poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Rozdział 8

Jesy westchnęła, słysząc głośne walenie dochodzące z salonu. Współczuła Niallowi, który póki co pozostawał bez manewru. Miotały nim emocje, jednak nie mógł się zemścić, nie wiedzieli, dokąd zabrali Leigh-Anne.
- Co z nim? – Perrie pojawiła się w kuchni, nakładając na dwa talerze resztki sałatki z wczorajszego wesela. – Nie wierzę, że to stało się w ciągu jednego wieczora. Dlaczego nikt nie zauważył?
- Leigh miała mieć oko na Liama. Był tak zalany, że pewnie nie wiedział, z kim wraca do domu. Cholera, to był zły pomysł.
- Daj spokój, skąd mogłaś wiedzieć. Nie potrafilibyśmy tego przewidzieć – blondynka wzruszyła ramionami. – Cholera, boję się o nią.
- A ja kurwa nie? – Jesy ukryła twarz w dłoniach na kolejny huk dochodzący z salonu.
- Idę sprawdzić, co on…
- Ma piłkę koszykową i odbija ją po wszystkich ścianach.
- Zniszczy ci tynk, Nelson!
- Niech robi co chce – dziewczyna machnęła ręką. – Nie mam serca mu tego zabronić, nawet nie mam serca z nim pogadać.
- To nie twoja wina – Perrie zaakcentowała każde słowo, wpatrując się w oczy przyjaciółki. – Idę zanieść śniadanie mojemu spitemu mężowi. Ale potem coś postanowimy, jasne?
- Jasne – westchnęła Jesy, klepiąc ją po ramieniu.
Perrie ruszyła schodami do góry, mijając salon, ze zmartwieniem spojrzała na Nialla chodzącego w kółko według swojego wyimaginowanego schematu. Wróciła do sypialni gościnnej, uśmiechając się na widok Zayna śpiącego w najlepsze z głową zwisającą z łóżka.
Blondynka pokręciła głową z dezaprobatą, stawiając talerze z jedzeniem na półce przy szafie. Wgramoliła się na łóżko, wciągając Zayna z powrotem tak, żeby nie wypadł. Położyła się na nim, całując delikatnie w policzek.
- Serwis śniadaniowy, czy trafiłam do odpowiedniej sypialni?
- Mamo za moment – wydukał zaspanym głosem Malik, naciągając na głowę kołdrę.
- Niestety, siła wyższa, skarbie – dziewczyna usiadła po turecku, mierzwiąc ciemne kosmyki swojego męża. – Leigh-Anne została porwana.
- Co? – w ciągu minuty Malik stanął na równe nogi, wpatrując się w dziewczynę ze zdziwieniem. – Dobra, jeśli chciałaś mnie obudzić, to ci się…
- Nie kłamię, Zayn. Z taki rzeczy się nie żartuje.
Strapiony chłopak usiadł na krańcu łóżka, wciąż nie dowierzając.
- Ale… Jak to się?
- Miała odwieść wczoraj Liama. Najwyraźniej nie dojechała z nim do domu.
- Liam nie…
- Był bardziej zalany niż ty, panie młody.
- A to dziwne – westchnął, drapiąc się po głowie.
- Co teraz zrobimy?
- Na razie czekamy. Musimy się dowiedzieć, gdzie ją przetrzymują. Jesy obmyśla jakiś plan, widzę to po jej minie.
- Cholera – Zayn przeklął pod nosem. – Ta informacja nie pozwala mi się cieszyć naszym pierwszym porankiem jako państwo Malik.
- Taa – dziewczyna przytaknęła, chwytając dwa talerze. – Ale zostało trochę dobrego jedzenia na pocieszenie.
- Chociaż tyle – Malik wziął jeden kęs, po czym odstawił naczynie z powrotem na blat.
- Hej, co ty… - Perrie nie zdążyła zareagować, jak jej talerz spadł na dywan, a Malik przygwoździł ją do łóżka swoim własnym ciężarem.
- Nie wypada nam choć trochę poświętować?
- W bieżących okolicznościach, mój jakże nadgorliwy mężu, nie sądzę, byśmy…
- Świetnie, czyli wypada!
Perrie zachichotała. – Tylko chwilkę – po czym odwzajemniła pocałunek Malika, wplatając swoje palce w jego włosy. Na jednym z nich widniała przepiękna złota obrączka.

