poniedziałek, 23 grudnia 2013

Rozdział 1

- Dzień dobry, co podać?
- Poproszę cheeseburgera i małe frytki. Zayn? – Perrie szturchnęła zamyślonego Malika. – Co chcesz?
Zayn zlustrował wzrokiem niskiego sprzedawcę, który patrzył się na niego wielkimi jak spodki oczami.
- Kiedy mówiłaś, że mamy zjeść coś dobrego, nie sądziłem, że wylądujemy w MC’Donald’s.
- Oh, nie marudź – jęknęła Edwards. – Dla niego WieśMac z podwójnym serem.
- A może ja mam ochotę na FishMaca?!
- Nie denerwuj mnie!
- Przepraszam… - wtrącił się kasjer. – Nie chciałbym przeszkadzać, ale mamy w promocji dwa MCWrapy w cenie jednego.
- Świetnie, więc weźmiemy dwa MCWrapy w cenie jednego. Może być, księżniczko?
- Nie nazywaj mnie tak! A może ja nie mam ochoty na MCWrapa?
- Dobra, poddaję się. Wezmę to co ty!
Perrie uśmiechnęła się triumfalnie.
- Karta czy gotówka?
- Gotówka.
- Ja płacę – Zayn wyciągnął portfel, spychając Perrie na bok.
- Ale…
- Nie ma ale, tylko ja płacę.
- Nie!
- Perrie!
- Zayn!
- Boże, przecież Malik jest bogaty, daj mu zapłacić i zwolnij kolejkę!
Perrie i Zayn ze zdziwieniem spojrzeli na sprzedawcę, który chyba sam był nieco zaskoczony swoim wybuchem.
- Dobra, poczekam w aucie – warknęła Edwards, wychodząc z baru.
- Dzięki, stary. Jestem wdzięczny.
- Luzik – kasjer machnął ręką. – Chciałbyś się odwdzięczyć?
- Nie dam ci napiwku!
- Nie, to nie to. Podpiszesz mi koszulkę dla siostry?
Zayn westchnął, wyciągając z kieszeni marker. Odkąd rozpoznawali go na ulicy, zawsze miał  przy sobie coś do dawania autografów.
- Jak się nazywa?

Perrie wsiadła do samochodu, rozciągając nogi na desce rozdzielczej. Wiedziała, że Zayn ma obsesję na punkcie swojego auta. Była z niego dumna, że w ogóle ukończył kurs na prawo jazdy, ale od tamtej pory stał się maniakiem cotygodniowego czyszczenia „Megan”. Tak, Zayn nazwał samochód na cześć Megan Fox, co wcale nie satysfakcjonowało zazdrosnej Perrie.
- Perrie!  - Zayn rzucił w nią torebką z jedzeniem.  – Perrie, natychmiast przestań brudzić Megan!
- Bo co?! Bo jesteś sławny i mam cię słuchać?!
- Perrie!
- Nieważne!
Jęknęła, wyjmując z paczki dwie frytki i wtykając je sobie do ust. W tym samym momencie zawibrował jej telefon.
- Zawróć na after party.
Zayn spojrzał na nią zdekoncentrowany.
- Ale przecież…
- Jesy każe mi zabrać dziewczyny. Podwieziesz nas?
- No nie wiem, może moja sława i bogactwo mają inne priorytety niż podwożenie swojej narzeczonej na jakieś babskie schadzki?
- Okej, pójdę sama.
Malik tylko westchnął. Wykręcił manewr kierownicą, wracając na drogę prowadzącą do miejsa, gdzie w najlepsze trwała impreza.

