sobota, 28 czerwca 2014

Rozdział 12

Liam kręcił się po korytarzu w tę i z powrotem. Jesy wodziła za nim wzrokiem, jednak w porównaniu do innych nie próbowała  go uspokajać. Sama ledwo siedziała w miejscu.
- Chcecie coś z baru? – westchnął Zayn, a Perrie trzepnęła go w ramię, dając mu do zrozumienia, że to nie jest odpowiedni moment na jedzenie. Malik prychnął tylko, wyciagając komórkę i przeglądając najnowsze aktualizacje na Twitterze.
- Czemu tak długo to trwa! – wydarł się wreszcie Liam, a wszyscy na korytarzu odwrócili się w ich kierunku.
- Liaś, słonko, w szpitalu obowiązuje cisza, więc może choć trochę się przymknij – zasugerowała Edwards.
W tym momencie drzwi na końcu korytarza otworzyły się, a Harry, Niall i Leigh-Anne ruszyli w ich stronę zdyszani i rozgorączkowani.
- Dlaczego do chuja pana nikt nam o niczym nie powiedział?! – wydarł się Styles, a pielęgniarki z recepcji ponownie zwróciły się w kierunku paczki przyjaciół.
- Harry, cieszej – warknęła Leigh-Anne. – Jesteśmy w szpitalu – obróciła się do Nelson, a uśmiech zszedł jej z twarzy. – Dlaczego do chuja pana nikt nam o niczym nie powiedział?!
- Hmm, Leigh? Właśnie opieprzyłaś Harry’ego za…
- Stul pysk, Niall! – krzyknęła, a pielęgniarki wyraźnie już poirytowane zwróciły im uwagę, by zachowywali się nieco cieszej.  – Widzisz co żeś narobił?
Niall pokręcił głową, zajmując wolne miejsce obok Malika. Pinnock chyba nie była w nastroju na cokolwiek.
- Po prostu nie było sposobności. Myśleliśmy tylko o tym, by jak najszybciej Jade trafiła w dobre ręce – Jesy wzruszyła ramionami.
- Następnym razem pożałujecie – bąknęła pod nosem, także zajmując wolne krzesło. – Co z nim? – spytała szeptem, skinąwszy głową w stronę kroczącego Liama.
- Nie zbyt dobrze. Chyba zaraz wybuchnie – odpowiedział Zayn zbyt głośno, niżeli wymagała tego sytuacja.
- Wszystko słyszę, frajerze – odpyskował Liam, przystając wreszcie i opierając głowę o ścianę. – Ale zaraz serio wybuchnę i podpalę ten oddział!
- Ciszej! – krzyknęły wszystkie dziewczyny jednocześnie.
W tym momencie na korytarzu pojawił się lekarz ubrany w standardowy biały uniform.
- Mogę porozmawiać z osobą z bliskiego otoczenia Jade Thrilwall?
- Tak – Liam wyrwał do przodu, podążając za lekarzem w stronę jego gabinetu.
Reszta wstała ze swoich miejsc, przejmując pałeczkę od Liama i nerwowo krążąc wokół. Tylko niewzruszony Zayn wciąż siedział ze spuszczoną głową, sprawdzając aktualności.
- Spokój jest dobrym doradcą – westchnął Niall, obserwując przyjaciela. – Zawsze go za to podziwiałem.
- Tsaa – Harry przytaknął, obserwując wiszące na ścianie kolaże narysowane przez dzieci. – Mam nadzieję, że Jade nic się nie stało.
Niall uśmiechnął się delikatnie, choć z pewnością nie był to powód do radości. Biedna Jade mogła stracić dziecko, jednak to sprowokowało Harry’ego do wykazania jakiegokolwiek bodźca. Pierwszy raz od śmierci Louisa poważnie się czymś przejął i zainteresował. Sam nawet poprowadził samochód, przywożąc ich tutaj zaraz po otrzymaniu telefonu od Nelson.
- Boję się o nią.
- Ja też, Leigh, ja też – sapnęła Jesy, przytulając poddenerwowaną Pinnock. – Nie wybaczę sobie, jeśli to przez nas.
- Przecież nie mogliśmy temu zaradzić.
- Mogliśby ją bardziej odciążyć. Przecież ona spodziewa się dziecka na miłość boską.
- Za dużo na siebie bierzesz – powiedział Zayn, przykuwając spojrzenie dziewczyny. – Poważnie, Jesy. Takie sytuacje się zdarzają. Pewnie zdarzyłaby się niezależnie od tego, czy goniłby nas pierdolony mafiozo – wzruszył ramionami, wracając do telefonu.
- Nie wiem, co mu zrobiłaś przez ten krótki staż małżeński, ale działa – Niall poklepał Perrie po ramieniu, na co dziewczyna wywróciła oczami.