*

- Niall?
Jesy nie wytrzymała napięcia, wkraczając do salonu. Faktycznie z kilku ścian odpadł tynk, a blondyn krążył tym razem bez piłki, paznokciami wdrapując się we własną skórę.
- Niall – Jesy jęknęła, podchodząc i odrywając od siebie jego ręce. – To ci w niczym nie pomoże – podała mu szklankę i małą kapsułkę. – Pomoże ci.
Nawet nie patrząc, odrzucił szklankę, rozlewając wodę po dywanie.
- Niall – powiedziała błagalnie Jesy. Chyba po raz pierwszy nie była w stanie wykrzesać z siebie ani grama złości. Była równie zdruzgotana co chłopak. Blondyn po prostu stał jak słup soli, unikając jej spojrzenia. Jesy pogłaskała go po ramieniu. – Co ja mam z tobą zrobić, myszo?
Horan wzruszył ramionami, wreszcie zareagował na cokolwiek, co do niego mówiono.
- Chodź, może choć trochę ci pomogę – wzięła go pod ramię, jednak wymsknął się jej, wciąż stojąc na środku pokoju. – Niall, zaufaj mi.
Wymienili porozumiewawcze spojrzenia, po czym Niall poczłapał za Jesy do przedpokoju, gdzie Nelson, ku zdziwieniu blondyna, podwinęła dywan, ukazując niewielką skrytkę w podłodze.
- Co do… - zaczął Horan, a wtedy dziewczyna otworzyła przed nim drzwi do piwnicy.
- No wskakuj – uśmiechnęła się, ciesząc się z najdrobniejszej reakcji słownej.
Niall, pełen wątpliwości, kroczył niepewnej jakości schodami, aż jego oczom ukazała się pełna i wyposażona siłownia. Choć nie był do końca przekonany – poza typową bieżnią, magnetofonem i miejscem do treningu, znajdował się tu także prowizoryczny ring oraz, co najciekawsze, profesjonalna strzelnica.
- Ale… Jak…
- Lubię mieć swoje zabawki na swoim miejscu – puściła mu oczko ruszając w kierunku obiektu, który najbardziej zaintrygował Irlandczyka.
- Czy to…
- Tak, to strzelnica – chyba nie dane mu było dokończyć dzisiaj jakiegokolwiek zdania. – Chcę, żebyś z niej skorzystał, to pozwoli ci rozładować emocje.
Po krótkim instruktarzu jak korzystać z najłatwiejszego typu sprzętem, wiatrówki, Niall dostał szansę, by wykorzystać nowo nabyte informacje.
- Bardziej w lewo, dobra, okej, teraz – Jesy poinstruowała blondyna, który wystrzelił trafiając prosto w czoło prowizorycznego modelu człowieka na drugim końcu pomieszczenia. – To na pewno twój pierwszy raz? – spojrzała na niego spode łba, oceniając celność wystrzału. – Fenomenalnie. Nawet mnie tak dobrze nie poszło na pierwszych treningach. A podkreślę, że byłam najlepsza z dziewczyn - była z siebie dumna. – I co? Ulżyło?
