn zszedł z powrotem, a tuż za nim podążały Cher, Danielle, Selena, Ariana i Demi.
 - Na miłość boską, co to za darcie się – Jesy złapała się za serce. – Myślałam, że ktoś włamał mi się do domu.
- Dlaczego do kurwy nędzy nie powiedziałaś mi, że straciliście Leigh-Anne?! – Cher ponownie wydarła się, tupiąc nogą jak mała dziewczynka. – Przecież oni robią jej tam krzywdę. Na miłość boską, no nie wierzę.
- Przepraszam, ale nie pomyślałam, by was powiadomić, ale czy to cokolwiek zmienia? – wzruszyła ramionami Nelson. – I tak jej…
- Wiem, gdzie jest.
- …nie odzyskamy, więc…
- Czekaj, co?! – Horan przerwał obu dziewczynom, stając pomiędzy nimi. – Wiesz, gdzie…
- W starym magazynie, gdzie kiedyś kazał nam transportować swoich więźniów. Dawniej była tam hurtownia tworzywem ciężkim, wschodnie peryferie – dokończyła Selena.
 - Niall, zaczekaj, Niall, proszę, stó….
Horan nie bacząc na protesty reszty, z Jesy na czele, po prostu zabrał pierwszą lepszą broń i ruszył na górę.
- Ale… Plan? – wypalił Malik.
Jesy westchnęła głośno, ładując magazynek i wymierzając całkiem niezły strzał w stronę prowizorycznego manekinu.
- Planu nie ma – wypaliła profesjonalnym tonem. –No co tak stoicie? – odwróciła się przodem do przyjaciół. Czuła się jak przywódca, kiedy wszyscy czekali na jej zdanie na ten temat, co całkiem jej odpowiadało. – Improwizacja musi nam wystarczyć. A teraz szybko, zanim Niall zrobi jakieś głupstwo.
*
- Wow – Louis zmierzył ogromny stary budynek, pod którym własnie ukrywali się w pobliskim parku. Nikt tu nie przebywał, okolica była naprawdę odległa.
Kilku mężczyzn wysiadło z podejrzanie wyglądającego czarnego wozu i weszło przez oszkloną bramę do opuszczonego budynku. Jego drzwi pilnowało dwóch równie silnych i wysokich mężczyzn w czarnych skrojonych garniturach.
- Jak niby mamy się tam dostać? – wypalił Malik, nieco zbyt głośno, czym od razu zasłużył na kopniaka Perrie.
- Okej, zrobimy tak – wypaliła Cher. – Od tyłu jest drugie wejście, pewnie równie dobrze strzeżone. Jednak jeśli wejdziemy tamtą stroną, znajdziemy się w zupełnie innej części budynku, dotracie do Leigh-Anne zajmie nam dużo czasu.
- Nie możemy sobie pozwolić na to, by cały budynek dowiedział się o intruzach wewnątrz. Bóg raczy wiedzieć ile tych baranów pachnących fajkami stoi w środku – skwitowała Nelson. – Rozdzielamy się? – spojrzała wyczekująco na Cher.
- Czytasz w moich myślach – przytaknęła dziewczyna. – Myślę, że im mniej osób wejdzie tędy, tym lepiej. Na pewno nie spodziewają się oblężenia z głównej strony, więcej ochrony powinni rozstawić na tyłach. Przynajmniej ja bym tak zrobiła, gdybym była dupkiem z planem porwania – dodała, wzruszając ramionami.
- Słuszna uwaga – zgodziła się Jesy. – Więc robimy tak… Biorę ciebie, bo masz szybką reakcję – dziewczyna przytaknęła, uśmiechając się. Lubiła być chwalona. – Poza tym potrzebuję Louisa i Perrie.  Najlepiej radzą sobie z bronią.
- Ej – oburzyła się Jade.
- No chyba nie myślisz, że gdziekolwiek pójdziesz – westchnęła poirytowana Danielle.
- Nie… Zadzieraj… Ze… Mną… - Jade przytrzymała brunetkę za koszulkę, przyciskając do pobliskiego drzewa. – Nikt cię o zdanie nie prosił.
- Musimy współpracować, jeśli to ma się udać, błagam was – jęknął Niall. – Idę z wami  - dodał w kierunku Jesy.
- Niall, tylko nie pozwól, by emocje wzięły nad tobą…
- Będzie dobrze – przerwał jej pewnie.
- W porządku – zgodziła się Nelson. – Wobec tego ja, Cher, Niall, Louis i Perrie. Pięć osób to w sam raz, zdołamy dostać się do Leigh-Anne. Wy tymczasem przykuwacie jak najwięcej ochrony na tyły, żeby zajęli się wami i olali to, co dzieje się w Sali, gdzie przebywa Leigh.
- Świetnie – Demi klasnęła w dłonie. – Chodźmy szerzyć dobro.
- Dems, proszę, jesteś w tym dobra, odłóż prywaty na bok – warknęła Cher.
Dziewczyna przytaknęła ze skruchą.
- Znam dobrze budek – wtrąciła Ariana. – Poprowadzę was. Dajcie nam 5 minut i też wchodźcie, musimy interweniować w tym samym czasie.
- Okej, do zobaczenia potem?
- Jasne.
Ariana ruszyła przodem prowadząc za sobą resztę, w tym Liama i Jade, którzy kłócili się szeptem, starając się nie unosić głosów. Liam chciał przekonać dziewczynę, by została na zewnątrz.
- Hazza, proszę cię, uważaj na siebie, dobrze? – Louis pocałował go w czoło, po czym popchnął lekko za idącą powoli grupą. – No idźże już, zobaczymy się za chwilę.
- Obiecujesz.
- Czy kiedykolwiek złamałem twoją obietnicę?
Harry zaprzeczył energicznie.
- No właśnie, a więc… Żegnam pana, panie Styles – puścił mu oczko, a Harry poczłapał za resztą, wciąż odwracając się i uśmiechając w jego stronę.
- Dobra, skoro już jesteśmy po wszystkich miłosnych ekscesach – Cher z uśmiechem wywróciła oczami. – Przejdźmy do jakichś ustaleń. Leigh na pewno znajduje się niedaleko tych drzwi, pierwsze od prawej. W środku powinen być Johnny, nasz ukochany we własnej osobie. Pokój składa się z podwyższenia i dwóch pomieszczeń na niższym piętrze. Leigh na pewno jest w tym drugim, zamkniętym na kłódkę, coś jak cela – tłumaczyła, a wszyscy słuchali jej z zapałem. – Wejdziecie po cichu do pokoju, Louis, Perrie i Niall, zajdziecie ich od tyłu i wybijecie. Jedno z was postara się dotrzeć na dół i zabrać Leigh. Wydaje mi się, ze w pomieszczeniu będzie od 4 do 6 ochroniarzy plus Johnny.