Liam opuścił gabinet lekarza i powłóczając nogami ruszył w ich stronę.
- Co z nią?
- Jak się ma?
- To coś poważnego?
- Jak dziecko?!
- Jest dobrze?
- Cisza! – warknęła Jesy, przeciskając się przez przyjaciół.
- Dzięki – parsknął Liam. – A więc mogło być gorzej, ale nie jest najlepiej – westchnął. – Po prostu ciąża jest zagrożona i musimy na nią cholernie uważać.
- Wypuszczą ją? – westchnęła Leigh-Anne.
- Tak, możemy zabrać ją do domu. O ile przez większość czasu będzie leżeć i się nie denerwować.
- O to pierwsze z tobą u jej boku się nie martwię, ale to drugie… No co? – wszyscy spiorunowali Malika wzrokiem. – Ciężko jest być spokojnym, gdy ktoś chce cię zamordować.
- Zmieniam zdanie, jeszcze nad nim popracuj – rzucił Niall, tym razem on oberwał od Perrie w łeb. – Za co?!
- Za pierdolenie o szopenie – westchnęła. – Okej, więc zabieramy ją do domu i robimy wszystko, by nic się jej nie stało, tak?
- Jeśli wciąż pozostała taka cięta na swoim punkcie będzie ciężko – zauważyła Leigh.
- Gorzej niż ciężko – dodała Jesy. – Ale damy radę. Od dzisiaj odsuwamy Jade od wszystkich obowiązków. Musimy sobie poradzić w ósemkę.
- Siódemkę – powiedział cicho Harry, a Jesy otworzyła usta, by coś powiedzieć, jednak zamilkła, rozumiejąc swój błąd. Wciąż nie mogła przywyknąć do myśli, że Louisa tu nie ma. Jak to możliwe, że zniknął? Powinien właśnie rzucać niepoprawnymi dowcipami o nienarodzonych płodach albo proponować Liamowi, że w drodze powrotnej zatrzymają się w McDrive.
- Idę po nią. Spotkamy się w domu, okej?
Wszyscy zgodnie przytaknęli, starając się zaradzić krępującej ciszy. W milczeniu opuścili korytarz, rozchodząc się do swoich aut.
- Harry?
Jesy zatrzymała się, obracając wzrok na Stylesa, który wciąż nie ruszył się z miejsca.
- Chodź. Pojedziesz ze mną.
Harry odwzajemnił uśmiech dziewczyny i złapał wyciągniętą w jego kierunku dłoń. Razem wyszli na zewnątrz, próbując nie myśleć o Louisie.

~~~~*~~~~

Liam ostrożnie zajrzał do sali, w której, jak wskazała mu pielęgniarka, znajdowała się Thrilwall. Uśmiechnął się lekko, kiedy dostrzegł dziewczynę śpiącą słodko, chociaż miał nieomylne wrażenie, że jest w pełni świadoma.
- Jade?
Dziewczyna mruknęła cicho. Payne znów się uśmiechnął. Lekarze uprzedzili go, że dostała trochę leków, które pomogą jej zredukować niedobór pewnych składników w organizmie, stąd pojawiło się omdlenie. Chemikalia miały jednak ten środek uboczny, że powodowały senność i otępienie.
- Jade, zabiorę cię teraz do domu, w porządku?
Dziewczyna przytaknęła, opuszczają nogi i siadając na łóżku.
- Nie, nie – Liam zaprzeczył energicznie. – Zabiorę, czyli dosłownie zabiorę – mówiąc to wziął ją na ręce, a ta wtuliła się w niego, nawet nie protestując.
Kiedy szli niespiesznie szpitalnym korytarzem, dziewczyna jęknęła cicho.
- Przepraszam.
- Co? – Liam zmarszczył brwi. – Za co?
- Za to, że jestem taka głupia i sprawiam ci tyle kłopotów i za to, że… - Liam przerwał potok jej słów, przyciskając swoje wargi do ust dziewczyny.
- Przestań – złożył delikatny pocałunek na czole brunetki, po czym wniósł ją do windy i nacisnął odpowiedni przycisk. – To nie twoja wina.
- Ja…
- Jeśli właśnie masz zamiar mi się sprzeciwić, po prostu nic nie mów, okej?
- Okej – dziewczyna zachichotała, jeszcze mocniej oplatając ramiona w okół szyi swojego chłopaka. – Liaś?
- Tak skarbie?
- Zajedźmy do KFC.
Liam zaśmiał się szczerze i otwarcie, w głębi duszy dziękując, że Jade wyszła z tego bez uszczerbków na zdrowiu. Miał tylko nadzieję, że dziecku naprawdę nic się nie stanie.
- Oczywiście, Jade – przytaknął, wzdychając. – Oczywiście.