Niall przytaknął energicznie. – Jeszcze raz.
Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem. Chyba znalazła złoty środek na strapienie Nialla i zajęcie czymś rąk.
Po pół godziny prób, zarówno Nialla jak i Jesy, dziewczyna postanowiła zrobić małą przerwę.
- Masz ochotę na kanapkę? Nic dzisiaj nie jadłeś.
- Nie, ja tutaj zostanę, ale ty idź.
- Niall, musisz być silny, żeby…
- Chcę go zabić.
Nelson spojrzała na niego wcale nieporuszona. Spodziewała się tych słów prędzej czy później. No może nie tak pewnie wypowiedzianych, jednak wiedziała.
- Niall, ja wiem…
- Wyszkol mnie – tym razem zmarszczyła brwi. – Wiem, że potrafisz. Daj mi kilka lekcji. I zabierz mnie ze sobą. Nie pozwolę im na to. Rozumiesz? Muszę się odpłacić, muszę odbić Leigh-Anne.
Na ostatnich słowach załamał mu się głos, a wtedy Jesy nie mogła się powstrzymać. Przytuliła Nialla, który z ufnością wtulił się w jej bok. Była od niego kilka centymetrów wyższa.
- Co tu się wyprawia? – Zayn uniósł brwi, sceptycznie przyglądając się całej scenie.
- Wow – Louis z resztkami śniadania w buzi, rozejrzał się dookoła. – Ładna piwnica, Nelson.
- Dzięki, Tomlinson – dziewczyna uśmiechnęła się, kręcąc głową z dezaprobatą.
- Co tu się wyprawia? – Harry ponowił pytanie Malika, zaglądając do nich z góry. – Co to za dziura w podłodze, mogłem zginąć.
- Jesy trenuje mnie do odbicia Leigh-Anne.
Wszyscy jak jeden rzucili Nelson dziwne spojrzenie.
- Wcale się na to nie zgodziłam. Jeszcze – powiedziała cicho. – Ale prawdopodobnie się zgodzę – dodała już pewniej, przyprawiając Nialla o lekki uśmiech.
- Okej, piszę się na to – Malik wytarł ręce w dresy, biorąc z półki najnowszy rodzaj broni.
- Co to, to nie panie Malik – Nelson wyrwała mu kaliber, zastępując drugą wiatrówką. – Muszę zobaczyć, na co cię stać – mruknęła, puszczając mu oczko.
Zayn entuzjastycznie dołączył do Nialla, który pokazał mu kilka swoich opanowanych trików z dzisiejszej lekcji z Jesy.
- A wy? – zmierzyła wzrokiem Larry’ego uśmiechającego się do siebie. Byli tak słodcy, że aż przesadnie słodcy.
- Pokaż mi co i jak, przyjaciółko – Louis uśmiechnął się zawadiacko.
- Z przyjemnością, przyjacielu!

