piątek, 25 lipca 2014

Rozdział 14

- Długa historia? – Jesy przejechała dłonią po włosach. Zrobiła kilka kółek w okół własnej osi. – Okej, długa historia… Tylko spokojnie, długa historia.
 - Jesy, naprawdę, powiedziałbym ci wcześniej tylko…
- Nie no ja ci zaraz urwę łeb i dopiero wtedy będziesz kurwa martwy! – Nelson przerwała Louisowi, który zrobił kilka kroków w tył, jednak Liam i Zayn szybko zareagowali trzymając Jesy.
- Ty pierdolony kretynie, no nie ręczę za siebie!
Wszyscy byli wpatrzeni w Louisa jak w obrazek Matki Boskiej w kościele. Chłopak wyglądał paskudnie. Miał małe rozcięcie nad łukiem brwiowym, kilka zadrapań i siniaków, poza tym lekko słaniał się na nogach, ale poza tym wydawało się, że nic mu nie jest.
- Jesy, to nie takie proste…
- Nie proste – Nelson wyrwała się z uścisku chłopaków, którzy wylądowali na podłodze, ku cichemu parsknięciu Nialla. – Kurwa Louis – Jesy podeszła do niego, chwytając poły jego swetra. – Kurwa no – ku zdziwieniu wszystkich zmiażdżyła Tomlinsona w uścisku, a chłopak równie zdziwiony odwzajemnił to z lekkim uśmiechem.
- Przepraszam – wzruszył ramionami, kiedy Jesy odsunęła się od niego. – Ja musiałem, bo inaczej… - spojrzał na Harry’ego, który jako jedyny nie poruszył się ani o milimetr, odkąd tylko ujrzał Louisa. – Harry…
Wszyscy spojrzeli na Stylesa, który nie spuszczał oczu z Louisa zupełnie jakby pilnował go wzrokiem.
- Harry, przepraszam, ale… Harry!
Louis podszedł do Stylesa, ten jednak uniósł ręce do góry i minął go, bez słowa udając się na górę.
- Harry…
- O nie – Jade zatorowała Tomlinsonowi drogę, zakładając ręce na piersi. – Nie pójdziesz za nim, póki wszystkiego nam nie wyjaśnisz.
- Ale…
- Nie denerwuj mnie!
- Nie denerwuj jej – syknął Liam, a Louis tylko wywrócił oczami.
- Widzę, że nic się nie zmieniło i wciąż jesteś pantoflarzem.
- Ktoś musi – Zayn wzruszył ramionami, uśmiechając się do Louisa, który odwzajemnił jego gest. Partners in crime forever and always – pomyślał.
- A więc? – Leigh rozsiadła się wygodnie, patrząc na chłopaka spod uniesionych brwi. – Umieram z ciekawości, co skłoniło cię, by znowu dać Harry’emu myśleć, że nie żyjesz.
- Leigh – Niall pisnął cicho. – Masz absolutną rację! – dodał po chwili pełnym sztucznego uznania głosem. – Lepiej mów albo ja nie zachowam się jak Jesy.
Nelson pokazała mu środkowy palec, nawet nie kłopocząc się spoglądaniem w jego kierunku. Bała się, że jeśli się odwróci, Louis zniknie.
- Ja musiałem, bo… Johnny zagroził, że zrobi coś Harry’emu i… Cholera musiałem.
- Oh.
- No więc sami widzicie, nie miałem wyboru, nie wahałem się.
- To najgłupsza rzecz, o jakiej słyszałam! Obronilibyśmy Harry’ego!
- Nie, Jesy, nie obronilibyśmy – Perrie pierwszy raz zabrała głos. – Johnny to Johnny, zrobiłby wszystko, by dorwać Harry’ego, a potem nawet…
- Powiedział, że zatorturuje go na amen – przerwał jej Louis. – Skonsultowałem się z Perrie i…
- Co?! – Zayn i Jesy wstali ze swoich miejsc obrzucając obojga wrogim spojrzeniem.