- A co z nami? – zapytała Jesy.
- Musimy odciągnąć tych durniów od bramy. Nie zatłuczemy ich, bo pociski spowodują hałas, który zwoła do nas resztę zgrai. Ekipa na tyłach potrzebuje więcej czasu, by dostać się do pierwszej kadry patrolującej korytarze.
- Nie pomyślałabym o tym – szepnęła Perrie. – Okej, idealnie.
- Ale jak ich odciągniecie?  - zainteresował się Horan.
- Zostaw to nam – uśmiechnęła się Lloyd. – To jak? – spojrzała na zegarek.  –Gotowi?
- Wszyscy za jednego – rzucił Louis przybijając wszystkim piątki i wyjmując broń. – Do roboty, lejdis!End dżentelmen – spojrzał na Nialla, który nie mógł nie odwzajemnić tego gestu.
*
Kiedy Cher i Jesy spowodowały mały szum w kępach drzew nieopodal bramy, dwaj stojący przy niej ochroniarze nabrali niemałych podejrzeń. Wyjmując broń ruszyli w kierunku sprytnych dziewczyn, które miały za zadanie odciągnąć ich jak najdalej, wcinając w tajny pościg, o którym nie mięli zielonego pojęcia. Gdy ku ich radości faceci złapali haczyk, wtedy to Louis, Niall i Perrie wkroczyli do akcji.
Przekroczyli próg starego cuchnącego magazynu. Po podłodze walały się gruzy i tynk, ściany były umazane sprejem i odrapane – zasługa ulicznych chuliganów.
- Przerażające – szepnął Louis, trzymając się blisko Perrie i Nialla.
- To ten pokój – rzucił Horan, rozglądając się na boki i wymachując bronią na wypadek, gdyby Cher nie przewidziała jakiegoś ochroniarza na wszechobecnych schodach i półpiętrach – budynek był naprawdę dziwnie skonstruowany.
- Dobra – zaczęła Edwards. – Dyskretnie pojawiamy się w środku i załatwiamy ich jak leci. Johnny’ego zostawiamy na koniec, bo mam z nim trochę do pogadania.
- Ja popędzę do Leigh-Anne, jak znajdę okazję – dodał Niall.
- W porządku – zgodził się Louis. – Ale skoro jest zamknięta na kłódkę?
- Johnny musi mieć klucz. A jak go nie dostanę przestrzelę zamek, co za problem – skwitował Horan. – Jestem zdeterminowany – jego twarz stężała, gdy rzucił przelotne spojrzenie na drzwi.
- Do boju? – zapytała blondynka.
- Do boju – odpowiedzieli oboje, ładując swoje magazynki.
Perrie uchyliła drzwi pokoju. Tak jak przewidziała Cher, znaleźli się na podwyższeniu, z którego obu stron odchodziły schody na niższe piętro. Znajdował się tam całkiem nieźle urządzony pokoik, w porównaniu z resztą walącego się wnętrza.
Johnny pochrapywał w wielkim fotelu z nogami na biurku. Trzech ochroniarzy grało w karty, podczas gdy pozostała dwójka…
-Kurwa – Niall zaklął, nie mogąc się pohamować.
Dwaj mężczyźni właśnie poprawiali sznury, którymi związana była Leigh-Anne. Dziewczyna wyglądała wręcz tragicznie. Prawdopobodnie z polecenia Johnny’ego ochroniarze byli zobowiązani dbać o to, by krótko mówiąc nie umarła zbyt szybko. Poprawiając sznury zmieniali prowizoryczny opatrunek na lewym przedramieniu i łuku brwiowym, a jeden z nich wiązał opaskę uciskową na udzie. Cała Pinnock była mocno obolała i poharatana.
-Niech ich kurwa…
- Niall – Perrie zmartwiła się, próbując przywołać go do porządku. Jeśli się w porę nie uspokoi zaraz ich usłyszą.
Niestety, Niall w ciągu kilku minut strzelił w stronę chłopaka, który padł trupem, a wzrok pozostałych osób spoczął na ich trójce u szczytu schodów.
Nim doszło do nich, co właśnie się dzieje, Perrie wymierzyła broń, chcąc nacisną spust, jednak wtedy, ku zdziwieniu chłopaków, po prostu stała tak trzymając i nie robiąc nic.
- Perrie – pisnął Louis, kiedy trzej mężczyźni przy stole dobiegli do swoich pistoletów. Johnny przebudził się, patrząc na sytuację z przerażeniem.
Niall nie czekając na blondynkę, drasnął lekko drugiego mężczyznę, a Leigh-Anne nie do końca zdając sobie sprawę z tego, co się dzieje, podniosła powieki, patrząc na Horana z przerażeniem, ale i pewnością, jakby wiedziała i czekała, aż po nią przyjdzie.
- Nie mogę strzelić – zaczęła dziewczyna z przerażeniem obserwując sytuację na dole.
Louis nie czekając ani chwili dłużej wymierzył w mężczyznę, którego niestety minął.  –Jak to nie możesz?!
- Louis nie wiem nie mogę ruszyć ręką – wtedy Perrie upuściła broń, chwytając swoje ramię. – Kurwa, nie, nie teraz.
- To po poprzednim urazie – Tomlinson spojrzał na nią z dezaprobatą, uchylając się od kuli wymierzonej jego kierunku. – Perrie, ty mały gnomie, jak mogłaś nie powiedzieć, że coś ci się dzieje z ręką.
- Uważaj! – rzuciła się na chłopaka, odpychając go od przelatującej obok kuli. Sekunda i byłoby po Louisie.
Niall powoli podążył na dół, próbując postrzelić czterech pozostałych mężczyzn, którzy chowając się w kilku miejscach, starali się dorwać intruzów. Blondyn dobiegł do Leigh-Anne, chowając ją i siebie za rogiem, wciąż, co jakiś czas, oddając strzał w stronę wroga.
Johnny ukrył się pod biurkiem. Najwidoczniej niegotowy na atak nie posiadał własnej broni.
Kiedy Perrie odzyskała czucie w ręce, szybko dorwała leżącą broń, strzelając do mężczyzn. Udało jej się nawet postrzelić jednego z nich, jednak wciąż trzymał się, nie upadając.
- Jeden trup w przeciągu pięciu minut, nie podołamy Louis – pisnęła, wychylając się zza barierki, by oddać kolejny strzał. – Mam go.
- Dobra robota – skomentował Louis, który mimo celnych strzałów trafiał w „tarcze” mężczyzn. Nie udało mu się nikogo zranić na tyle, by go unieszkodliwić. – Powtórz to pro…
- Louis!