*

- Liam?
Payne otworzył oczy. Ogromny ból głowy i promienie wpadające do pokoju osłabiały jego zmysły.
- Liam?
Chłopak podniósł się, słysząc markotny głos Jade.
- O boże, szkrabie – Payne, pomimo kaca, szybko zareagował, przytulając zapłakaną dziewczynę. – Co się dzieje?
- Leigh-Anne… Leigh, moja Leigh jest gdzieś… Porwana i nie ma jej i… - Jade znowu zaniosła się szlochem.
- Ale jak to?
Pomimo pociągania nosem Thrilwall zdołała opowiedzieć Liamowi, co się wydarzyło z samego rana. Liam był zszokowany.
- Jak mogłem nie zauważyć, ale.. Ale ona mnie tu przywiozła, była ze mną w domu. Przyprowadziła mnie do sypialni.
- Możesz być tego stuprocentowo pewien?
- Tak – przytaknął momentalnie. – To znaczy… Byłem pijany, ale wiem, że sam bym tutaj nie doszedł, a Leigh była dla mnie miła. Rzuciła mnie na łóżko i zdjęła mi buty i… Wróciła do ogródka, gdzie rzuciłem swoją marynarkę w krzaki – klepnął się w czoło. – Tak mi mówiła.
Chłopak szybko podniósł się z łózka, wyglądając przez okno.
- Wciąż w nich leży – zauważył cicho, dostrzegając skrawek czarnego materiału niedaleko furtki. – Cholera!
- Liam, to nie twoja wina.
- Ale gdyby nie wracała…
- To wtedy włamaliby się do domu! Dojechaliście pierwsi i byliście tu sami.
- Mogłem nie pić, może wtedy…
- Nie wiesz, co by było gdyby Liam, nikt tego nie wie! – krzyknęła zapłakana.
Payne przetarł twarz dłońmi.
- Okej, może masz rację – westchnął, całując ją w czoło. – Ale nie płacz już, proszę. Jesy coś wymyśli, a ty nie powinnaś się denerwować.
- Ale jak mam się nie denerwować, kiedy…
- Jadey – Liam spojrzał na nią słodko, składając jeszcze jeden pocałunek na czubku nosa. Pogłaskał ją po głowie, uśmiechając się pokrzepiająco. – Proszę.
- Dobrze – dziewczyna przetarła zaczerwienione oczy, rozmazując resztki weselnego makijażu. – Wyglądam potwornie – skwitowała swoje oblicze w pobliskim lustrze wiszącym nad kozetką.
- Dla mnie jesteś najpiękniejsza – uśmiechnął się Liam. – I najmądrzejsza.
- A zrobisz mi kanapkę?
- Oczywiście – chłopak zachichotał, kierując się na dół. – Dla was wszystko – puścił do niej oczko, wychodząc na korytarz.
Głośny odgłos wystrzału przeraził go, kiedy otwierał lodówkę. Z powątpiewaniem spojrzał w stronę źródła dźwięku. Jak wcześniej mógł nie zauważyć ogromnej dziury w podłodze holu?
Zaintrygowany zajrzał do środka, a jego oczom ukazali się przyjaciele ustawieni w kolejce do strzelnicy. Poza Harrym, który szedł po bieżni, dopingując Louisa i jedząc chipsy. Niezła ironia.
- Co tu się…
- Oho, mamy ostatniego! – zawołała Perrie, podając mu wiatrówkę. – Myśleliśmy, że nigdy nie wstaniecie. Jak Jade? Była przybita, gdy powiedziałam jej o Leigh.
- Co tu się wyprawia?! – sapnął Liam z kanapką w jednej, a wiatrówką w drugiej dłoni.
Nelson wyjaśniła mu plan nauki chłopców jakichś metod samoobrony. Liam zmarszczył brwi, jednak zgodził się zaangażować. Niestety, zapomniał o bardzo istotnej rzeczy.
- Liamie Jamesie pieprzony Paynie – w drzwiach pojawiła się Thrilwall. – Dlaczego do cholery mierzysz do mnie z wiatrówki i gdzie jest moja kanapka?! – krzyknęła przykuwając uwagę wszystkich w pokoju.
- Jade, skarbie, ja tylko…
- Odbijamy Leigh-Anne – rzuciła szybko Perrie, by obronić chłopaka. – I trenujemy chłopaków, żeby nie byli do końca bezbronni.
- Liam nie będzie do nikogo strzelał.
- Ale…
- Postanowione. A teraz… Harry, zostaw moją kanapkę z ogórkiem i dżemem!
- Z czym? – Styles zmierzył zawartość spożywanego właśnie produktu. – Ej, to jest niezłe.
- Co nie? – Jade przytaknęła ochoczo, jednak wyrwała mu jedzenie z rąk. – Moje.
- Przepraszam Jade – Liam zmarkotniał, oddając wiatrówkę Jesy. – Ja tylko chciałem potrafić cię obronić w razie potrzeby.
- Głupku, umiem sama o siebie zadbać – pokręciła głową. – Ci dzisiejsi mężczyźni – jęknęła. – Wracasz na górę, w trybie natychmiastowym!
Chłopak wrócił do sypialni, podczas gdy Thrilwall usiadła na ziemi, jedząc swoją kanapkę i przypatrując się reszcie.
- No co się tak gapicie? – wzruszyła ramionami. – To, że Liam nie może , nie znaczy, że nie mogę postawić zakładu. Dwie dychy, że Louis chybi, a Jesy skopie mu dupę!
Harry ochoczo przyjął wyzwanie.
Spędzili tak resztę dnia, starając się opanować taktykę, jednocześnie szkoląc chłopaków i nie tracąc dobrej zabawy. Poza Niallem, który do końca wieczoru nie uśmiechnął się ani razu.