- Ja chyba kurwa śnię – warknęła Jesy.
- Jeśli ja śnię razem z tobą to podwójnie okropny sen – wtórował jej Malik.
- Perrie była akurat pod ręką i…
- Perrie?! Czemu nie ruszyłeś nieba i ziemi by znaleźć mnie!?
- Jesy, przecież…
- To ja jestem twoją pieprzoną przyjaciółką!
- Hej – Perrie jęknęła oburzona. – A ja?
- Ty w tej chwili się nie liczysz, nawet się do mnie nie odzywaj! – prychnęła. – Tomlinson, jesteś tu 5 minut, a ja już mam ochotę znowu cię zabić! Po raz drugi, odkąd tu wszedłeś!
- Pomóc?
- Nie lubię cię Zayn, ale z wielką przyjemnością – uśmiechnęli się do siebie sztucznie, zaciskając pięści.
- Bądźmy szczerzy, Jesy, zgodziłabyś się?
- Oczywiście, że nie! To najgłupsza rzecz, jaką kiedykolwiek zrobiłeś!
 - No właśnie – Louis wruszył ramionami.  – Dlatego o niczym ci nie powiedziałem. Potrzebowałem neutralnej osoby, która zataiła by ten fakt przed innymi.
- I teraz nagle objawiasz się tu jak Jezus z Nazaretu? Czegoś nie kapuję – wtrącił się Niall.
- Właśnie – przytaknęła Jade. – Jeśli miałeś siedzieć cicho, a teraz tu jesteś to oznacza tylko, że…
- Że zwiałeś –skończył za nią Liam. – Zwiałeś i mamy przejebane, prawda?
- Od kiedy używasz takich słow? – prychnął Louis. – Ale w sumie to właśnie powiedziałeś najważniejszą rzecz. Mamy grubo przesrane.
- Trzymajcie mnie, bo nie wytrzymam…
- Próbowaliśmy, podziękujemy za kolejne twarde lądowanie – rzucił Malik, odchodząc na bezpieczną odległość od Nelson. – A teraz ty mnie posłuchaj – skierował się do Perrie. – Bo chyba mamy inne wizje szczerości małżeńskiej.
- No chyba sobie ze mnie żartujesz.
- O nie – Horan wywrócił oczami.
- Jak mogłaś mi nie powiedzieć?!
- Zayn – oburzyła się blondynka. – To nie jest szczęśliwa nowina, którą opowiada się całemu światu?! Nie rozumiesz?!
- Nie, nie rozumiem i nie chcę zrozumieć – pokręcił głową, wychodząc z pokoju – Śpisz dzis na kanapie.
- Zayn! Kurwa… Zayn! – Edwards ruszyła za nim, opuszczając salon. Po drodze minęła się z zapłakanym Harrym, który wpadł do środka, wzrokiem szukając Louisa.
- Hazz… - Styles uwiesił się na Louisie i płakał cicho w wystarczająco mokry już rękaw jego swetra.  –Hazz – Tomlinson odwzajemnił uścisk.  –Ciii, wszystko będzie w porządku, proszę, wyjaśnię ci…
- Myślałem, że… Że…
- Myślał, że nie żyjesz i był wrakiem człowieka, jeśli nie czujesz wyrzutów sumienia, równie dobrze możesz wyjść stąd tu i teraz – rzuciła Jesy, wychodząc i dając im trochę prywatności. To samo zrobiła reszta. Nawet jeśli plan wymagał szybkiej realizacji, Louis i Harry potrzebowali wyjaśnić sobie kilka spraw.