Tomlinson uchylił się od kuli na tyle mocno, że nie łapiąc równowagi sturlał się ze schodów.
- Kurwa – z nową dozą energii Perrie wystrzeliła, raniąc i zabijając jeszcze jednego mężczyznę. Zostało dwóch, dla których lecący ze schodów Louis był zbyt łatwym celem.
Edwards wymieniła z Niallem porozumiewawcze spojrzenia, oboje wycelowali w jednego z mężczyzn raniąc go boleśnie. Wciąż żył, jednak nie był zdolny dalej się bronić.
Wtedy ku ich zdziwieniu stała się rzecz niebywała, Johnny wyskoczył spod swojego ukrycia, przemykając tajnym wejściem wgłąb pomieszczenia, gdzie wcześniej więził Leigh-Anne. Okazało się, że utworzył tam tajne wejście.
- O nie mój drogi – Perrie uparcie celowała w Johnny’ego nie chcąc dać mu uciec, jednak dwóch mężczyzn wciąż go broniło celując w Perrie, utrudniając jej robotę. Uciekli.
- Niech cię kurwa – warknęła blondynka.
- Zwiali – potwierdził Horan, który będąc na dole, jeszcze chwilę za nimi biegł. – Wsiedli w samochód i odjechali, a teraz szybko, zabierajmy ją stąd i dajemy nogę.
- Louis – Perrie tępo wpatrywała się w chłopaka, który podniósł się na nogi, oddychając ciężko i nie mówiąc nic. – Louis, zmywamy się.
Chłopak wspiął się na schodach, podążając za Perrie i Niallem niosącym Leigh Anne do wyjścia z budynku.
W parku czekała już druga część grupy. Zrobiło się ogromne zamieszanie w okół Leigh-Anne, która jednak nie odpowiadała na ich pytania, lecz kurczowo trzymała się Nialla, nie chcąc, by ją zostawiał.
- Jesteśmy w pełnym składzie – zauważyła dumnie Cher. – Misja wykonana, zmywamy się nim przyjadą posiłki.
- Johnny zwiał – Perrie złożyła krótki raport z ich wyjścia. – Gdyby nie moja ręka…
- Twoja ręka?  Kurwa, a nie mówiłem! – zdenerwował się Zayn.
Perrie opowiadała im w skrócie co wydarzyło się kiedy chciałą oddać strzał, jednak w połowie jej opowieści głośny huk przerwał wszystkie szmery.
- Louis… - Jesy z niepokojem spojrzała na chłopaka, który leżał na ziemi. – Louis – pisnęła, szybko materializując się u jego boku.
Wszyscy zamarli, kiedy Jesy z przerażeniem przewróciła go na plecy, a jej ręce przyozdobione były krwistoczerwoną cieczą.
- Kiedy spał – rzuciła Perrie. – Kurwa mać on nie uniknął pocisku, on go postrzelił.
Harry wybuchnął śmiechem.
- No chyba sobie żartujecie – pokręcił głową z dezaprobatą.  – Tym razem nie dam się nabrać, możecie przestać. Uśmiałem się w cholerę.
Wszyscy spojrzeli w przerażeniu na Louisa, który jednak nie wstawał. Nawet Leigh-Anne poderwała się do pozycji siedzącej, spoglądając na Tomlinsona.
- Jesy – Harry zaczął, podchodząc bliżej. Louis ani drgnął. – Jesy powiedz mi, że to część waszej głupiej zabawy, powiedz mi, że…
Przerwał, widząc łzy spływające po policzkach Nelson.
- Harry – Perrie położyła dłoń na ramieniu Stylesa, który uklęknął obok Jesy, obserwując spokojną twarz Louisa. Jakim cudem nie zauważył wcześniej, że coś jest nie tak?! Jakim cudem rana Louisa wyszła na jaw dopiero teraz?!
- Nie, to nie jest już śmieszne – pokręcił głową, a gorące łzy popłynęły z jego oczu. Potrząsnął Louisem raz, drugi, trzeci, uporczywie ciągnąc go za kurtkę.
- Harry – Jesy złapała go za dłonie, sprawiając, że przestał, płacząc cicho. – Louis nie żyje.
~~~~*~~~~
W czasie drogi powrotnej do domu nikt nie odzywał się ani słowem. Wszyscy byli pogrążeni w swoich myślach. Liam przytulał zapłakaną Jade. Niall cały czas zerkał na Leigh-Anne, która obwiniała się za to co stało się z Louisem, łzy płynęły po jej policzkach i nawet nie próbowała ich ścierać. Zayn i Perrie jako jedyni starali się być silni, ale słabo im to wychodziło, ponieważ ból był silniejszy niż chęć wspierania innych. Jesy i Harry siedzieli z przodu busa. Nikt nie próbował się do nich odezwać. Nelson nie płakała, nie pokazywała po sobie żadnych emocji. Niestety Harry nie potrafił ukryć emocji. Po jego policzkach spływały łzy, a w głowie panował chaos.
Gdy dojechali do domu Styles od razy znikną w pokoju, zaraz za nim zrobiła to Jesy.
- Martwię się o nich – powiedziała cicho Perrie.
- Ja też – odparł Zayn – Przecież jeszcze wczoraj wszystko było…a teraz…on…jest no wiecie… – dodał, ale jego głos załamał się, a łzy zaczęły wypływać z oczu. Już nie potrafił kryć tego w sobie.
- Musimy coś…
- To moja wina – szepnęła Leigh-Anne – Gdybym nie dała się złapać i gdybyście nie musieli ratować mojego tyłka, Louis by żył.
- Pinnock! Przestań pierdolić głupoty, bo zaraz kurwa do niego dołączysz – warknęła Jade, podchodząc do przyjaciółki.
- Ale ja mam rację, gdyby nie to, że musieliście ratować on by żył. Po za tym widziałam pierścionek na palcu Harry’ego i nigdy sobie nie wybaczę tego, że on umarł prze… - urwała, gdy ręka Thirwall spotkała się z jej twarzą.
- Jade! – krzyknęła Perrie.
- I co się tak gapicie? Nie żałuje, że to zrobiłam i nie będę przepraszać, bo wiecie wszyscy, że mam rację! – warknęła – Zaczęłaś pierdolić głupoty to oberwałaś. Nic nowego. Po za tym jeśli będziesz chciała powiedzieć to jeszcze raz, lepiej najpierw się zastanów czy warto.
- Jade, jeśli chcesz mi…
- Jest okej, Niall, jest okej. Należało mi się – powiedziała szybko Pinnock.
- Co powiemy fanom i rodzinie Louisa? – wydusił Liam, ściągając tym na siebie wzrok innych.