- Harry? Śpisz już? – zapytał Louis, siadając na łóżku.
- Nie, jeszcze nie – szepnął, nie odwracając się.
- Co się dzieje?
- Nic.
- Harry! – powiedział ostro – Wiesz dobrze, że mnie nie okłamiesz.
- Pewnie zabrzmię jak przewrażliwiony idiota, ale po prostu się martwię – odparł, odwracając się do Louisa.
- To normalne, każdy z nas się martwi. Leigh to nasza przyjaciółka i przecież...
- Nie o to mi chodzi. To znaczy o to też, ale pamiętasz co działa się ponad rok temu?
- Harry – szepnął Tomlinson, rozumiejąc o co chodzi jego chłopakowi – Chodź tu do mnie – położył się, przytulając go. Styles szybko wtulił się w niego.
- Wiem, że tamto było na niby, ale teraz walka na serio i boję się, że coś Ci się stanie. Nie chce tego. Po prostu wiem, że nie przeżył bym tego. Gdyby Cię zabrakło nie poradziłbym sobie – szepnął, przytulając go mocniej.
- Harry, nic mi się nie stanie. Jesy wie co robi i uwierz mi, że po jej szkoleniu będziemy potrafić więcej niż ten chuj. Przecież ona nie weźmie nas ze sobą jeśli nie będziemy umieć wszystkiego. Może i zgrywa taką wredną i chamską, ale ona taka nie jest. Martwi się jak wszyscy inni. Po za tym wiesz – zaśmiał się nerwowo – wyjdziesz za mnie? Nelson wie co robi, proszę uwierz mi, to wszystko wyjdzie dobrze. Nie ma innych opc…
- Co ty powiedziałeś? – wydusił Harry
- No, że nie ma innych opcji, żeby się nie udało – powiedział szybko, uśmiechając się nerwowo.
- Wcześniej?
- Że wszystko będzie dobrze.
- Jeszcze wcześniej!
- Wyjdziesz za mnie? – odparł niepewnie.
- Ty tak na serio? – zapytał od razu.
- No tak, kocham Cię i chce…
- Tak – pisnął.
- Ale co tak? – zdziwił się Louis.
- Tak, wyjdę za Ciebie – krzyknął, całując go mocno. Tomlinson uśmiechnął się tylko, gdy odsunęli się od siebie, wyjął z kieszeni pierścionek i założył go Harry’emu. Chciał go pocałować, ale wtedy drzwi od ich pokoju otworzyły się, a w środku znaleźli się ich przyjaciele na czele z Jesy, która trzymałą broń.
- A Wam co? – zapytał Louis, śmiejąc się.
- Słyszeliśmy jakieś krzy...
- Co Harry ma na… - zaczął Niall, ale przerwała mu Jade
- O mój boże czy Wy się…aaaaaa Louis i Harry się zaręczyli – krzyknęła, przytulając ich obu mocno.
- Cholera Jade, skąd w tobie tyle siły – jęknął Styles, gdy dziewczyna odsunęła się od niego.
- Lata praktyki kochanie, lata praktyki – powiedziała dumnie. Nie minęła chwila, a wszyscy zaczęli im gratulować, nawet Niall się kilka razy uśmiechnął.
- Czekajcie, czekajcie – zaczęła Thirlwall – Perrie i Zayn są po ślubie, Louis i Harry są zaręczeni, a ty co Liam? Ja mam wiecznie czekać? Już Ci się nie podobam prawda? To dlaczego. Jestem za gruba i już mnie nie chcesz? – zaszlochała, wybiegając z pokoju, mocno trzaskając drzwiami. Payne stał tam przez kilka sekund nie wiedząc co zrobić.
- Ale…a…ale…kochanie czekaj! – krzyknął, wybiegając zaraz za nią.
- Ja mu szczerze współczuje – odezwał się Zayn.
- To chyba jest dobry moment, żeby powiedzieć Ci, że jestem w ciąży – zaczęła Perrie.
- Ty jesteś…co?
- Wyluzuj, tylko żartowałam – zaśmiała się.
- Szkoda – wzruszył ramionami.
- Że co?