- Hazz? – zaczął cicho Louis – Przepraszam, ja nie wiem, bo, ja przepraszam – szepnął, przytulając go mocno – Musiałem udawać, nie mogłem ryzykować, że ten chuj zabierze mi Ciebie, po prostu nie mogłem. Nie dałbym rady żyć z myślą, że ty zginąłeś, bo ja bałem się oddać swoje życie w zamian za twoje, rozumiesz? Nawet jeśli tyle wycierpiałeś to postąpiłbym tak drugi raz. Nie mogłem inaczej. Proszę zrozum mnie. Pamiętasz co Ci kiedyś powiedziałem? – zapytał, a Styles spojrzał na niego szklanymi oczami – Powiedziałem, że oddałbym swoje życie za twoje bez względu na wszystko. Uciekłem mu, bo zdałem sobie sprawę z tego, że nie mogę się jednak poddać i tak po prostu tam zostać. Upozorowałem własną śmierć tylko po to, abyś był bezpieczny. Dopiero potem zdałem sobie sprawę, że muszę być tutaj, żebyś był bezpieczny. Mimo tego, nadal nie żałuje swojej decyzji, bo gdybym to nie ja wtedy został, byłbyś to ty, ale z tą różnicą, że ty na sto procent był byś martwy. Tego nie wybaczyłbym sobie nigdy, rozumiesz – zakończył swoją wypowiedź, czekając na reakcję Harry’ego. Styles stał tam kilka sekund bez ruchu tak jakby myślał nad słowami Louisa.
- Ja…nigdy więcej nie rób czegoś takiego, nigdy – zapłakał, znowu wtulając się w Louisa. Nie obchodziło go to, że chłopak był mokry. Chciał mieć go blisko siebie.
- Przepraszam Hazz, tak bardzo przepraszam – szepnął Tomlinson, głaszcząc plecy młodszego chłopaka. Gdy Styles przytulił mocniej swojego narzeczonego, ten jęknął cicho.
- O mój boże, przepraszam – Harry odskoczył od niego z prędkością światła – Nic Ci się nie stało? – zapytał cicho, oglądając twarz Louisa.
- Jest okej, naprawdę – uśmiechnął się leciutko.
- Chodźmy na górę. Postaram się coś z tym zrobić – odparł Harry głosem nieznoszącym sprzeciwu. Wziął Louisa za rękę. Trzymał go blisko siebie jakby bał się, że chłopak za chwilę zniknie i już nigdy nie wróci. W ciszy udali się do łazienki, gdzie były wszystkie rzeczy potrzebne do zrobienia opatrunków.
- Poczekaj chwilę – powiedział cicho Styles, zbierając wszystkie potrzebne rzeczy. Po minucie zabrał się za opatrywanie ran Louisa. Każda rana, siniak lub rozcięcie zostało po opatrzeniu pocałowane przez Harry’ego. Louis stał tam tylko nic nie mówiąc.
- Gotowe – uśmiechnął się lekko Harry, gdy jego praca została skończona. Następnie wziął znowu rękę swojego narzeczonego, po czym udał się do sypialni. Wyjął mu jakieś czyste ubrania – Proszę – dodał, podając mu je. Tomlinson szybko je założył. Nie wiedział czy podejść do Harry’ego czy lepiej zostać w miejscu, w którym stał. Na szczęście Styles wykonał pierwszy ruch całując Louisa delikatnie, tak jakby bał się, że zrobi mu krzywdę. Tomlinson przyciągnął go do siebie, wplatając swoje palce w miękkie loki Harry’ego. Stali tak przez chwilę całując się jakby to był ich pierwszy pocałunek. Był delikatny, spokojny i zawierał wszystkie uczucia, które towarzyszyły im w ciągu ostatnich dni. Poświęcenie, ból, smutek, rozpacz, strach i co najważniejsze miłość, którą darzyli siebie nawzajem. Oderwali się od siebie dopiero, gdy zabrakło im powietrza. Stali tam, uśmiechając się do siebie jak pieprzone zakochane nastolatki, ale to, że wyglądają głupio ich nie obchodziło. W tej chwili liczyli się tylko oni. Tym razem to Louis wykonał pierwszy krok i to on pocałował Harry’ego. Po kilku kolejnych minutach ich pocałunku stały się coraz bardziej zachłanne i niedbałe. I wszystko było by idealnie, gdyby nie…
- Wiem, że pieprzycie się jak dwa króliki, więc raz i dwa na dół. Będziecie mieć na to czas potem – krzyknęła z dołu Jade – Mamy treningi do zrobienia – dodała po chwili.
- No kurwa – wrzasnął Styles, na co z dołu dobiegły głośne śmiechy – W chuj śmieszne – warknął. Louis zachichotał tylko, całując go jeszcze raz. Po za czym objął Harry’ego w pasie. Obaj zeszli jak najszybciej na dół.
- Chyba nie było ostro, skoro tak szybko się ubrali – zaśmiał się Niall, a wszyscy znowu wybuchli śmiechem. Louis wrócił i wszystko wróciło na swoje miejsce. Znowu byli tą małą rodziną, która mogła zrobić dla siebie wszystko. Jesy miała nadzieję, że uda jej się obronić wszystkich przed Johnny’m, chodźmy za cenę własnego życia.
- Cześć, wiem gdzie jest…co kurwa?! – w domu pojawiła się Selena w towarzystwie Ariany.
- Ale ty? Co ty tu? Alee….że jak kurwa?! – dodała Grande.
- Nie ma nas jebany dzień i tu kurwa takie rzeczy się dzieją, ale czekaj…
- To ty jesteś tym więźniem, który spierdolił Johnny’emu? – wrzasnęła Ariana – Mamy przejebane. On jest wściekły. Zrobi wszystko, żeby nas zabić. Wszystkich, co do jednego.
- Więc lepiej dla nas, jeśli nasz plan będzie bezbłędny. – wtrąciła Gomez.
- Po za tym nadal jest wściekły za śmierć Justina. Jaki był to był, ale to jeden z jego najlepszych ludzi i zginął z twojej ręki. Nie wiem skąd, ale on to wie. Dlatego chciał Ciebie, a nie kogoś innego.
- Dowiedziałyśmy się też, że poluje na lokatego, więc trzeba go pilnować. Chce zabrać Louisowi to co  najcenniejsze. Justin był dla niego jak syn, krzyczał na niego i dawał trudne zadania, ale zawsze był ktoś w pobliżu kto miał mu pomóc w razie niepowodzenia.
- No i właśnie dlatego chce zemsty. Justin był jedyną osobą którą on w jakiś sposób pokochał. Patrycję też było mu ciężko odpuścić, więc radzę Ci uważać Liam i na siebie i na Jade, a najbardziej na dziecko. Wątpię, że będzie chciał was zabić. Wy jako jedyni macie szansę na przeżycie, ale za cenę życia dziecko. Jeśli nasz plan nie będzie wystarczająco dobry może także zabić jednego z was, żeby to drugie żyło z tą świadomością – zakończyła Ariana.
- A i jeszcze jedno! Johnny jest bliżej niż nam wszystkim się wydawało. Niektórzy z waszych sąsiadów to jebani szpiedzy tego chuja. Przez okna łatwo wszystko zobaczyć. Dlatego teraz musimy grać jakbyśmy nic o tym nie wiedzieli. Po prostu ktoś musi być w pokoju, ktoś w salonie i tak dalej. Rozumiecie? – zapytała Selena, a wszyscy pokiwali twierdząco głowami – Dobrze. Jeśli Jade ma trenować musi to robić pojedynczo. Schodów i piwnicy nie widać z żadnego okna, więc to jedyny plus. Sypialnia Zayna i Perrie także nie jest widoczna, więc jeśli mamy rozmawiać to tylko tam i tylko w nocy. Tak jakbyśmy mieli iść spać czy coś.
- W dwadzieścia cztery godziny dowiedziałyście się więcej niż my przez taki czas. Jak to się stało?- jęknęła Jesy.
- Dobrze wiesz, że każdy ma coś w czym jest dobry. Po za tym teraz niech ktoś idzie do salonu, ktoś inny pokręci się po kuchni i studiu, a reszta na górę.