- O kurwa – wypsnęło się Malikowi.
- Czyli to koniec – szepnął Niall, siadając na fotelu.
- Jaki koniec?
- Koniec wszystkiego. Bez Louisa jesteśmy tylko Niall, Liam, Harry i Zayn, nie One Direction. Po za tym jak my mamy wszystkim powiedzieć ? „Cześć tutaj my, pewnie zastanawiacie się dlaczego nie ma z nami Louisa i Harry’ego. Wiecie Lou nie żyje, a Harry nie umie się z tym pogodzić, ponieważ przez ten cały czas byli razem. To koniec One Direction, więc żegnajcie.” Przecież to zabije niektórych. Nawet nie zdajecie sobie sprawy jak wiele razy czytałem wiadomości od fanek, które pisały, że my jesteśmy ich jedynym powodem do życia.
- Spokojnie Niall – odparł Zayn, przytulając roztrzęsionego przyjaciela – Coś wymyślimy, obiecuje.
~~~~*~~~~
Gdy Jesy weszła do swojego pokoju dopiero wtedy pozwoliła, aby łzy popłynęły po jej policzkach. Nie potrafiła powiedzieć dlaczego jego strata aż tak boli. Oczywiście wiedziała to, ale nie chciała przyznać się do tego sama przed sobą. Wiedziała, że to Louis był jej pierwszym prawdziwym przyjacielem. Oczywiście były jeszcze dziewczyny, ale to przed Louisem otworzyła się i wyznała wszystko co dusiła w sobie od lat.

- A to? – zapytał Louis.
- To ja i moi rodzice. To jedyna rzecz jak mi po nich została – powiedziała Jesy.
- Rozumiem – szepnął, ale zaraz po tym wybuchł śmiechem – O mój boże, chyba mi nie powiesz, że ta dziewczyna w różowej sukience to ty.
- Oh zamknij się, to było tylko raz! Przegrałam zakład z Perrie i musiałam w tym chodzić cały dzień. Caluśkie dwadzieścia cztery godziny.
- Jak opowiem o tym chłopakom to mi nie uwierzą – odparł, nie przestając się śmiać.
- Tylko spróbuj, a nogi z dupy powyrywam. Urwałabym Ci coś jeszcze, ale Harry by mnie potem pewnie zabił, więc wolę nie ryzykować – zaśmiała się, puszczając mu oczko. Tomlinson i Nelson byli sami w domu, ponieważ reszta poszła na zakupy, więc mogli rozmawiać o wszystkim bez uważania na innych.
- No nie wydaje mi się, żeby był wtedy zadowolony. Po za tym ty na tym zdjęciu wyglądasz jakbyś chciała zabić wszystkich dookoła. Przypuszczam, ze Harry wyglądałby dokładnie tak samo – dodał, znowu wybuchając śmiechem.
- Oddawaj to – warknęła, wyrywając mu zdjęcie. 
- O mój Boże, to też ty – zapytał Louis, ponownie śmiejąc się. Wyjął fotografię przedstawiającą Jesy w stroju zajączka wielkanocnego – O tym to już będę musiał opowiedzieć chłopakom.
- Ani się waż!
- No to chociaż Harry’emu. Przecież ja nie wytrzymam no! Jesy zlituj się! 
- Dobra, ale tylko Harry’emu!
- Po za tym kto zmusił Cię do tego.
- Mała, niewinna i słodka Jade. 
- Niewierze, po prostu niewierze. 

Jesy wybuchła płaczem na wspomnienie tego dnia z Louisem. To właśnie wtedy chłopak znalazł ją płaczącą. Tylko on widział ją w takim stanie nikt inny.
~~~~*~~~~
W pokoju obok na łóżku leżał Harry. Po jego policzkach nadal spływały łzy, a w głowie pojawiało się wiele chwil z Louisem.

- Nie chce tego filmu! – warknął Harry.
- Ale ja chce go obejrzeć! 
- Nie, bo oglądaliśmy go już kilka razy!
- Ale ja chce…
- Zamknijcie się kurwa w końcu! Jutro mamy koncert i niektóry tutaj chcą spać do kurwy nędzy! – krzyknął Zayn z początku tourbusa. 
- Skoro nie chcesz, to ja w ogóle nie będę oglądał i możesz spadać – burknął Louis, szybko kładąc się na swoim tymczasowym łóżku. Harry westchnął tylko i udał się zaraz za nim. Wczołgał się na jego łóżko i mocno go przytulił. 
- No nie obrażaj się na mnie. Chodź możemy obejrzeć film, który wybrałeś.
Zero odpowiedzi.
- No skarbie, proszę – szepnął, przytulając go mocniej – Przecież wiesz, że Cię kocham, więc przestać się… - urwał, gdy zdał sobie sprawę z tego co właśnie powiedział. Nie byli ze sobą jakoś długo, a on już wyjechał z takim tekstem.
- No przecież ja też Cię kocham idioto – zaśmiał się, całując go w policzek – I nie musisz się bać mówić mi o tym, serio. 
- To idziemy obejrzeć ten film?
- Nie. Teraz chce tu zostać i się poprzytulać – powiedział, wtulając się w Harry’ego.

- Oddajcie mi mojego Lou, proszę – zapłakał, przytulając poduszkę, która należała do jego narzeczonego.

- Nasz dom, tylko i wyłącznie nas – krzyknął Harry, wbiegając do salonu.
- Czemu się tak tym cieszysz?
- Bo teraz nikt, nigdy nie będzie nam przeszkadzał – uśmiechnął się, przyciągając Louisa do pocałunku.
- Mogłem się domyślić, że chodzi Ci tylko o to – burknął.
- Nie chodzi mi tylko o to kretynie! Chodzi mi też o to, że będziemy mogli sobie siedzieć w salonie, przytuleni do siebie, oglądając jakiś film i nikt nam nie będzie przeszkadzał i gadał o tym, że chcą spać i telewizja im przeszkadza.
- I tak nie przekonałeś mnie do niczego więcej niż pocałunki – zaśmiał się Louis, odpychając Harry’ego.
- Nie tak szybko, Panie Tomlinson, jeszcze z Panem nie skończyłem- odparł, znowu przyciągając go do siebie, a następnie całując. Louis szybko poddał się i odwzajemnił pocałunek.

Kolejne wspomnienie i kolejny ból, który był nie do pokonania. Czuł się jakby jego serce zostało mu odebrane.

- Harry? Śpisz już? – zapytał Louis, siadając na łóżku.
- Nie, jeszcze nie – szepnął, nie odwracając się.
- Co się dzieje?
- Nic.
- Harry! – powiedział ostro – Wiesz dobrze, że mnie nie okłamiesz.