~~~~*~~~~

Wszyscy  wrócili do domu bardzo zmęczeni. Liam od razu zaprowadził Jade do ich sypialni. Harry zaszył się także w swoim pokoju. Zayn i Perrie udali się do salonu, a Niall i Leigh do kuchni. Jesy zabrała Cher do piwnicy, aby ustalić jakiś plan. Niestety ich chwilowy spokój zakłócił dźwięk przychodzącego sms-a.

Czyżby nasza malutka Jade zaciążyła?
Niech chłoptaś lepiej na nią uważa,
bo byłoby szkoda, gdyby straciła dziecko.  J.

- Kurwa – wrzasnęła Nelson – Niech to kurwa szlag. Wszystko kurwa stracone, ja pierdole no kurwa – krzyczała nadal i nawet Cher nie potrafiła jej uspokoić – Jeśli on ją kurwa tchnie to powieszę go za jaja na drucie wysokiego napięcia, albo nie najpierw wykastruje, a potem chuja wypatroszę.
- Jesy, uspokój się – szepnął Lloyd.
- Jakie uspokój się kurwa. On chce zrobić coś Jade! – warknęła.
- Co? – obie dziewczyny skierowały swój wzrok w stronę wejścia, w którym stał Liam – Dosyć kurwa tego. Przysięgam jeśli on ją tchnie to zabije go własnoręcznie!
- Co tu się dzieje? – na dół zszedł także Harry, a zaraz za nim pojawiła się Perrie wraz z Zeynem.
- Zawołajcie Leigh i Nialla – powiedziała stanowczo Jesy,a już po minucie z piwnicy pojawił się Horan i nadal poturbowana Pinnock – Jest problem. Johnny chce chyba pozbyć się dziecka Jade. Ona nie może o tym wiedzieć. Musimy ją odciągnąć od tej akcji, rozumiecie?
- Jesy? – wtrąciła się Cher – Może Johnny wysłał tą wiadomość, żeby nas osłabić. Przecież wiesz, że Jade jest cholernie dobra w szpiegowaniu i w tak zwanej cichej robocie…
- Co to jest cicha robota? – zapytał  Harry.
- Johnny wiele razy zlecał nam fałszywe zadania, żeby nas sprawdzić. Nawet jeśli Jade nie udało się wykonać misji nigdy nie dała się złapać fałszywym policjantom czy jakimś innym ludziom – odparła Leigh-Anne.
- Dokładnie – dodała Cher - Więc to dlatego mógł chcieć nas zmylić. Po za tym porwanie Leigh było tylko pokazem jego umiejętności. Wiedział, że nie pisnęłaby nawet słówka, nie bałaby się go. Dlatego to ona została porwana. Wiele razy widziałam jak likwidował swoich byłych pracowników. Zawsze działał tak samo. Być może się mylę, ale jeśli jednak mam rację to mamy nad nim przewagę. Leigh-Anne była pierwsza, bo to ona zaraz po Jesy jest tą najtwardszą. Jade byłaby druga, ponieważ jej umiejętności by są dla nas bardzo cenne i jej brak osłabiłby naszą akcję. Jeśli udałoby mu się z Jade, następna byłaby Perrie, bo to ona bardzo dobrze strzela ze snajperki i to także by nas osłabiło. Na koniec zostawiłby sobie Jesy. Gdybyśmy nie odbili Pinnock to pewnie już wszystkie cztery by nie żyły. Nigdy jeszcze nikomu nie udało się zabrać więźnia z kryjówki Johnny’ego dlatego teraz jest wściekły. Zrobi wszyscy żeby nas zabić, wszystkich po kolei, bez wyjątku – dokończyła, patrząc na Liama, jakby chciała mu przekazać, że nawet jego dziecko nie jest bezpieczne.
- To ma sens. To naprawdę ma sens – odezwał się Styles – Pojawił się teraz, bo to najlepszy moment na atak. My mamy wolę przez te kilka miesięcy. Po za tym wszyscy wiedzieli, że Perrie i Zayn są zaręczeni, mógł przewidzieć, że jego działania zmuszą Malika do decyzji o ślubie. A gdy przy Leigh nikogo nie było, wykorzystał moment i ją porwał. On przewidział każdy nasz ruch. Musimy teraz zrobić coś co będzie nie przewidzia… - przewał, gdy jego telefon zadzwonił. Szybko wyjął go z kieszeni i zamarł.
- Od kogo to? – zapytała zaniepokojona Jesy.
- Od Louisa – szepnął.

On wie o każdym naszym ruchu. Widziałem pokój z kamerami, zdjęciami i różnymi NASZYMI rzeczami. Nie możecie czekaj, atakujcie jak najszybciej. L.Styles.

- To nie od niego, przecież on nie żyje – powiedział cicho Niall.
- To on – zaczęła Nelson – Nikt nie wie, że Harry i Louis są zaręczeni, ponieważ pierścionek Harry’ego jest schowany, a Johnny myśli, że on zaręczył się z Eleanor, ponieważ kiedyś dostała od niego smsa o tym.
- Skąd ta pewność? Przecież tu jest napisanie, że on wie o każdym naszym ruchu – warknął Harry. W głębi serca chciał wierzyć, że jednak Louis żyje, ale to co działo się w jego głowie nie pozwalało mu w to wierzyć.
- Musimy zaatakować rozważnie. Drugiej szansy nie będzie – powiedziała pewnie Cher.


___________________

Heeeeej! Heeeej! Heeeej!
Taki trochę suprajsowy rozdział ośmielę się powiedzieć. Kilka rzeczy wychodzi na jaw i, no... Dalej będzie lepiej!
Agnes u mnie będzie już w środę. W ŚRODĘ AGNES BĘDZIE U MNIE. AGNES W ŚRODĘ BĘDZIE U MNIE. hahahaha
no, mam nadzieję, że rozdział wam się podoba, bo AGNES U MNIE BĘDZIE W ŚRODĘ!
buźka, przepraszam, ja czasem tak mam hahahaha
Kuku x