Jak Selena powiedziała tak wszyscy zrobili. Liam i Jade poszli do salonu w celu obejrzenia najkrótszego filmu jaki mieli. Zayn i Niall siedzieli w kuchni niby to pijąc piwo i oglądając mecz na laptopie. Louis siedział w studiu z notesem. Ciężko było przekonać Harry’ego, żeby puścił go chociaż na chwilę. Dopiero po piętnastu minutach kłótni dziewczyny zdołały odciągnąć Styles’a na górę. Gdy minęła godzina Zayn i Niall poszli na górę. Piętnaście minut po nich Liam i Jade także udali się do pokoju Zerrie. Harry zaczął panikować, ponieważ Louis został sam na dole, a gdy wrócił pół godziny później Styles od razu się na niego rzucił. Louis uśmiechnął się lekko, przyciągając go do siebie. Cher, Araiana i Selena tylko uśmiechnęły się do siebie. Związek jaki mają Louis i Harry nie zdarza się często. Dlatego gdy ich widziały nie potrafiły powstrzymać uśmiechu.
- Okej, skoro Larry znowu jest razem możemy wrócić do pracy? – zaczął Zayn, który już chyba nie był zły na Perrie, ponieważ dziewczyna siedziała na jego kolanach lekko przysypiając.
- Pezz? – zaczęła Jade – Ja nie chce nic mówić, ale ja jestem w ciąży, jestem zmęczona i nie zasypiam, więc ty też się postaraj co? – zaśmiała się.
- Dobra kurwa, zaczynacie mnie wkurwiać – burknęła Jesy – Musimy w końcu coś ustalić.
- Wydaje mi się, że dzisiaj tego nie zrobimy, bo Perrie i Jade już śpią – powiedział Liam, wskazując na Edwards i Thirlwall – Po za tym wątpię, żeby Louis był wyspany – dodał, gdy Tomlinson, przytulił mocno Harry’ego, chowając twarz w zagłębieniu jego szyi.
- Jutro punktualnie ósma w tym jebanym pokoju, inaczej zabije – warknęła, wychodząc. Cher, Danielle, Demi, Ariana i Selena także wyszły, udając się do pokoi, które przydzieliła im Nelson. Harry zabrał ledwo przytomnego Louisa to ich sypialni. Ledwo zamknął drzwi, a Tomlinson zaatakował jego usta zachłannymi pocałunkami.
- Widzę, że ktoś tu oszukiwał – zaśmiał się Harry, przyciągając go do siebie.
- Można powiedzieć, że dogadałem się z Perrie i Jade i coś mi się wydaje, że inni nie zasną dzisiaj w nocy – mówił między pocałunkami, na co Harry zaśmiał się, ale już po chwili oddawał każdy pocałunek Louisa z taką samą namiętnością. Po kilku minutach Louis pozbył się koszulki swojego narzeczonego. Harry uśmiechnął się tylko, po czym zrobił to samo z ubraniem Tomlinsona. Obaj chcieli mieć siebie blisko. Te kilka dni należała do najgorszych dni w ich życiu. Harry miał świadomość, że już nigdy nie zobaczy Louisa. Za to Tomlinson miał poczucie winy, że zranił Harry’ego tak bardzo.
- Kocham Cię Lou – wyszeptał Harry, odrywając się na chwilę do Louisa.
- Kocham Cię – odparł Tomlinson, wracając do tego co zaczęli wcześniej.