- Pewnie zabrzmię jak przewrażliwiony idiota, ale po prostu się martwię – odparł, odwracając się do Louisa.
- To normalne, każdy z nas się martwi. Leigh to nasza przyjaciółka i przecież...
- Nie o to mi chodzi. To znaczy o to też, ale pamiętasz co działa się ponad rok temu?
- Harry – szepnął Tomlinson, rozumiejąc o co chodzi jego chłopakowi – Chodź tu do mnie – położył się, przytulając go. Styles szybko wtulił się w niego.
- Wiem, że tamto było na niby, ale teraz walka na serio i boję się, że coś Ci się stanie. Nie chce tego. Po prostu wiem, że nie przeżył bym tego. Gdyby Cię zabrakło nie poradziłbym sobie – szepnął, przytulając go mocniej.
- Harry, nic mi się nie stanie. Jesy wie co robi i uwierz mi, że po jej szkoleniu będziemy potrafić więcej niż ten chuj. Przecież ona nie weźmie nas ze sobą jeśli nie będziemy umieć wszystkiego. Może i zgrywa taką wredną i chamską, ale ona taka nie jest. Martwi się jak wszyscy inni. Po za tym wiesz – zaśmiał się nerwowo – wyjdziesz za mnie? Nelson wie co robi, proszę uwierz mi, to wszystko wyjdzie dobrze. Nie ma innych opc…
- Co ty powiedziałeś? – wydusił Harry
- No, że nie ma innych opcji, żeby się nie udało – powiedział szybko, uśmiechając się nerwowo.
- Wcześniej?
- Że wszystko będzie dobrze.
- Jeszcze wcześniej!
- Wyjdziesz za mnie? – odparł niepewnie.
- Ty tak na serio? – zapytał od razu.
- No tak, kocham Cię i chce…
- Tak – pisnął.
- Ale co tak? – zdziwił się Louis.
- Tak, wyjdę za Ciebie – krzyknął, całując go mocno. Tomlinson uśmiechnął się tylko, gdy odsunęli się od siebie, wyjął z kieszeni pierścionek i założył go Harry’emu.

- Nawet jeśli kiedyś z kimś będę to to już nie będzie to samo co ty. Jesteś jedyną osoba, którą tak mocno potrafiłem pokochać Lou – szepnął, po czym zasnął wyczerpany płaczem.
________________________________________
Hej! Witają Was dwie zapłakane dziewczyny!
Pewnie nas zabijecie za ten rozdział. Tylko proszę wybierzcie jakiś najszybszy i najmniej bolesny rodzaj śmierci, prooooszę! Ja się popłakałam gdy przeczytałam fragment Kukułki, naprawdę. Nie wiem jakim cudem napisałam swój. Wybaczcie nam to! Nie zawsze wszystkim uda się przeżyć.








Komentujcie, proszę.
Agnes!

MÓJ MAŁY SŁODKI KOCHANY LOU, DRUGI RAZ UŚMIERCAM GO NA POTRZEBY FANFICTION, JESTEM SZATANEM I IDĘ BYĆ SZATANEM DALEJ, GDZIE INDZIEJ, FOR GOD SAKES, JESTEM OKRUTNA...

ALE WAS KOCHAM :(

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Rozdział 8

Jesy westchnęła, słysząc głośne walenie dochodzące z salonu. Współczuła Niallowi, który póki co pozostawał bez manewru. Miotały nim emocje, jednak nie mógł się zemścić, nie wiedzieli, dokąd zabrali Leigh-Anne.
- Co z nim? – Perrie pojawiła się w kuchni, nakładając na dwa talerze resztki sałatki z wczorajszego wesela. – Nie wierzę, że to stało się w ciągu jednego wieczora. Dlaczego nikt nie zauważył?
- Leigh miała mieć oko na Liama. Był tak zalany, że pewnie nie wiedział, z kim wraca do domu. Cholera, to był zły pomysł.
- Daj spokój, skąd mogłaś wiedzieć. Nie potrafilibyśmy tego przewidzieć – blondynka wzruszyła ramionami. – Cholera, boję się o nią.
- A ja kurwa nie? – Jesy ukryła twarz w dłoniach na kolejny huk dochodzący z salonu.
- Idę sprawdzić, co on…
- Ma piłkę koszykową i odbija ją po wszystkich ścianach.
- Zniszczy ci tynk, Nelson!
- Niech robi co chce – dziewczyna machnęła ręką. – Nie mam serca mu tego zabronić, nawet nie mam serca z nim pogadać.
- To nie twoja wina – Perrie zaakcentowała każde słowo, wpatrując się w oczy przyjaciółki. – Idę zanieść śniadanie mojemu spitemu mężowi. Ale potem coś postanowimy, jasne?
- Jasne – westchnęła Jesy, klepiąc ją po ramieniu.
Perrie ruszyła schodami do góry, mijając salon, ze zmartwieniem spojrzała na Nialla chodzącego w kółko według swojego wyimaginowanego schematu. Wróciła do sypialni gościnnej, uśmiechając się na widok Zayna śpiącego w najlepsze z głową zwisającą z łóżka.
Blondynka pokręciła głową z dezaprobatą, stawiając talerze z jedzeniem na półce przy szafie. Wgramoliła się na łóżko, wciągając Zayna z powrotem tak, żeby nie wypadł. Położyła się na nim, całując delikatnie w policzek.
- Serwis śniadaniowy, czy trafiłam do odpowiedniej sypialni?
- Mamo za moment – wydukał zaspanym głosem Malik, naciągając na głowę kołdrę.
- Niestety, siła wyższa, skarbie – dziewczyna usiadła po turecku, mierzwiąc ciemne kosmyki swojego męża. – Leigh-Anne została porwana.
- Co? – w ciągu minuty Malik stanął na równe nogi, wpatrując się w dziewczynę ze zdziwieniem. – Dobra, jeśli chciałaś mnie obudzić, to ci się…
- Nie kłamię, Zayn. Z taki rzeczy się nie żartuje.
Strapiony chłopak usiadł na krańcu łóżka, wciąż nie dowierzając.
- Ale… Jak to się?
- Miała odwieść wczoraj Liama. Najwyraźniej nie dojechała z nim do domu.
- Liam nie…
- Był bardziej zalany niż ty, panie młody.
- A to dziwne – westchnął, drapiąc się po głowie.
- Co teraz zrobimy?
- Na razie czekamy. Musimy się dowiedzieć, gdzie ją przetrzymują. Jesy obmyśla jakiś plan, widzę to po jej minie.
- Cholera – Zayn przeklął pod nosem. – Ta informacja nie pozwala mi się cieszyć naszym pierwszym porankiem jako państwo Malik.