- AJ DONT NOŁ EBAŁ JUUUU! BAT AJM FILIN TŁENTI TUUU! – krzyknął Harry, opadając na ramię Liama. – Dasz łynia? – spojrzał nachalnie na jego kieliszek.
- Tobie już chyba wystarczy – Payne poklepał go po ramieniu, podając naczynie Jade, która odsunęła je z daleka od pijanego Stylesa.
- Wiesz, że to moja ulubiona piosenka?
- Będziesz żałował, że to powiedziałeś! – roześmiał się Niall, pociągając spory łyk swojego piwa. – Masz farta, że Louis się gdzieś zapodział, bo wypominałby ci to do końca życia.
- O wilku mowa – zachichotała Leigh, widząc zbliżającego się Tomlinsona.
- Widzieliście… Harry!
- Aridewerczi roma Boo Bear!
Louis jęknął, wciskają się na kanapę tuż obok Horana.
- Boże, dlaczego…
- Obejrzyjmy film! – wypalił Harry, śmiejąc się z własnego żartu, którego nikt inny nie zrozumiał.
- Jedyne, co ty możesz dziś oglądać skarbie to dno twojej toalety – Louis wywrócił oczami, rozśmieszając resztę.
- O proszę! – krzyknął Niall. – Wrócili nasi nowożeńcy! – Perrie i Zayn zjawili się przy stoliku. – Czy to frytki?
Zayn bez słowa rzucił w Nialla torbą z cheesburgerami, a ten bezzwłocznie przystąpił do konsumpcji.
- Dziewczyny, muszę was wykraść.
- Co? – Liam posmutniał, spoglądając na Jade.  – Dokąd?
- Jesy nas potrzebuje.
- Okej, więc jedziemy z wami.
- NIE!
Oczy wszystkich zwróciły się na Edwards.
- To znaczy… - zarumieniła się swoim nagłym wybuchem. – To chyba nie najlepszy pomysł.
- Bynajmniej. Jeśli Jesy ma kłopoty, jesteśmy jej przyjaciółmi. A przyjaciele są po to, by pomagać?
- Ale…
- Ale może lepiej zajmiecie się Harrym? – wtrąciła Pinnock, rozumiejąc, o co może chodzić Perrie. – No wiecie, biedaczek nie wygląda najlepiej.
- A dajcie spokój.
Louis wstał z miejsca, podchodząc do Stylesa.
- Chodź no tu!
Bez większego problemu podniósł chłopaka i przełożył sobie przez ramię. Wyglądało to co najmniej komicznie.
- No na co czekacie? – Tomlinson wzruszył ramionami ruszając na przód. – Nie będę obarczał ramion cały dzień, ruszcie się!

- Nareszcie jesteś… Co to kurwa jest?! – Jesy stanęła jak wryta, widząc tabun gości pod swoim domem. – Boże, a temu co?
- Czy jestem w Narnii, bo widzę Aslana! – Harry zmarszczył brwi, wpatrując się w Jesy.
- Zanieś go do łazienki. Nie będę sprzątać moich dywanów – warknęła Nelson, wpuszczając ich do środka.
Kiedy Louis zanosił Harry’ego na piętro, a Liam, Zayn i Niall zbierali rozrzucone przez Stylesa buty, Jesy pociągnęła dziewczyny do salonu.
- Miałyście być…
- Przepraszam. Głupia sytuacja, nie dało się ich tam zostawić – skrzywiła się Perrie.
- Inaczej by się domyślili – wtrąciła Jade. – W ogóle to o co chodzi?
- Johnny się odezwał.
- Co? – Liam oparł się o framugę, unosząc brwi z konsternacją. – To ten dupek, o którym mi mówiłaś?
- Jade! – syknęła Leigh! – Rozumiem, że miłość i te sprawy, ale to miała być tajemnica!
- Mówisz o Johnnym, który zaangażował was w to całe gówno? – Niall zmarszczył brwi.
- Leigh! – krzyknęła Jade.
- Dobra, ja też się wygadałam.
- Tylko ja o niczym nie wiedziałem? – jęknął Zayn.  – Dzięki, Perrie.
- Dobra, nie musisz mnie bronić i tak mam na ciebie focha – Edwards wywróciła oczami.  – Też powiedziałam Zaynowi, kim jest Johnny.
- Świetnie! – Jesy klasnęła w dłonie z udawanym entuzjazmem. – Wiecie, nie miejcie mi za złe, ale mój wyimaginowany mąż Orlando Bloom też wie, kim jest Johnny. Ups, przepraszam, że się wygadałam!
- Jesy, nie gniewaj się – wtrącił Horan. – Okej, przepraszamy, że wiemy o Johnnym, ale teraz to mało istotne. O co chodzi? Czemu się odezwał?
- On wysłał mi zdjęcia. Zdjęcia, na których zabijamy – Nelson opuściła głowę, wpatrując się w czubki swoich butów.
Leigh-Anne przysiadła na skraju kanapy.
- Kurwa – przeklęła pod nosem. Ostatnio nie robiła tego często, tym bardziej Niall nieco się zaniepokoił.
- Hej – Horan przytulił ją do swego boku. – Co jest?
- Po prostu myślałam, że to koniec.
- A nie jest?
- Nie rozumiesz Niall – Jesy kiwnęła głową. Wyjęła z kieszeni pomiętą kartkę papieru, odczytując głośno. – Tak jak mówiłem, to nie jest koniec. Jeśli nie chcesz, żeby ktoś zobaczył te zdjęcia, zaangażuj dziewczyny. Uważaj, znam każdy twój ruch – przełknęła głośno. – Pamiętasz, jak bardzo nie lubię, gdy ktoś ze mną pogrywa?
- Skąd to masz? – Louis stanął w progu, marszcząc brwi.
- Leżało na wycieraczce przed domem.
- Cholera – jęknął Liam, chowając twarz w dłoniach. Jade usiadła obok niego. Nic nie powiedziała, ale sam fakt, że była przy nim zawsze wspomagał Liama, który wciąż nie pogodził się z tym, że zabił Patrycję.
- I co teraz? – Zayn wzruszył ramionami, wzdychając ciężko.
- Zostaniemy tu na noc – Niall prychnął, jakby nigdy nic. – Jesy nie może siedzieć sama, jeśli ktoś obserwuje ten dom. Może nawet nas.
- Jestem za – przytaknął Louis.  – Zresztą, Harry zadomowił się na desce sedesowej i szybko jej nie zostawi.
- Zostajemy! – Malik krzyknął. – Nie dam mu zniszczyć tapicerki w Megan.
Jesy uśmiechnęła się delikatnie.
- To miłe z waszej strony. Przygotuję jakąś kolację czy coś.
- Pomożemy ci! – wszyscy udali się do kuchni, za wyjątkiem Liama i Jade.
- Liam? Jest okej?
- Tak – Payne uśmiechnął się niemrawo, cmokając Jade w policzek. – Po prostu zignorujmy to i idźmy do nich.
Złapali się za ręce i omijając temat, dołączyli do przyjaciół.