słodziaste x

KUKUŁKA JEST CHORA NA GŁOWĘ haha
no to w sumie zaczyna się na nowo akacja haha
mam nadzieję, że nas nie zbijecie za nic haha
no to chyba tyle ode mnie
komentujcie kochani 
Najbardziej Urocza Osoba Świata
Agnes <3

sobota, 7 czerwca 2014

Rozdział 11

Minęło kilka dni zanim rany na ciele Leigh-Anne zaczęły się goić. Wszystkie zadrapania czy siniaki powoli zaczynały maleć. Niestety ból nadal był ogromny, chodź to nie był pierwszy raz gdy dziewczyna oberwała. Oczywiście Niall jak na dobre chłopaka przystało bardzo dobrze opiekował się swoją dziewczyną. Nawet teraz, gdy Pinnock chciała wstać nie pozwolił jej na to.
- Ale ja jestem głodna - jęknęła dziewczyna, siadając na łóżku.
- Poczekaj tutaj, zaraz Ci coś przyniosę - powiedział, po czym szybko wyszedł. Leigh chciała wykorzystać tą chwilę wolność na wstanie z łóżka. Niestety gdy tylko udało jej się stanąć na nogi, przewróciła się, upadając na mocno poranioną rękę. W jej oczach pojawiły się łzy, ponieważ ból był nie do zniesienia.
- Boże, Li! Co ty wyprawiasz? - krzyknął Niall, gdy tylko zauważył gdzie jest jego dziewczyna. Odstawił tacę z jedzeniem na stolik, a następnie podszedł do Pinnock. Wziął ją delikatnie na ręce i położył znowu na łóżku - Mówiłem Ci, że powinnaś leżeć - szepnął zmartwiony.
- Wiem, przepraszam.
- Nie przepraszaj tylko po prostu mnie zaczem posłuchaj, dobrze? - zapytał, uśmiechając się delikatnie.
- To nie będzie łatwe, ale postaram się, a teraz mów co tam masz.
- Naleśniki z serem i bitą śmietaną - powiedział, stawiając tacę obok Leigh-Anne.
- Chcesz trochę? - zapytała dziewczyna, nakładając sobie dwa naleśniki na talerz.
- Nie, to jest dla Ciebie, ja już jadłem - odparł, siadając na łóżku, wyjął telefon z kieszeni i zaczął przeglądać twittera. Starał się odpowiedzieć na niektóre tweetów, ale niestety nie było to takie łatwe, ponieważ jego telefon wariował przez wszystkie wiadomości. Oderwał się od ekranu dopiero gdy Leigh-Anne się odezwała.
- Skończyłam i nawet odstawiłam sama tace na stolik - zaśmiała się - Więc teraz zostaw ten telefon i chodź t do mnie, bo mi zimno - uśmiechnęła się, rozkładając ramiona. Chłopak przysunął się nie pewnie i objął delikatnie swoją dziewczynę. Pinnock tylko zaśmiała się cicho i przytuliła go mocniej. Co prawda to bolało, ale tęskniła za bliskością Nialla i przez te kilka chwil mogła trochę pocierpieć.