- Taa – dziewczyna przytaknęła, chwytając dwa talerze. – Ale zostało trochę dobrego jedzenia na pocieszenie.
- Chociaż tyle – Malik wziął jeden kęs, po czym odstawił naczynie z powrotem na blat.
- Hej, co ty… - Perrie nie zdążyła zareagować, jak jej talerz spadł na dywan, a Malik przygwoździł ją do łóżka swoim własnym ciężarem.
- Nie wypada nam choć trochę poświętować?
- W bieżących okolicznościach, mój jakże nadgorliwy mężu, nie sądzę, byśmy…
- Świetnie, czyli wypada!
Perrie zachichotała. – Tylko chwilkę – po czym odwzajemniła pocałunek Malika, wplatając swoje palce w jego włosy. Na jednym z nich widniała przepiękna złota obrączka.

*

- Niall?
Jesy nie wytrzymała napięcia, wkraczając do salonu. Faktycznie z kilku ścian odpadł tynk, a blondyn krążył tym razem bez piłki, paznokciami wdrapując się we własną skórę.
- Niall – Jesy jęknęła, podchodząc i odrywając od siebie jego ręce. – To ci w niczym nie pomoże – podała mu szklankę i małą kapsułkę. – Pomoże ci.
Nawet nie patrząc, odrzucił szklankę, rozlewając wodę po dywanie.
- Niall – powiedziała błagalnie Jesy. Chyba po raz pierwszy nie była w stanie wykrzesać z siebie ani grama złości. Była równie zdruzgotana co chłopak. Blondyn po prostu stał jak słup soli, unikając jej spojrzenia. Jesy pogłaskała go po ramieniu. – Co ja mam z tobą zrobić, myszo?
Horan wzruszył ramionami, wreszcie zareagował na cokolwiek, co do niego mówiono.
- Chodź, może choć trochę ci pomogę – wzięła go pod ramię, jednak wymsknął się jej, wciąż stojąc na środku pokoju. – Niall, zaufaj mi.
Wymienili porozumiewawcze spojrzenia, po czym Niall poczłapał za Jesy do przedpokoju, gdzie Nelson, ku zdziwieniu blondyna, podwinęła dywan, ukazując niewielką skrytkę w podłodze.
- Co do… - zaczął Horan, a wtedy dziewczyna otworzyła przed nim drzwi do piwnicy.
- No wskakuj – uśmiechnęła się, ciesząc się z najdrobniejszej reakcji słownej.
Niall, pełen wątpliwości, kroczył niepewnej jakości schodami, aż jego oczom ukazała się pełna i wyposażona siłownia. Choć nie był do końca przekonany – poza typową bieżnią, magnetofonem i miejscem do treningu, znajdował się tu także prowizoryczny ring oraz, co najciekawsze, profesjonalna strzelnica.
- Ale… Jak…
- Lubię mieć swoje zabawki na swoim miejscu – puściła mu oczko ruszając w kierunku obiektu, który najbardziej zaintrygował Irlandczyka.
- Czy to…
- Tak, to strzelnica – chyba nie dane mu było dokończyć dzisiaj jakiegokolwiek zdania. – Chcę, żebyś z niej skorzystał, to pozwoli ci rozładować emocje.
Po krótkim instruktarzu jak korzystać z najłatwiejszego typu sprzętem, wiatrówki, Niall dostał szansę, by wykorzystać nowo nabyte informacje.
- Bardziej w lewo, dobra, okej, teraz – Jesy poinstruowała blondyna, który wystrzelił trafiając prosto w czoło prowizorycznego modelu człowieka na drugim końcu pomieszczenia. – To na pewno twój pierwszy raz? – spojrzała na niego spode łba, oceniając celność wystrzału. – Fenomenalnie. Nawet mnie tak dobrze nie poszło na pierwszych treningach. A podkreślę, że byłam najlepsza z dziewczyn - była z siebie dumna. – I co? Ulżyło?
Niall przytaknął energicznie. – Jeszcze raz.
Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem. Chyba znalazła złoty środek na strapienie Nialla i zajęcie czymś rąk.
Po pół godziny prób, zarówno Nialla jak i Jesy, dziewczyna postanowiła zrobić małą przerwę.
- Masz ochotę na kanapkę? Nic dzisiaj nie jadłeś.
- Nie, ja tutaj zostanę, ale ty idź.
- Niall, musisz być silny, żeby…
- Chcę go zabić.
Nelson spojrzała na niego wcale nieporuszona. Spodziewała się tych słów prędzej czy później. No może nie tak pewnie wypowiedzianych, jednak wiedziała.
- Niall, ja wiem…
- Wyszkol mnie – tym razem zmarszczyła brwi. – Wiem, że potrafisz. Daj mi kilka lekcji. I zabierz mnie ze sobą. Nie pozwolę im na to. Rozumiesz? Muszę się odpłacić, muszę odbić Leigh-Anne.
Na ostatnich słowach załamał mu się głos, a wtedy Jesy nie mogła się powstrzymać. Przytuliła Nialla, który z ufnością wtulił się w jej bok. Była od niego kilka centymetrów wyższa.
- Co tu się wyprawia? – Zayn uniósł brwi, sceptycznie przyglądając się całej scenie.
- Wow – Louis z resztkami śniadania w buzi, rozejrzał się dookoła. – Ładna piwnica, Nelson.
- Dzięki, Tomlinson – dziewczyna uśmiechnęła się, kręcąc głową z dezaprobatą.
- Co tu się wyprawia? – Harry ponowił pytanie Malika, zaglądając do nich z góry. – Co to za dziura w podłodze, mogłem zginąć.
- Jesy trenuje mnie do odbicia Leigh-Anne.
Wszyscy jak jeden rzucili Nelson dziwne spojrzenie.
- Wcale się na to nie zgodziłam. Jeszcze – powiedziała cicho. – Ale prawdopodobnie się zgodzę – dodała już pewniej, przyprawiając Nialla o lekki uśmiech.
- Okej, piszę się na to – Malik wytarł ręce w dresy, biorąc z półki najnowszy rodzaj broni.
- Co to, to nie panie Malik – Nelson wyrwała mu kaliber, zastępując drugą wiatrówką. – Muszę zobaczyć, na co cię stać – mruknęła, puszczając mu oczko.
Zayn entuzjastycznie dołączył do Nialla, który pokazał mu kilka swoich opanowanych trików z dzisiejszej lekcji z Jesy.
- A wy? – zmierzyła wzrokiem Larry’ego uśmiechającego się do siebie. Byli tak słodcy, że aż przesadnie słodcy.
- Pokaż mi co i jak, przyjaciółko – Louis uśmiechnął się zawadiacko.