*następnego dnia*

Od rana Jesy zaczęła poszukiwania sojuszników. Próbowała skontaktować się ze wszystkimi przyjaciółmi z branży. Większość z nich, gdy tylko usłyszała imię Johnny'ego, od razy wymyślała jakąś wymówkę. Nelson rozumiała ich zachowanie. Każdy wiedział, co może się stać, gdy wejdzie się w drogę Johnny’emu. Nikt nie chciał z nim zadzierać, ponieważ był najlepszy w tym, co robił. Zostały jej tylko trzy osoby na liście kontaktów. Miała nadzieję, że chociaż one się zgodzą, ale jeśli nie to była przekonana, że ona i dziewczyny nie będą mieć żadnych szans w walce z ich byłym szefem. Chciała załatwić wszystko sama, ale Perrie, Jade i Leigh-Anne uparły się, żeby pomóc. Jesy martwiła się o Pinnock. Nie chciała, by jej przyjaciółka znowu przez to przechodziła. Obiecała jej, że wtedy, w Polsce, będzie ich ostatnia misja. Niestety, nie dotrzymała słowa i przez to czuła się jeszcze gorzej. Obwiniała siebie za tą całą sytuację. Gdyby wcześniej pozbyła się Johnny’ego, nie byłoby teraz problemu. Rozmyślania Jesy przerwał głośny krzyk Jade. Szybko wbiegła na górę, po czym weszła do pokoju dziewczyny.
- Liam! Zabij go! Zabij! – krzyczała.
- No przecież już go nie ma – zaśmiał się chłopak.
- No bardzo śmieszne! Ja tu umieram ze strachu, a ten idiota się śmieje – warknęła, schodząc z łóżka.
- Przecież już go zabiłem – powiedział Liam, przytulając Thirlwall.
- Nie dotykaj mnie! Nie rozmawiam z tobą – burknęła, po czym wyszła z pokoju, puszczając oczko do Jesy. Nelson zaśmiała się tylko, rozumiejąc, o co chodzi przyjaciółce.
- Co ja zrobiłem?
- Pewnie okres się jej spóźnia – zaśmiała się i udała się za Jade. Zdezorientowany Liam stał jeszcze przez chwilę w pokoju, po czym wszedł pomieszczenia obok.
- Horan! Pinnock! Wstajemy!
- Liam, kocham cię, ale weź się czymś zajmij – jęknęła Leigh-Anne.
- Waśnie – jęknął Niall. – Czekaj, ty go co?!
- Jest dla mnie jak brat, baranie, a teraz albo idziesz spać, albo wynocha.
- Macie pięć minut na to, żeby znaleźć się w salonie – odezwał się Liam, po czym wyszedł.
- Wiem, ale lubię się z Tobą droczyć – zaśmiał się blondyn.
- Wyjdź i nie wracaj – powiedziała dziewczyna, przytulając się do niego.
- Jak mam wyjść, skoro mnie trzymasz?
- Dobra, spadaj – powiedziała oburzona, odsuwając się od niego.
- Przecież żartowałem – uśmiechnął się, przyciągając ją do siebie.
- Mówiłam ci już, że cię nienawidzę?
- Miliony razy, a teraz cicho, jeszcze pięć minut!