Po kilku dniach spędzonych w łóżku Harry zdecydował się w końcu wyjść ze swojego pokoju. Niestety gdy tylko szedł na dół usłyszał krzyki z salonu.
- Odszczekaj to!
- Sama to odszczekaj! Taka jest prawda. Masz wyjebane na to, że Louis nie żyje. Co z Ciebie za przyjaciółka?
- Przesadziłaś i to kurwa tym razem na serio! – warknął Zayn.
- Daj spokój Zi, nie obchodzi mnie to co mówi – burknęła Perrie, stojąc naprzeciwko Jesy.
- Jesy zaczynasz naprawdę przeginać! – dodał Liam – Uspokój się.
- Nie będziesz mi rozkazywał! Zrobił dziecko mojej przyjaciółce i myśli, że mu wszystko wolno!
- Jesy! – krzyknęła Jade. Po za raz kolejny wszyscy zaczęli na siebie nawzajem krzyczeć. Harry stał z boku i tylko przyglądał się zaistniałej sytuacji. Śmierć Louisa dotknęła go najbardziej , ale nie miał zamiaru wyżywać się za to na innych.
- Dosyć – powiedział, ale nikt nie zareagował – POWIEDZIAŁEM DOŚĆ – wydarł się i dopiero to podziałało – Czy wy się kurwa widzicie? Dlaczego drzecie mordy na siebie nawzajem zamiast działać? Lepiej kurwa walczyć między sobą niż się zemścić na tym chuju? Nie no oczywiście, że lepiej jest drzeć się i mieć wyjebane na resztę. Wiecie co? Nie spodziewałbym się, że wszyscy będziecie się tak zachowywać! Jak wy w ogóle tak możecie? Louis umarły tylko po to, abyście teraz darli się na siebie nawzajem? Co wy kurwa opierdalacie? Już dawno powinniśmy zabić Johnny’ego! Zemścić się za to wszystko!
- I to mi się kurwa podoba! – powiedziała Perrie – Ja chciałam już dawno zacząć działaś, ale ktoś tu ma jak zwykle inne zdanie! – warknęła patrząc na Jesy.
- Na nikim się kurwa nie będę mścić, mam to w dupie! – powiedziała Nelson i gdy już chciała wyjść z salonu po raz kolejny Harry zabrał głos.
- Louis nic dla Ciebie nie znaczył? Jeśli jednak znaczył to zostań i nam pomóż. Dobrze wiesz, że bez Ciebie nie damy rady.
- Harry, chce Wam pomóc, ale przez to wszystko Louis nie żyje. Przez to kim jesteśmy i ja nie umiem znowu wszystkim się zając tak jakbym nie straciła przyjaciele kilka dni temu - powiedziała, podchodząc do niego.
- Czuje się jakby ktoś zabrał moje serce i wyrzucił gdzieś daleko, tak, żebym nie mógł go znaleźć. Wiem jak się czujesz, ale musimy to zrobić, bo co jeśli przez siedzenie i nic nie robinie ktoś jeszcze straci życie? - odparł patrząc wyczekująco na Jesy. Nelson spojrzała tylko na niego i już wiedziała, że pomoże. Oczy Harry'ego mówiły wszystko. Ból, smutek, złamane serce - to wszystko Jesy mogła wyczytać z jego oczu. Tak jakby to była jedyna rzecz, która potrafi powiedzieć prawdę.
- Okej, zróbmy to - przytaknęła. Harry posłał jej delikatny uśmiech.
- Skoro Jesy się zgodziła to teraz czas na Was - odezwała się Jade.
- Ale o co Ci chodzi? - zdziwiła się Nelson.