- Z przyjemnością, przyjacielu!

*

- Liam?
Payne otworzył oczy. Ogromny ból głowy i promienie wpadające do pokoju osłabiały jego zmysły.
- Liam?
Chłopak podniósł się, słysząc markotny głos Jade.
- O boże, szkrabie – Payne, pomimo kaca, szybko zareagował, przytulając zapłakaną dziewczynę. – Co się dzieje?
- Leigh-Anne… Leigh, moja Leigh jest gdzieś… Porwana i nie ma jej i… - Jade znowu zaniosła się szlochem.
- Ale jak to?
Pomimo pociągania nosem Thrilwall zdołała opowiedzieć Liamowi, co się wydarzyło z samego rana. Liam był zszokowany.
- Jak mogłem nie zauważyć, ale.. Ale ona mnie tu przywiozła, była ze mną w domu. Przyprowadziła mnie do sypialni.
- Możesz być tego stuprocentowo pewien?
- Tak – przytaknął momentalnie. – To znaczy… Byłem pijany, ale wiem, że sam bym tutaj nie doszedł, a Leigh była dla mnie miła. Rzuciła mnie na łóżko i zdjęła mi buty i… Wróciła do ogródka, gdzie rzuciłem swoją marynarkę w krzaki – klepnął się w czoło. – Tak mi mówiła.
Chłopak szybko podniósł się z łózka, wyglądając przez okno.
- Wciąż w nich leży – zauważył cicho, dostrzegając skrawek czarnego materiału niedaleko furtki. – Cholera!
- Liam, to nie twoja wina.
- Ale gdyby nie wracała…
- To wtedy włamaliby się do domu! Dojechaliście pierwsi i byliście tu sami.
- Mogłem nie pić, może wtedy…
- Nie wiesz, co by było gdyby Liam, nikt tego nie wie! – krzyknęła zapłakana.
Payne przetarł twarz dłońmi.
- Okej, może masz rację – westchnął, całując ją w czoło. – Ale nie płacz już, proszę. Jesy coś wymyśli, a ty nie powinnaś się denerwować.
- Ale jak mam się nie denerwować, kiedy…
- Jadey – Liam spojrzał na nią słodko, składając jeszcze jeden pocałunek na czubku nosa. Pogłaskał ją po głowie, uśmiechając się pokrzepiająco. – Proszę.
- Dobrze – dziewczyna przetarła zaczerwienione oczy, rozmazując resztki weselnego makijażu. – Wyglądam potwornie – skwitowała swoje oblicze w pobliskim lustrze wiszącym nad kozetką.
- Dla mnie jesteś najpiękniejsza – uśmiechnął się Liam. – I najmądrzejsza.
- A zrobisz mi kanapkę?
- Oczywiście – chłopak zachichotał, kierując się na dół. – Dla was wszystko – puścił do niej oczko, wychodząc na korytarz.
Głośny odgłos wystrzału przeraził go, kiedy otwierał lodówkę. Z powątpiewaniem spojrzał w stronę źródła dźwięku. Jak wcześniej mógł nie zauważyć ogromnej dziury w podłodze holu?
Zaintrygowany zajrzał do środka, a jego oczom ukazali się przyjaciele ustawieni w kolejce do strzelnicy. Poza Harrym, który szedł po bieżni, dopingując Louisa i jedząc chipsy. Niezła ironia.
- Co tu się…
- Oho, mamy ostatniego! – zawołała Perrie, podając mu wiatrówkę. – Myśleliśmy, że nigdy nie wstaniecie. Jak Jade? Była przybita, gdy powiedziałam jej o Leigh.
- Co tu się wyprawia?! – sapnął Liam z kanapką w jednej, a wiatrówką w drugiej dłoni.
Nelson wyjaśniła mu plan nauki chłopców jakichś metod samoobrony. Liam zmarszczył brwi, jednak zgodził się zaangażować. Niestety, zapomniał o bardzo istotnej rzeczy.
- Liamie Jamesie pieprzony Paynie – w drzwiach pojawiła się Thrilwall. – Dlaczego do cholery mierzysz do mnie z wiatrówki i gdzie jest moja kanapka?! – krzyknęła przykuwając uwagę wszystkich w pokoju.
- Jade, skarbie, ja tylko…
- Odbijamy Leigh-Anne – rzuciła szybko Perrie, by obronić chłopaka. – I trenujemy chłopaków, żeby nie byli do końca bezbronni.
- Liam nie będzie do nikogo strzelał.
- Ale…
- Postanowione. A teraz… Harry, zostaw moją kanapkę z ogórkiem i dżemem!
- Z czym? – Styles zmierzył zawartość spożywanego właśnie produktu. – Ej, to jest niezłe.
- Co nie? – Jade przytaknęła ochoczo, jednak wyrwała mu jedzenie z rąk. – Moje.
- Przepraszam Jade – Liam zmarkotniał, oddając wiatrówkę Jesy. – Ja tylko chciałem potrafić cię obronić w razie potrzeby.
- Głupku, umiem sama o siebie zadbać – pokręciła głową. – Ci dzisiejsi mężczyźni – jęknęła. – Wracasz na górę, w trybie natychmiastowym!
Chłopak wrócił do sypialni, podczas gdy Thrilwall usiadła na ziemi, jedząc swoją kanapkę i przypatrując się reszcie.
- No co się tak gapicie? – wzruszyła ramionami. – To, że Liam nie może , nie znaczy, że nie mogę postawić zakładu. Dwie dychy, że Louis chybi, a Jesy skopie mu dupę!
Harry ochoczo przyjął wyzwanie.
Spędzili tak resztę dnia, starając się opanować taktykę, jednocześnie szkoląc chłopaków i nie tracąc dobrej zabawy. Poza Niallem, który do końca wieczoru nie uśmiechnął się ani razu.

- Harry? Śpisz już? – zapytał Louis, siadając na łóżku.
- Nie, jeszcze nie – szepnął, nie odwracając się.
- Co się dzieje?
- Nic.
- Harry! – powiedział ostro – Wiesz dobrze, że mnie nie okłamiesz.
- Pewnie zabrzmię jak przewrażliwiony idiota, ale po prostu się martwię – odparł, odwracając się do Louisa.
- To normalne, każdy z nas się martwi. Leigh to nasza przyjaciółka i przecież...
- Nie o to mi chodzi. To znaczy o to też, ale pamiętasz co działa się ponad rok temu?
- Harry – szepnął Tomlinson, rozumiejąc o co chodzi jego chłopakowi – Chodź tu do mnie – położył się, przytulając go. Styles szybko wtulił się w niego.