- Możecie pójdziecie robić dziecko gdzie indziej, chcemy mieć chwilę dla siebie – warknął Harry.
- Jaki wrażliwy – burknęła Edwards, ciągnąc swojego męża za rękę.
- A ty?
- Ja? – zapytała Jesy – Ja mam pokój obok Was i wszystko słyszę przez ścianę, więc macie być cicho, bardzo cicho! – odparła ostro, wychodząc z pokoju.
- No i teraz mogę zrobić to – zaśmiał się Harry, przyciągając Louisa za koszulkę do pocałunku – Kocham Cię Lou.
- Ja Ciebie też szkrabie, ja Ciebie też – uśmiechnął się.
Leigh-Anne obudziła się z potwornym bólem głowy, brzucha oraz klatki piersiowej. Otworzyła oczy i rozejrzała się dookoła. Wstała bardzo wolno, ponieważ ból uniemożliwiał jej gwałtowne ruchy. Wiedziała, że ma złamane żebra. Od takich uderzeń jakie dostała wczoraj nie było innej możliwości. Starając się zwalczyć ból, podeszłą to jakiś drzwi, szarpnęła kilka razy, ale były zamknięte.
- Kurwa – warknęła, wracając na miejsce. Z jednej strony ulżyło jej, że to na nią padło, a nie na kogoś innego, ponieważ to ona – zaraz po Jesy – potrafiła wytrzymać wiele, ale z drugiej strony chciała wrócić do Nialla.
- Patrzcie państwo kto to się obudził – do pomieszczenia wszedł Johnny – Musimy porozmawiać kochanie – uśmiechnął się, podchodząc do Pinnock. Dziewczyna nie odezwała się nawet słowem – Gdzie Jesy trzyma swoją broń? – nie dostał odpowiedzi, za to Leigh oberwała po raz kolejny – Zadałem Ci pytanie – warknął, ale ona znowu nic nie powiedziała, co równało się z kolejnym uderzeniem i kolejnym i następnym – Gdy załatwimy twojego kochasia zaczniesz gadać szmato – krzyknął, uderzając ją po raz ostatni. Leigh spojrzała na niego z pogardą. W jej oczach nie było nawet cienia strachu. Wiedziała, że gdy tylko zobaczy to w jej oczach, będzie gotowy ją zabić. Znała go i bardzo dobrze zdawała sobie sprawę z tego, że Johnny nienawidzi, gdy ktoś nie boi się go.
____________________________________________________
Hej, hej!
Witam po naszej dłuższej nieobecności. Wybaczcie, że tak wyszło, ale i ja i Kuku miałyśmy troszkę problemów osobistych, więc mam nadzieję, że jakoś nam to wybaczycie. Postaramy się pisać już regularnie, ale sami wiecie jak jest, za dwa miesiące koniec roku i tak dalej. Po za tym wynagrodzimy Wam tą nieobecność następnym rozdziałem, w którym będzie się sporo działo.
Mam nadzieję, że ten rozdział Wam się podobał.
Komentujcie miśki <3







Agnes <3

Widzę, że nie mam, co powiedzieć.
Mnie też wypada przeprosić, bo naprawdę długo nas nie było. Życie nie wybiera :)
O tak, nasze plany na najbliższy rozdział to miazga, bójcie się i szykujcie broń jądrową, bo będziecie chciały ukręcić nam łby.
Póki co do napisania i powodzenia gimbuskom, bo wiem, że jutro macie testy, maluszki. Trzymam kciuki! x
Kuku 

3 komentarze:

  1. Świetny!! Troche nie podoba mi się to że Liam nie może trenować. Państwo Malik są cudowni!! <3 <3<3<3<3<3

    OdpowiedzUsuń
  2. świetny czekam na nexta >>
    i nie dziękuje za ''powodzenia gimbuskom, bo wiem, że jutro macie testy''
    <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział i dzięki :D

    OdpowiedzUsuń