- Macie się przeprosić - w progu pokoju stanęła Leigh-Anne, a zaraz koło niej obejmując ją stał Niall. Dziewczyna przeszła kilka metrów, aby zatrzymać się koło Perrie i Jesy - Zeszłam tutaj tylko dlatego, że słyszałam Wasze krzyki, więc macie się przeprosić, bo zejście ze schodów nie było wcale takie łatwe i gdyby nie Niall to pewnie bym spadła kilka razy. Jeśli się nie przeprosicie to skopie Wam dupy, bo wszystko na serio mnie boli, więc nie mówcie mi, że zeszłam tu na marne i przeproście się w końcu!
- Pezz? Jesy? - powiedziała niepewnie Thirlwall.
- Chodź tu do mnie ty matole - zaśmiała się Jesy, przytulając do siebie swoją przyjaciółkę.
- Sama jesteś matołem - odpyskowała dziewczyna, przytulając się bardziej. Ich chwilę czułości przerwało pukanie do drzwi. Wszyscy niepewnie podeszli do drzwi.
- Co to ma kurwa być ja się pytam?! – niska brunetka na koturnach patrzyła na Jesy z poirytowaniem. – Robicie sobie ze mnie jakieś żarty!
- Ciebie też miło widzieć, Cher – Jesy wykręciła młynka oczami. – Proszę wejdź – jęknęła pod nosem, kiedy Lloyd już dawno przekroczyła próg mieszkania Jesy patrząc na nią z rękami założonymi na piersi.
- Dlaczego nic się nie posuwa do przodu? Dlaczego stoimy w miejscu?! Dlaczegooooo?! – tupnęła nogą niczym mała wkurzona dziewczynka.
- Spokojnie – Nelson pokręciła głową, wchodząc do kuchni. Cher ruszyła za nią. – Chcesz coś do picia?
- W dupie mam coś do picia! Co się z tobą stało, Jess?!
- Nic – wzruszyła ramionami.
- Nic?! Ty to nazywasz nic?! – wspięła się na taboret i usiadła, wciąż z założonymi rękoma. – Zawsze byłaś gotowa do akcji. Rozważna, miałaś swój plan. A teraz jesteś… Jesteś wrakiem człowieka, Jesy. I mówię ci to z dobrej woli!
- Doceniam jak jasna dupa – westchnęła, biorąc butelkę z sokiem z lodówki i siadając naprzeciwko niej . – Więc przyszłaś tu na mnie krzyczeć, czy masz coś jeszcze?
- No jak ja cię zaraz trzepnę – jęknęła. – Jesy, ja rozumiem, że Louis był dla ciebie…
- Nie mówmy o nim. Proszę. Nie – rzuciła ostro, kiedy Cher ponownie otworzyła usta.
- Dobra – Lloyd uniosła ręce w poddańczym geście. – Po prostu uważam, że powinniśmy zrobić odwet. Nie chcesz się zemścić? Nie chcesz przy okazji uwolnić siebie? Swoich bliskich? Położyć temu wszystkiemu kres?
- Bardzo bym chciała, tylko czy… Czy damy radę? Harry on… Harry ledwo wstaje z łóżka, nie wspominając o ataku zbrojnym na jakiegoś popierdoleńca.
- Może więc wykluczymy Harryego z akcji? Skoro się nie nadaje, lepiej dla jego bezpieczeństwa, a my nie możemy tyle zwlekać. Dajesz Johnny’emu dobre pole do popisu, by wytłukł nas jak psy.
- Nieprawda.
- Jesy!
- No dobra, może!
- Ha! Widzisz?
- Więc co sugerujesz?
- Albo pozbierasz ich do kupy, albo równie dobrze możemy odprawić pokaz taneczny, machając białymi flagami przed siedzibą Johnny’ego.
- Okej – Jesy klasnęła w dłonie. – Masz rację. Przejdźmy do rzeczy.
Cher uśmiechnęła się triumfalnie.
- I taką Nelson uwielbiam.
Przybiły sobie piątkę.
- Jaki jest plan działania? – zapytała Jesy, odwzajemniając uśmiech. – Wspólniczko?