- Wody! Woooody! Wooody! Błagam dajcie wody! – krzyczał Harry, zsuwając się po schodach.
- W kuchni – wskazała Jade. Chwilę potem Styles wrócił do salonu z ogromną butelką i proszkami na ból głowy.
- Tak po za tym, to co się stało w kuchni?
- Co? – zapytała Jesy i szybko weszła do pomieszczenia. – Do cholery!!! Wszyscy na dół, w tej chwili! – krzyknęła się najgłośniej, jak potrafiła.
- Boże, moja głowa – jęknął Harry.
- Czemu się tak drzesz, daj ludziom spać – warknęła Perrie, ledwo patrząc na oczy.
- Zostawiłam was wczoraj w mojej kuchni i co kurwa narobiliście?!
- Ale o co Ci … Ohhh. Co tu się stało? – zdziwił się Malik, gdy zobaczył umorusane meble.
- Kto, do jasnej cholery, za tym stoi?!
- Możliwe, że to ja, Jade, Perrie i Niall – odezwał się cicho Louis.
- Nie obchodzi mnie, jak to zrobicie, ale macie posprzątać! – warknęła, wychodząc. – A reszta za mną! Do salonu! – dodała. Wszyscy posłusznie poszli za nią. Nie chcieli jej bardziej denerwować. - Zacznijmy od tego, że znowu musicie tu zamieszkać. Nie mam zamiaru pilnować wszystkich z osobna. Muszę mieć was pod ręką, tak więc dzisiaj pojedziecie po swoje rzeczy i wrócicie tu w przeciągu dwóch godzin. Kolejną rzeczą jest, że nikt nie może się dowiedzieć o tym, że znowu coś się dzieje, rozumiecie? – wszyscy przytaknęli. – Dobrze, więc teraz… - nie skończyła, ponieważ ktoś zapukał do drzwi. Przerażona Leigh spojrzała na Jesy, po czym wyjęła swoją broń i podeszła do drzwi razem z przyjaciółką.
- Wita... Co ty robisz? – wydusiła dziewczyna, gdy została przygwożdżona do ściany przez Pinnock.
- Co z nią zrobimy?
- Trzeba ją zlikwidować, pracuje dla tego... - warknęła Jesy.
- Daj dojść do słowa, a wtedy przekonasz się, że warto mnie nie zabijać.
- Okej, mów – powiedziała Leigh, nie odsuwając broni od jej skroni.
- Tak, pracuję dla Johnny’ego.
- Dla kogo? Po chuja tu przylazłaś?! – z kuchni wyszła Jade z pistoletem w ręce, zaraz za nią pojawiła się Perrie.
- Skąd wy macie taki sprzęt? – zapytała zdezorientowana Jesy.
- Sprawdź swój nowy schowek, to się dowiesz – burknęła blondynka.
- Mogę skończyć? – odezwała się dziewczyna, nie ruszając się, aby nie prowokować Pinnock. Gdy nie usłyszała sprzeciwu, pozwoliła sobie kontynuować – Więc tak jak mówiłam, pracuję dla Johnny’rgo, ale już od dawna szukam okazji, żeby się na nim zemścić. Razem z moimi przyjaciółkami próbowałyśmy go zniszczyć, ale nie wyszło. Zabił nawet naszych bliskich, dlatego teraz to my chcemy zabić jego.
- Czekaj, czekaj, to ty jesteś TA Cher?
- We własnej osobie. A teraz, proszę, puść mnie Leigh, chciałabym wam przedstawić moje znajome – uśmiechnęła się. – Dziewczyny, chodźcie – zawołała, a po chwili w domu pojawiły się cztery dziewczyny.
- Ułaaaa, chyba się zakochałem – odezwał się Louis, parodiując minę swoich kolegów z zespołu, ale zaraz po tym oberwał od Harry’ego po głowie. – Ała za co? Przecież ja tylko udaje tę dwójkę – wskazał na przyjaciół.
- Na mnie nie patrz, ja tym razem jestem niewinny – powiedział Zayn, podnosząc ręce w obronnym geście.

______________________

I don't know about Lou but he's feeling 22!
No cześć! :)
Nie chce mi się dużo mówić, więc tylko powiem, że życzę Wam wesołego jajka i takie tam, haha. Mam nadzieję, że 2014 będzie dla Was owocny!
MERI KRISMES!

Tak bardzo 22 lata...

Hej kochani! <3
Chciałabym życzyć Wam wesołych świąt <3
Nie będę się rozpisywać, bo nie jestem dobra w składaniu życzę ;c

Nasz Lou ma 22 lata, stara dupa z niego <3
Komentujcie <3
Agnes


3 komentarze:

  1. Ale się porobiło ;D Nie mogę doczekać się następnego rozdziału <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejku Zajebiste!! Mam nadzieję że nowy rozdział szybko się pojawi!! Xx

    OdpowiedzUsuń
  3. Taak jest, MC’Donald’s najlepszy :D
    I ta obsesja na punkcie Megan :D
    Scenki z after party najlepsze ;D
    Później już poważniej..
    Wszystko napisane jak najlepiej :)
    Uwielbiam <33
    @Happy_Ania

    OdpowiedzUsuń