- Wiem, że tamto było na niby, ale teraz walka na serio i boję się, że coś Ci się stanie. Nie chce tego. Po prostu wiem, że nie przeżył bym tego. Gdyby Cię zabrakło nie poradziłbym sobie – szepnął, przytulając go mocniej.
- Harry, nic mi się nie stanie. Jesy wie co robi i uwierz mi, że po jej szkoleniu będziemy potrafić więcej niż ten chuj. Przecież ona nie weźmie nas ze sobą jeśli nie będziemy umieć wszystkiego. Może i zgrywa taką wredną i chamską, ale ona taka nie jest. Martwi się jak wszyscy inni. Po za tym wiesz – zaśmiał się nerwowo – wyjdziesz za mnie? Nelson wie co robi, proszę uwierz mi, to wszystko wyjdzie dobrze. Nie ma innych opc…
- Co ty powiedziałeś? – wydusił Harry
- No, że nie ma innych opcji, żeby się nie udało – powiedział szybko, uśmiechając się nerwowo.
- Wcześniej?
- Że wszystko będzie dobrze.
- Jeszcze wcześniej!
- Wyjdziesz za mnie? – odparł niepewnie.
- Ty tak na serio? – zapytał od razu.
- No tak, kocham Cię i chce…
- Tak – pisnął.
- Ale co tak? – zdziwił się Louis.
- Tak, wyjdę za Ciebie – krzyknął, całując go mocno. Tomlinson uśmiechnął się tylko, gdy odsunęli się od siebie, wyjął z kieszeni pierścionek i założył go Harry’emu. Chciał go pocałować, ale wtedy drzwi od ich pokoju otworzyły się, a w środku znaleźli się ich przyjaciele na czele z Jesy, która trzymałą broń.
- A Wam co? – zapytał Louis, śmiejąc się.
- Słyszeliśmy jakieś krzy...
- Co Harry ma na… - zaczął Niall, ale przerwała mu Jade
- O mój boże czy Wy się…aaaaaa Louis i Harry się zaręczyli – krzyknęła, przytulając ich obu mocno.
- Cholera Jade, skąd w tobie tyle siły – jęknął Styles, gdy dziewczyna odsunęła się od niego.
- Lata praktyki kochanie, lata praktyki – powiedziała dumnie. Nie minęła chwila, a wszyscy zaczęli im gratulować, nawet Niall się kilka razy uśmiechnął.
- Czekajcie, czekajcie – zaczęła Thirlwall – Perrie i Zayn są po ślubie, Louis i Harry są zaręczeni, a ty co Liam? Ja mam wiecznie czekać? Już Ci się nie podobam prawda? To dlaczego. Jestem za gruba i już mnie nie chcesz? – zaszlochała, wybiegając z pokoju, mocno trzaskając drzwiami. Payne stał tam przez kilka sekund nie wiedząc co zrobić.
- Ale…a…ale…kochanie czekaj! – krzyknął, wybiegając zaraz za nią.
- Ja mu szczerze współczuje – odezwał się Zayn.
- To chyba jest dobry moment, żeby powiedzieć Ci, że jestem w ciąży – zaczęła Perrie.
- Ty jesteś…co?
- Wyluzuj, tylko żartowałam – zaśmiała się.
- Szkoda – wzruszył ramionami.
- Że co?
- Możecie pójdziecie robić dziecko gdzie indziej, chcemy mieć chwilę dla siebie – warknął Harry.
- Jaki wrażliwy – burknęła Edwards, ciągnąc swojego męża za rękę.
- A ty?
- Ja? – zapytała Jesy – Ja mam pokój obok Was i wszystko słyszę przez ścianę, więc macie być cicho, bardzo cicho! – odparła ostro, wychodząc z pokoju.
- No i teraz mogę zrobić to – zaśmiał się Harry, przyciągając Louisa za koszulkę do pocałunku – Kocham Cię Lou.
- Ja Ciebie też szkrabie, ja Ciebie też – uśmiechnął się.
Leigh-Anne obudziła się z potwornym bólem głowy, brzucha oraz klatki piersiowej. Otworzyła oczy i rozejrzała się dookoła. Wstała bardzo wolno, ponieważ ból uniemożliwiał jej gwałtowne ruchy. Wiedziała, że ma złamane żebra. Od takich uderzeń jakie dostała wczoraj nie było innej możliwości. Starając się zwalczyć ból, podeszłą to jakiś drzwi, szarpnęła kilka razy, ale były zamknięte.
- Kurwa – warknęła, wracając na miejsce. Z jednej strony ulżyło jej, że to na nią padło, a nie na kogoś innego, ponieważ to ona – zaraz po Jesy – potrafiła wytrzymać wiele, ale z drugiej strony chciała wrócić do Nialla.
- Patrzcie państwo kto to się obudził – do pomieszczenia wszedł Johnny – Musimy porozmawiać kochanie – uśmiechnął się, podchodząc do Pinnock. Dziewczyna nie odezwała się nawet słowem – Gdzie Jesy trzyma swoją broń? – nie dostał odpowiedzi, za to Leigh oberwała po raz kolejny – Zadałem Ci pytanie – warknął, ale ona znowu nic nie powiedziała, co równało się z kolejnym uderzeniem i kolejnym i następnym – Gdy załatwimy twojego kochasia zaczniesz gadać szmato – krzyknął, uderzając ją po raz ostatni. Leigh spojrzała na niego z pogardą. W jej oczach nie było nawet cienia strachu. Wiedziała, że gdy tylko zobaczy to w jej oczach, będzie gotowy ją zabić. Znała go i bardzo dobrze zdawała sobie sprawę z tego, że Johnny nienawidzi, gdy ktoś nie boi się go.
____________________________________________________
Hej, hej!
Witam po naszej dłuższej nieobecności. Wybaczcie, że tak wyszło, ale i ja i Kuku miałyśmy troszkę problemów osobistych, więc mam nadzieję, że jakoś nam to wybaczycie. Postaramy się pisać już regularnie, ale sami wiecie jak jest, za dwa miesiące koniec roku i tak dalej. Po za tym wynagrodzimy Wam tą nieobecność następnym rozdziałem, w którym będzie się sporo działo.
Mam nadzieję, że ten rozdział Wam się podobał.
Komentujcie miśki <3







Agnes <3

Widzę, że nie mam, co powiedzieć.
Mnie też wypada przeprosić, bo naprawdę długo nas nie było. Życie nie wybiera :)
O tak, nasze plany na najbliższy rozdział to miazga, bójcie się i szykujcie broń jądrową, bo będziecie chciały ukręcić nam łby.
Póki co do napisania i powodzenia gimbuskom, bo wiem, że jutro macie testy, maluszki. Trzymam kciuki! x
Kuku