*

- O, tutaj jesteś – Liam westchnął z ulgą, wychodząc na taras. – Mogłaś mi powiedzieć, martwiłem się!
Thrilwall tylko wywróciła oczami, odwracając wzrok od czytanej gazety. Siedziała na leżaku, łapiąc pierwsze tego lata promienie słońca.
- Nie przesadzaj.
- Może Johnny’emu nie wyszło z Leigh, to i ciebie postanowił porwać. Różne rzeczy mogą temu psychopacie wpaść do głowy – wzruszył ramionami, zajmując miejsce na ziemi obok dziewczyny. – Jak się czujesz?
- Liam – Jade westchnęła. – Jest w porządku, możesz przestać ciągle się koło mnie kręcić?
- Nie – zaprzeczył energicznie, uśmiechając się złowieszczo. – Bo cię kocham.
- I może teraz mam paść z wrażenia? – uniosła brwi, jednak skrycie też się uśmiechała.
- Wystarczyłoby, gdybyś no wiesz… Pokazała mi, że to odwzajemniasz albo coś, bo trochę się czuję samotny, jak tak tylko ci usługuję, kiedy chce ci się w nocy kanapek z ogórkiem i Nutellą czy…
- Hej! Nie jesteś moim służącym! Zawsze się oferujesz, że przyniesiesz mi te kanapki, nikt cię nie zmusza! Czy ty jesteś poważny?!
- Żartowałem, Jadey – zachichotał, mierzwiąc jej włosy, pozostawiając je w okropnym nieładzie.
- Ja ci zaraz pokażę – zerwała się z miejsca, wskakując na Liama i łaskocząc go, jednak szybko role się odwróciły. – Liaaaaam, przestań! – posłuchał jej, śmiejąc się wesoło, a dziewczyna oparła się o jego tors. Objął ją ramieniem i siedzieli tak chwilę, nie odzywając się, na nagrzanych słońcem framugach drewnianego ogródka.
- Liam?
- Hmm?
- Ja ciebie też.
Payne uśmiechnął się i pocałował ją w czubek głowy.
- Wiem o tym.
- Zrobisz mi kanapkę z Nutellą i ogórkiem?
- No chyba sobie żartujesz!
Oboje zaśmiali się, a Liam pokręcił głową, delikatnie zrzucając ją z siebie i podnosząc się na równe nogi. Złapał Jade za rękę i pomógł jej wstać.
- Zaraz przyjdę – dziewczyna zawróciła z przedpokoju, do którego zdążyli wejść. – Zapomniałam gazety.
- Zrobię kanapki – zaoponował Liam, wchodząc do kuchni. – O, cześć wam.
- Hej, hej – Jesy i Cher machnęły lekceważąco znad kartki papieru, na której nabazgrały mnóstwo dziwnych i niezrozumiałych dla Liama znaków.
- Co robicie?
- Nie interesuj się.
- Pff, okej – machnął ręką. Znalazł w lodówce potrzebne składniki, kładąc je na blacie.
- Nie mów, że Jade znowu chce te paskudne kanapki.
- Niestety – jęknęli oboje, wymieniając pełne dezaprobaty spojrzenia. Jak można jeść takie paskudztwa?
Nagle ich uszu doszedł ogromny, przeraźliwy huk.
- Co to… - Jesy zerwała się z miejsca, a za nią ruszył Liam. Cher pozostała na miejscu jednak zmarszczyła brwi.
- Boże, czy to…
- Jade! – Liam rzucił się na korytarz, gdzie na ziemi leżała Jade. Spojrzał na Jesy przerażonym wzrokiem, odganiając włosy z twarzy dziewczyny.
- Dzwonię po karetkę! – Jesy biegiem rzuciła się po telefon.

_________________________

8 komentarzy - dziękujemy, aww!
I przepraszamy, bo mamy prawie miesięczne opóźnienie.
Muszę się wam pojarać, że Agnes do mnie wpada! Agnes do mnie przyjeżdża! AAAAA, ZOBACZE SIĘ Z NASZYM KOCHANYM ADZIULKIEM! OKLASKI DLA ASDZIULKA, KOCHAM CIĘ ADZIULKU, WIEM, ŻE ZARAZ MI TU NA SKAJPAJU POWIESZ, ŻE JESTEM GŁUPIA, HIHI. NO ALE CIĘ KOCHAM HIHI 
Komentujcie tak dalej, bo ogromnie się z tego cieszymy, robaczki. Buźka x


DLA WIADOMOŚCI WSZYSTKICH: TAK, POWIEDZIAŁAM JEJ, ZE JEST GŁUPIA HAHA
no więc dziękujemy za komentarze, oby tak dalej ^.^
nie wiem co mam wam jeszcze napisać hahaha

Agnes x