______________________________________________________________
Tutaj znowu Agnes x
Nawet nie wiecie jak mi jest dziwnie siedzieć tak bez Kukułki na Skype i dodawać rozdział haha. Ale mała, wredna gadzina siedzi nadal w UK (nie zabrała nas ze wszystkich sobą za co trzeba ją udusić haha) Mam nadzieję, że ten rozdział się Wam spodoba. Dużo informacji się w nim pojawia, które troszkę wyjaśniają postępowanie Johnny'ego. Przygotujcie się na sporą dawkę emocji, bo już niedługo ruszamy z akcją. Mam nadzieję, że nas nie zabijecie za nią haha
Komentujcie kochani! x

Mam tutaj coś dla Was :)

poniedziałek, 14 lipca 2014

Rozdział 13

Jade wstała o ósmej, ponieważ była głodna. Zdziwiła się gdy obok niej nie było Liama. Lekko zdezorientowana zsunęła się z łóżka i udała się na dół. Chciała wejść do kuchni, ale wtedy usłyszała szepty z piwnicy Jesy. Jak najciszej podeszła do otworu w podłodze. Kucnęła, aby słyszeć co mówią inni.
- Nie ma kurwa takiej opcji, to nie może być on – do jej uszu dobiegł głos Harry’ego.
- Jest opcja, że to Johnny, ale on nie wie o zaręczynach – warknęła Cher.
- A skąd to niby wiemy? – wtrąciła się Danielle. A Jade mało nie wpadła na dół. Co ta suka robi w moim mieszkaniu pomyślała – Nie chce wpaść w jego zasadzkę.
- Ja też nie. Nie będę ratować amatorów – fuknęła Demi, a Thirlwall mogła sobie wyobrazić jej spojrzenia na Leigh-Anne.
- Zaczynasz mnie wkurwiać dziewczyno – warknął Niall – Jestem z Leigh-Anne i nie pozwolę Ci tak o niej mówić, więc lepiej skończ, albo...
- Albo co?
- Albo stracisz zęby i nie będę patrzył kurwa na to, że jesteś dziewczyną – burknął. Jade szybko schowała się za ścianą, gdy usłyszała czyjeś kroki. Chwilę potem zobaczyła wściekłego Nialla wychodzącego ze środka i zaraz potem Pinnock biegnącą za nim. Gdy upewniła się, że nikogo nie ma, wróciła do wcześniejszej pozycji.
- Okej, zaczynacie mnie wkurwiać – powiedziała stanowczo Cher – Albo się uspokoicie, albo dopilnuje, że obie nigdy nie będziecie liczyły się w tym biznesie – dodała.
- Dobra już dobra. Po co te nerwy? – zaczęła Peazer – Po za tym ja nic nie zrobiłam. To ona zaczęła.
- Jade? Co ty tu robisz?
- O kurwa – wypsnęło się Thirlwall, gdy zdała sobie sprawę z tego kto stoi za nią. Obróciła się, a jej oczom ukazała się wściekła Jesy i nie mniej zdenerwowany Liam.
- Do łóżka – warknął Payne.
- Ale…
- Powiedziałem coś! – podniósł głos, a Jade mimowolnie się zgarbiła. Chyba jeszcze nigdy nie widziała swojego chłopaka tak wściekłego.
- Ja…
- Powiedziałem coś raz i nie będę powtarzał! Dobrze wiesz, że nie wolno Ci się przemęczać! Po za tym od tej chwili nie uczestniczysz w akcji!
- Że kurwa co?! – wrzasnęła, a chwilę potem na górze pojawili się wszyscy.
- To co słyszałaś! Nie będę ryzykował utraty Ciebie lub dziecka. Koniec dyskusji, a teraz na idź na górę.
- Nie! – powiedziała stanowczo.
- Nie?
- Nie.
- Okej, ale ja nie będę Cię pocieszał, gdy stracisz nasze dziecko! – warknął Liam. Wiedział, że to co powiedział nie było miłe, ale zdawał sobie sprawę z tego, że to jedyny sposób, żeby Thirlwall go posłuchała. Kilka sekund potem Jade poszła szybko na górę.
- Co to było?- zapytał Harry.
- Przecież ty właśnie powiedziałeś coś najgorszego co…
- I dobrze – wtrąciła się Jesy – Payne się uczy i wie, że to był jedyny sposób na to, aby odciągnąć ją od akcji.
~~~~*~~~~
Godzinę później Liam wszedł do sypialni jego i Jade. Wiedział, że dziewczyna musiała mieć trochę czasu na przemyślenie wszystkiego.
- Przepraszam – szepnęła Jade zawinięta w kołdrę – Nie musisz przepraszać za to co powiedziałeś, bo wiem, że to był jedyny sposób na zatrzymanie mnie przez zabiciem Johnny’ego lub któregoś z jego współpracowników. I wiem też, że nie zostawiłbyś mnie samą, gdyby jednak coś złego się stało – dokończyła, przekręcając się w stronę Liama. Payne podszedł do łóżka i już po chwili Jade leżała wtulona w niego.
- Nie masz za co przepraszać. Cieszę się, że to zrozumiałaś – uśmiechnął się lekko, całując ją w czoło.
- Tak już ze mną jest. Trzeba użyć najgorszego, żebym przyznała się do błędu – westchnęła – Nie jest ze mną łatwo żyć, oj nie jest.
- Wiem – powiedział Liam – Ale i tak Cię kocham.
- Ja Ciebie też – odpowiedziała – Ale…
- O nie. To jest to złe ale – zaśmiał się lekko.
- Nie będę uczestniczyć w akcji, ale chce pomóc. Mogę wymyślać plan lub pomóc wam w trenowaniu umiejętności, której nie macie, a mianowicie nie robienia hałasu.
- Hej! To nie było miłe, ale przyznaje rację. Trening by się przydał. Ale nie wychodzisz z łóżka dłużej niż na dwie lub trzy godziny. Lekarz powiedział, że musisz ominąć ten czas poronienia czy czegoś takiego. Po za tym do końca ciąży musisz uważać, ponieważ dziecko może urodzić się martwię, jeśli będziesz się przemęczać.
- Wiem Liam, wiem – szepnęła Thirlwall, mocniej przytulając swojego chłopaka.
- No to teraz czas iść na dół i zobaczyć co oni tam wymyślili – powiedział Payne, wstając. Chwilę później zrobiła to także Jade. Gdy zeszli do piwnicy wszyscy spojrzeli na nich zdziwieni.
- Tylko mi nie mów, że przekonała Cię do swojego zdania – jęknął Zayn, za co oczywiście oberwał od Perrie.
- Owszem przekonała.
- Oh stary – zaczął Niall – Czy ty masz jeszcze coś do gadania w tym związku? – dodał, co przykuło wkurzone spojrzenie Leigh.
- Jade może pomóc nam w treningach oraz w planowaniu akcji – powiedział jakby nigdy nic – Oczywiście dwie, trzy godziny. Nie więcej. Jade to zaproponowała, a ja się zgodziłem. Wszyscy dobrze wiedzą, że trening się nam przyda
- Komu jak… - zaczęła Danielle.
- Oh zamknij się. Nikt nie prosił Cię w tej chwili o twoje zdanie – warknął Payne, po czym konturował swoją wypowiedź – No więc Jade ma rację. Trzy godziny to dla niej nie dużo o ile nie będzie się bardzo przemęczać.
- Payne dobrze kombinuje – powiedziała nagle Jesy – Podoba mi się to, a teraz zacznijmy coś planować, bo mamy mało czasu.
- Po pierwsze – zaczęła Cher. – Jeśli dobrze pójdzie, dowiemy się, gdzie jest Johnny w przeciągu kilku godzin, Selena się o to postara.
- Dobra – przytaknął Harry. – Ale co potem?
- A potem wchodzimy i rozpierdalamy wszystkim łby – Niall wzruszył ramionami, garbiąc się nieco pod pełnym dezaprobaty spojrzeniem Pinnock. Niemniej nie przestał przeżuwać swoich chipsów.
- Właściwie to ja jestem jak najbardziej za – Malik przybił Horanowi piątkę.
- Wy oczywiście myślicie, że wszystko przychodzi jak z płatka, życie to nie pieprzona „Moda na sukces” – jęknęła Perrie, chowając twarz w dłoniach. – Idioci.
- Pezz…
- Au – Edwards cofnęła rękę, a Zayn pytająco uniósł brew. – Wciąż mnie czasem szczypie – pokręciła głową masując obolałe miejsce po ranie postrzałowej. Wciąż obwiązane było niechlujnym bandażem, jednak Perrie zapierała się, że nie potrzebuje lekarza.
- Obiecałaś mi, że…
- Okej, jeśli już mamy wbić do domu i siać spustoszenie, zróbmy to chociaż z głową – Perrie przerwała jego wypowiedź, zwracając się do wszystkich zebranych, jednak spojrzenie Zayna mówiło ni mniej ni więcej „jeszcze wrócimy do tej rozmowy, droga panno”.
- Gdyby tak okrążyć dom, szanse na powodzenie byłyby lepsze – wtrącił się Liam.
- Tak – przytaknęła Jesy.  – Ale…
Nagle po domu rozszedł się niemiłosierny huk. Ktoś majstrował przy zamku od drzwi.
- Co do cholery…
Jesy zerwała się na nogi, a Cher pognała zaraz za nią, chwytając ze schowka broń.
- Skąd ona ma tego tyle – szepnął Horan, jednak Leigh pacnęła go w rękę, ignorując jego głupie gadanie.
Liam w geście desperacji schował za siebie Jade, a Malik powtarzając jego ruchy, stanął obok, zgarniając do tyłu jeszcze Perrie, której mina nie była nadto zadowolona.
Znowu huk i tym razem drzwi ustąpiły z ogromną łatwością, ku zaskoczeniu Nelson. Zupełnie jakby ktoś miał klucze.
Serce podeszło wszystkim do gardeł, kiedy z ciemności wynurzyła się skulona sylwetka.
- Nie ruszaj się albo strzelam – warknęła Cher.
Jak na zawołanie Danielle i Demi odblokowały spusty swoich rewolwerów, jednak Jesy upuściła swój, wywołując w pokoju gęstą atmosferę.
- Jes…
- Nie strzelaj – Nelson zrobiła krok do przodu, ze zmarszczonymi brwiami wciąż wpatrując się w ciemność.
Wszyscy zdziwili się, jednak posłuchali. Jesy nie odstawiałaby szopki bez powodu.
- Jesy, co ty… - Harry pokręcił głową i zatrzymał się kilka kroków za nią, równie zdziwiony. Znajdowali się bliżej drzwi niż reszta.
- Czy ktoś mi powie, czemu jakiś zmokły szczur stoi na przedsionku, a my to akceptujemy? – prychnęła zdezorientowana Jade, wychylając się poza barki Liama, by cokolwiek dostrzec. Mało brakowało, by uwiesiła mu się na plecach niczym koala.
Chłopak zapalił światło, a stużki wody spływały z jego przemoczonego swetra. Na dworze lało jak z cebra. Wszystkich zamurowało, włącznie z Niallem, który upuścił paczkę paprykowych Leysów.
Louis przestąpił framugę, spoglądając na wszystkich spod przymrużonych powiek. Harry zadrżał, gdy jego spojrzenie spotkało się z tymi pięknymi niebieskimi tęczówkami, których miał już nigdy nie zobaczyć. A jednak…
- Cześć – Tomlinson westchnął. Wzruszył ramionami, przejeżdżając wzrokiem po przyjaciołach. – To trochę długa historia…

_______________________________
Hej!
Dzisiaj tylko ja dodaje rozdział. Napisałam go razem z Kukułką, gdy u niej byłam. Teraz ona siedzi sobie w UK (wredny cham nie wziął mnie ze sobą haha xd) więc jestem tylko ja, aby dodać rozdział. Za dwa tygodnie dodam następny, ponieważ jest już napisany, a potem gdy Kuku wróci rozdziały będę pewnie częściej. No to chyba tyle ode mnie haha
Komentujcie kochani!
Agnes x

LOUIS IS BACK!